Wtorek, 6 kwietnia 2010
Rozmowa z Andrzejem Janickim – właścicielem i prezesem drukarni im. Anczyca w Krakowie
CzasopismoBiblioteka Analiz
Tekst pochodzi z numeru271
Zostałeś właśnie prezesem drukarni i jej właścicielem. Działasz teraz na własny rachunek. Zacznijmy więc od finansów. Jak wydawcy płacą drukarzom?Generalnie bardzo źle. Jednak moim zdaniem nie jest to celowa polityka, a efekt zatrzymania gotówki w hurcie i w detalu. To zdecydowanie elementy rynku wydawniczego, z którymi w polscy wydawcy sobie nie radzą. Sam miałeś epizod hurtowy w swoim zawodowym życiorysie jako szef firmy dystrybucyjnej Dobra 28. I też byłeś złym płatnikiem? Pewnie tak, bo mi z kolei nie płacił detal, a największe opóźnienia w tym zakresie dotyczyły największych podmiotów aktywnych w tym segmencie rynku. Nie chcę wymieniać nazw, bo są powszechnie znane. Chociaż muszę przyznać, że w tym krótkim okresie, w którym kierowałem hurtownią, bardzo dobrym płatnikiem okazał się Azymut. Czy tak pozostało do dziś, trudno mi ocenić. Jakie dostrzegasz słabości w działalności hurtu księgarskiego? Przede wszystkim zbyt duże rozdrobnienie hurtu i brak konkurencji dla największych firm. Głównym problemem wielu mniejszych podmiotów dystrybucyjnych są zbyt wysokie koszty działalności i zbyt małe możliwości dystrybucyjne. W związku z tym ich rola na rynku będzie stopniowo malała – nie będą w stanie wytrzymywać konkurencji liderów. To z kolei niesie ryzyko dla wydawców, że wkrótce na rynku dystrybucji powstanie układ tzw. Monopoly Oligopol (kilku liderów decydujących o grze w danym segmencie rynku), a w efekcie także dla drukarń, właśnie ze względu na dyktowanie warunków przez handel w płatnościach za dostarczony towar, co automatycznie przełoży się na płatności za wykonane usługi poligraficzne. O jakich terminach mowa? Mam wydawnictwa, które zalegają z płatnościami nawet po trzy miesiące. W takich sytuacjach staję przed decyzją, czy wstrzymać współpracę, szukać innego klienta i zmniejszać zatrudnienie, ponieważ nie mam możliwości finansowania w nieskończoność działalności niektórych wydawnictw. Oczywiście niektóre firmy płacą „jak w zegarku”, ale są też takie, które płacą po 30 dniach i te, które regulują swoje zobowiązania po 50. Niestety, ostatnio jednemu z moich dużych klientów odmówiłem wykonania czterech tytułów z powodu niedotrzymywania terminów płatności. A w tym czasie rosną zobowiązania drukarza wobec jego dostawców… Dokładnie tak, za papier drukarnia – przy dobrym układzie z dostawcą – musi zapłacić po 90 dniach, częściej jednak jest to 60 dni. W innym przypadku dostawy są wstrzymywane, układ jest prosty – nie zapłacisz, nie dostajesz papieru, nie drukujesz i nie zarabiasz. Zresztą takie same zasady wyznają również dostawcy innych materiałów poligraficznych. Obowiązujący powszechnie termin płatności za farby do druku to 60 dni. Nie inaczej jest w przypadku płyt do druku. Obecnie koszt 1 mkw. płyty to 6-7 euro. W przypadku druku w czterech kolorach, na pełnoformatowej maszynie, mówimy o kosztach rzędu 20 euro za jeden narząd na maszynie. To wszystko są realne koszty. Przecież pracownikowi też trzeba zapłacić po 30 dniach. Tu nie ma miejsca na negocjacje, jakie prowadzi drukarz z wydawcą. Zatem jak oceniasz obecną kondycję drukarń na naszym rynku? Jesteśmy niestety