Znów wczesno-poranny początek dnia, ale tym razem to jednak godzina ósma – słońce już raźno przyświeca. Wjeżdżamy w skrawek kamienic wciśniętych pomiędzy tyły wielkiej arterii, jakiś zakład otoczony ceglastym murem – charakterystycznym dla starego Wrocławia, a z drugiej strony kolano Odry. Klepisko, na którym parkujemy, usiane jest gruzem, z kilku drzew opadły już liście. Trzy klatki pośrodku niczego. Przez otwarte drzwi wchodzimy na drewniane schody i wspinamy się na szczyt. Duszę dzwonek – taki staroświecki, z lat pięćdziesiątych, o którym nie sposób napisać „naciskam”. Z głębi mieszkania słychać gong, jednak nikt nie otwiera. Jest trzy po dziewiątej. Szukam numeru telefonu, pod którym umówiliśmy wizytę, ale słychać kroki na schodach i rzeczywiście – po chwili naszym oczom ukazuje się niski trzydziestolatek. Witamy się, wpuszcza nas do mieszkania i mówi: – Tu, te książki, za chwilę przyjdzie brat. – Jednocześnie wskazuje olbrzymią pryzmę rozłożoną na dywanie. Górują nad nią regały – zrobione na wymiar, przeszklone i całkowicie puste. Opadają mi ręce i tracę profesjonalizm. Pytam, po co wykładali książki na podłogę, skoro stały na półkach, ale nie doczekuję się odpowiedzi. Na froncie leżą tzw. „kolekcje”. Serie wydawnicze dołączane do gazet lub sprzedawane w kioskach, także czasopisma zbierane w firmowych segregatorach: „Twój ogród”, „Życie zwierząt”, „Geografia świata” i podobne – z trudem przesuwamy je (daleko) i docieramy do głębszych – już bardziej interesujących pokładów. Przychodzi zapowiadany brat – wygląda identycznie jak ten, który nam otworzył, ale ma inną koszulkę i jest nieco bardziej rozmowny. Książki zbierał ich ojciec. Ma nadzieję, że coś wybierzemy i dziwi się, że serie z kiosków nas nie interesują. Biblioteka przyrodnicza: kilkanaście atlasów motyli w różnych językach, choć na szczęście przeważa polski, ornitologia, a zwłaszcza gołębiarstwo, anatomia zwierząt, pszczelarstwo, jest też dział numizmatyczny, trochę „bibuły” z lat osiemdziesiątych oraz prawo. Nie ma literatury, co się rzadko zdarza – zastanawiam się, czy bliźniacy wyczyścili półki, czy biblioteka była tak starannie skompletowana. Przez telefon, podczas umawiania wizyty, rozmawiałem z żoną jednego z nich – może ona? Potem przeglądamy rzeczy zgromadzone w drugim pokoju: winyle, kilka obrazów, rogi zwierząt, kolekcję medali. Na ścianie wisi gablota z motylami – ich fosforyzujące skrzydła przykuwają uwagę Agnieszki. – Książki są jeszcze na strychu – Przypomina sobie jeden z bliźniaków. Przechodzimy więc przez drzwi naprzeciwko wejścia do mieszkania. Przed nami wyrasta gołębnik – pełen żywych i gruchających okazów, którym przyglądamy się przez siatkę nieco oniemiali. Gołębie oczy wpatrują się w nas i nie wydają się …