Janusz Krasiński pozostaje pisarzem niedocenionym? Paradoksalnie nie czuł się „niedoceniony”. Wręcz przeciwnie, miał świadomość, że wybitni krytycy dostrzegają jego artystyczny kunszt i wagę przekazywanych treści. Był też laureatem prestiżowych nagród literackich. Problem jednak w tym, że Krasiński nie był i nadal nie jest znany szerszemu odbiorcy. Jego twórczość nigdy nie została rozsławiona i spopularyzowana w stopniu, w jakim na to zasługuje. W mediach w zasadzie się o nim nie pisze i nie mówi. Zaś w przekrojowych opracowaniach literatury współczesnej – na co zwracał uwagę m.in. Maciej Urbanowski – jest czasem całkowicie pomijany. Sam pisarz w mojej z nim rozmowie, która ukazała się na łamach „Plusa Minusa” w marcu 2011 roku, czyli na półtora roku przed swoją śmiercią, powiedział: „moje książki są ciągle jakby zakazane, kłopotliwe, krążą pokątnie jak konspiracyjne biuletyny. Recenzje, czasem bardzo dobre, przemykają niezauważone, a wywiady to rzadkość”. I dodał z goryczą: „Jestem ścigany milczeniem”. To, moim zdaniem, bardzo trafne stwierdzenie. Przyczyny owego ścigania i osaczenia milczeniem widział Krasiński w obranej przez siebie tematyce, która dla wpływowych środowisk III RP była niewygodna. I choć niby wszyscy czekali na wielką literaturę o czasach PRL-u, kiedy po roku 89 zaczęły ukazywać się kolejne tomy jego powieści rzeki, w której opisał najpierw więzienia stalinowskie, a potem dalsze zmagania Polaków w latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku, to się okazało, że nie o taki poważny obraz najnowszej historii chodzi. Jak zauważył w wywiadzie, którego udzielił w 2007 roku Magdalenie Miecznickiej, ten PRL miał być raczej śmieszny, głupawy, ale w gruncie rzeczy sympatyczny. Prawda o przestępczym charakterze komunistycznego systemu nie była mile widziana… Literacką drogę wyznaczyła Krasińskiemu dramatyczna młodość? Trzy pierwsze dekady życia miały fundamentalne znaczenie dla jego literackiego dzieła. Bez tragicznych osobistych doświadczeń młodości pewnie też zostałby pisarzem, ale zupełnie innym. Pisać książki chciał od dzieciństwa. Od wczesnych lat przejawiał literacki talent, o czym świadczy przykre dla niego niedowierzanie nauczycielki w szkole podstawowej, która powątpiewała, czy swoje wypracowania tworzył samodzielnie. Jednak to, co los mu zgotował podczas II wojny światowej, w szczególności pod jej koniec, oraz w latach bierutowszczyzny, sprawiło, że Janusz Krasiński stał się jednym z najważniejszych świadków XX wieku, który – czerpiąc z własnego doświadczenia – mógł w przejmujący sposób opisać zbrodnie obu totalitaryzmów: niemieckiego nazizmu i sowieckiego komunizmu. Największy dramat w jego życiu zaczyna się podczas Powstania Warszawskiego, 10 sierpnia 1944 roku, kiedy na Mariensztat, gdzie mieszkał wraz z matką (ojciec już wtedy nie żył), wkroczyli Niemcy. Podpalili kamienicę, a mieszkańców popędzili do obozu przejściowego w Pruszkowie pod Warszawą. Tam szesnastoletni Janusz został „wyselekcjonowany” do transportu. Matka za nic nie chciała się z nim rozstać. W ten sposób oboje trafili do Auschwitz, gdzie zaraz po przybyciu na obozową rampę matkę z grupą Żydów pognano do komory gazowej. Po miesięcznej kwarantannie Krasińskiego przewieziono do obozu koncentracyjnego w Hersbruck na terenie III Rzeszy, gdzie zmuszony był do pracy ponad siły. Wiosną 1945 roku, podczas ewakuacji obozu, przeszedł tzw. „marsz śmierci” i dotarł do Dachau, skąd kilka dni później wyzwolili go Amerykanie. W ich strefie okupacyjnej spędził dwa lata i postanowił wrócić do kraju, gdzie po kilku miesiącach, w lipcu 1947 roku, został aresztowany pod absurdalnym, całkowicie sfingowanym zarzutem działalności szpiegowskiej na rzecz USA. Dla dziewiętnastoletniego chłopaka prokurator domagał się kary śmierci. „Łaskawy” sąd skazał go ostatecznie na lat 15. Krasiński wyszedł z więzienia po 9 latach, w maju 1956 roku. Dużo bólu – jak na jedno życie… Dlatego też, już jako pisarz, jak to ujęłam w mojej poświęconej mu książce: „Janusz Krasiński nigdy nie cierpiał z powodu braku tematów. Za to jako człowiek nacierpiał się wiele”. Po opuszczeniu celi więziennej usiłował rozpocząć nowe życie we Wrocławiu… Najpierw szukał pracy w Warszawie. Początkowo, aby móc się utrzymać, pracował fizycznie, jako tragarz. Niedługo potem na fali październikowej odwilży zadebiutował na łamach rozchwytywanego wówczas dwutygodnika „Po Prostu” wierszem, napisanym jeszcze w 1954 roku w więzieniu w Rawiczu, pt. „Karuzela”. Znakomity utwór, ukazujący w rytmicznym metrum kółko spacerowe, w którym osadzeni kręcą się jak w transie, …