dość słabi. Według mnie mamy także do czynienia z nadwyżką mocy produkcyjnych. Na rynku trwa bardzo dynamiczna konkurencja, jeżeli chodzi o ceny świadczonych usług. Drukarnie systematycznie tną własne koszty. Tak było na przykład we wszystkich drukarniach, w których pracowałem. Które drukarnie dziełowe odgrywają najważniejszą rolę na rynku? Jest kilka silnych podmiotów, których działalność wychodzi szerzej niż tylko produkcja dziełowa. Na pewno dobrze prosperują nowoczesne drukarnie, które w ostatnich latach uzyskały dofinansowanie ze środków unijnych, takie jak: Pozkal, Colonel, Zapolex, Druk Intro czy Drukarnia Narodowa w Krakowie. Można je swobodnie porównywać z firmami zachodnimi. Może różni je jeszcze odrobinę poziom automatyzacji, a co za tym idzie także zatrudnienia, ale to podmioty bardzo dobre, może nawet lepsze niż wiele firm niemieckich, bo dysponują całkowicie nowoczesnym parkiem maszynowym. Czy tworzą konkurencję wobec firm zachodnich, czyli czy produkują na eksport? Część tak, ale sporo podmiotów ma problem z wejściem na zagraniczne rynki. Trudno jest wybrać właściwą formułę takiej działalności, czy lepiej robić to przez miejscowego przedstawiciela czy może pośrednika. Pamiętajmy, że przez długie lata byliśmy zamknięci na świat i stąd ta stosunkowo niewielka znajomość rynków zachodnich. Ostatnie 20 lat nie wystarczyło, żeby to nadrobić. Zdarza ci się, że zagraniczni wydawcy szukają w Polsce wykonawców? Tak, ale chodziło głównie o druk hitsettowy, czyli czasopisma. Choć oczywiście kilku wydawców zagranicznych współpracuje z polskimi drukarniami. Jest brytyjski wydawca, który ma nawet u nas swojego przedstawiciela. Także moja drukarnia świadczy dla niego usługi. Działają też na rynku dwie osoby, które kiedyś pracowały w firmie dystrybuującej materiały poligraficzne, a obecnie szukają kontaktów z wydawcami zagranicznymi, a dla nich partnerów w polskiej poligrafii. Uważasz, że taka formuła ma przyszłość? Tak, jej upowszechnienie to tylko kwestia czasu. Taką formułę próbuje stosować także Donnelly Polska. Ich warszawskie biuro handlowe wysyła zapytania ofertowe do wielu drukarń. Jednak obecny poziom cen nie pozwala jeszcze na rozwinięcie takiej współpracy. Skoro o tym mówimy, to jak wypada nasz poziom cen w porównaniu z zagranicznymi warunkami? Przy nakładach poniżej 10 tys. egz. polskie ceny są bardzo atrakcyjne dla potencjalnych odbiorców. Wyższe nakłady często można taniej wykonać w firmach zachodnich, co wynika z dużego zaawansowania technicznego tamtejszych drukarń i niewykorzystywania mocy produkcyjnych, jakimi dysponują. Przy wyższych nakładach jednostkowe koszty logistyczne znacznie spadają i stąd oferta na polskim rynku drukarń niemieckich. Wspomniałeś o wykorzystywaniu przez polską poligrafię środków unijnych… Chodzi o dotacje związane z wdrażaniem nowoczesnych technologii. O jak dużych pieniądzach mówimy?Ogromnych, bo mówimy o wkładach finansowych w wysokości od 30 do 80 proc. wartości inwestycji. W przypadku polskich drukarń było to często po około 20 mln zł, a nawet więcej. Dzięki tym środkom drukarnie, które umiejętnie z nich skorzystały, stały się naprawdę nowoczesnymi przedsiębiorstwami. Ciągle jeszcze na rynku istnieje grupa podmiotów poligraficznych, które należą do skarbu państwa… Tak, ale stosunkowo niewielka… Ale znajdują się tam firmy dość znaczące: Olsztyńskie Zakłady Graficzne, Białostockie Zakłady Graficzne, Drukarnia Naukowo-Techniczna… Rzeczywiście, z mniejszych można wymienić jeszcze Drukarnię Wojskową w Łodzi, Zakłady Graficzne w Łodzi, Poznaniu czy w Cieszynie, choć te ostatnie znajdują się chyba w likwidacji. Jak oceniasz ich szanse prywatyzacyjne? To trudny temat. Wszystko opiera się o wycenę tych firm i to, czy ktoś zechce wyłożyć odpowiednie pieniądze na zakup od Skarbu Państwa. Moim zdaniem lepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie ich na giełdę niż szukanie pojedynczego inwestora. Ale czy znając ich potencjał uważasz, że po wejściu prywatnego właściciela, pozycja tych zakładów mogłaby wzrosnąć? To są różne firmy, zarządzane obecnie przez różnych liderów. Kolejny problem, to wartość majątku, która w przypadku niektórych z nich jest dość wysoka. Patrząc z punktu widzenia ewentualnego inwestora, liczy się stopa zwrotu z kapitału. Wszystko zależy od ich potencjalnej i rzeczywistej rentowności. Jeżeli mówimy o poziomie 5 proc., to taki, a najczęściej wyższy zysk gwarantują nam lokaty bankowe, w przypadku których ryzyko inwestycji jest nieporównywalnie mniejsze. Pewnie dlatego prywatny kapitał nie reaguje tak pozytywnie na ofertę prywatyzacyjną polskich drukarń. Tam gdzie aktywa były atrakcyjne, jak w Domu Słowa Polskiego, czy też w Drukarni Naukowo--Technicznej, to nie część poligraficzna była najcenniejszym elementem firmy. Ty jednak ostatnio zainwestowałeś… W przypadku Drukarni im. W.L. Anczyca mój wkład finansowy był stosunkowo niewielki, a i sytuacja była inna. Jedyny akcjonariusz, czyli KCI, chciał się wycofać z tego projektu. To grupa krakowskich inwestorów, którzy po wielu latach prób i doświadczeń uznali, że część poligraficzna Drukarni Wydawniczej im. W.L. Anczyca nie gwarantuje im osiągnięcia sukcesu finansowego. Jednocześnie prowadząc wiele innych działań biznesowych, podjęli decyzję o sprzedaży za naprawdę niewielkie pieniądze. W tym …
Wyświetlono 25% materiału - 1188 słów. Całość materiału zawiera 4755 słów
Pełny materiał objęty płatnym dostępem
Wybierz odpowiadającą Tobie formę dostępu:
1A. Dostęp czasowy 15 minut
Szybkie płatności przez internet
Aby otrzymać dostęp kliknij w przycisk poniżej i wykup produkt dostępu czasowego dla Twojego konta (możesz się zalogować lub zarejestrować).
Koszt 9 zł netto. Dostęp czasowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Czas dostępu będzie odliczany od momentu wejścia na stronę płatnego artykułu. Dostęp czasowy wymaga konta w serwisie i logowania.
1B. Dostęp czasowy 15 minut
Płatność za pośrednictwem usługi SMS
Aby otrzymać kod dostępu, należy wysłać SMS o treści koddm1 pod numer: 79880. Otrzymany kod zwotny wpisz w pole poniżej.
Opłata za SMS wynosi 9.00 zł netto (10.98 PLN brutto) i pozwala na dostęp przez 15 minut (bądź do czasu zamknięcia okna przeglądarki). Przeglądarka musi mieć włączoną obsługę plików "Cookie".
2. Dostęp terminowy
Szybkie płatności przez internet
Dostęp terminowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Dostęp terminowy wymaga konta w serwisie i logowania.
3. Abonenci Biblioteki analiz Sp. z o.o.
Jeśli jesteś już prenumeratorem dwutygodnika Biblioteka Analiz lub masz wykupiony dostęp terminowy.
Zaloguj się