Wtorek, 27 lipca 2021

„Sentimental Journey” to tytuł wydanej w 1970 roku pierw­szej solowej płyty Ringo Starra, na której dawny perkusista The Be­atles nagrał i zaśpiewał największe amerykańskie standardy jazzowe, w tym tytułowy utwór, który po raz pierwszy zaśpiewała Doris Day. Ale czym jest sentymentalna podróż? We wspomnianej piosence to po­dróż do krainy dzieciństwa i domu, w którym wyrastaliśmy. Możemy w nią wyruszyć pod wpływem fil­mu, piosenki, ale także książki. Mnie taką podróż zafundował Ma­ciej Hen i jego publikacja „Beatlesi w Polsce”.

Jestem jedną z jej licznych (bądź nielicznych – wszystko przecież za­leży od spojrzenia) bohaterek, więc już samo spotkanie z autorem, zbie­rającym dokumentację do książki, było podróżą. Musiałam zanurzyć się we wspomnieniach i cofnąć do końca lat siedemdziesiątych, gdy ta­ta kupił mi pierwszą, a jedyną wy­daną w Polsce płytę The Beatles, za­wierającą siedem utworów. Bo prze­cież ten prezent na zawsze zmienił moje patrzenie na świat. Potem jed­nak przyszła sama publikacja i jej lektura. Naprawdę porywająca. Dla­czego?

Dziś internet, a co za tym idzie postępująca globalizacja sprawia­ją, że żyjemy z jednej strony w do­mach w osamotnieniu, ale z dru­giej – w globalnej sieci łączymy się w grupy, skupiające ludzi o podob­nych zainteresowaniach. Kiedyś, by spotkać kogoś, z kim „nadaje­my na tej samej fali”, trzeba było wyjść z domu i gdzieś go poznać. I o tym jest ta książka. Pokazuje innych podobnych do nas. Uświa­damia, że i wtedy nie byliśmy sa­mi, choć nie wszyscy znaliśmy się między sobą. Jak radziliśmy sobie ze zdobyciem informacji o ukocha­nym zespole, ze zdobyciem piose­nek, płyt, nut czy książek autor­stwa Johna Lennona? Jakim wy­darzeniem dla nas był seans filmu z Beatlesami czy emisja takiego filmu w TV?

W latach osiemdziesiątych po­czucie wspólnoty dawał mi Fan Club The Beatles, który miał swo­ją siedzibę w Staromiejskim Do­mu Kultury, dokąd zresztą wróci­łam potem na warsztaty literackie. Jednak i moje literackie nastolet­nie próby jeszcze przed pójściem na warsztaty wiązały się z Beatlesami, gdyż pisałam opowiadania z Ringo Starrem w roli głównej. O tym opo­wiadałam autorowi książki, uważa­jąc to zresztą za jedną z bardziej że­nujących autobiograficznych opo­wieści. Jednak potem… czytając już po wydaniu opowieści innych beatlemaniaków, doszłam do wnio­sku, że stanowiliśmy wielką wspól­notę, choć przeważnie nie znaliśmy się nawzajem. Fan Club powstał przecież późno, obejmował tylko Warszawę i… zbiegł się z zawiesze­niem stanu wojennego. W znajomo­ściach globalnych były więc wtedy pewne ograniczenia.

Bohaterowie książki Macieja Hena byli (są) fanami Beatlesów, ale nie wszyscy byli w Fan Clubie. Niektórzy byli muzykami, jak An­drzej Zieliński, który pod wpły­wem mundurów użytych na po­trzeby okładki „Sierżanta Pieprza” postanowił w pewnym momencie ubrać swój zespół w mundury Ar­mii Czerwonej. Inni byli kompo­zytorami, jak Katarzyna Gärtner, która nawet rozmawiała z samym Lennonem. Jeszcze inni byli nasto­latkami, z których… między inny­mi pod wpływem Beatlesów, wy­rośli angliści, jak prof. Jerzy Jar­niewicz – dziś wybitny znawca li­teratury anglojęzycznej i profesor Uniwersytetu Łódzkiego. Nie zna­liśmy się wtedy, ale dziś wszyscy stanowimy jedność. I to jest niesa­mowite.

Na 50. urodziny dostałam od mę­ża jubileuszowe wydanie „Sgt. Pep­per’s Lonely Hearts Club Band” – płyty, która jest moją ulubioną, ale także jest… moją rówieśnicą.
Z książki dowiedziałam się nie tylko wiele o fanach Beatlesów i be­atlemanii w Polsce, ale też o tym, jaki wpływ na życie innych mieli Beatlesi. Np. poeta Antoni Pawlak cytatem z „Help” rozbroił egzami­natora na studiach. Z kolei pisarce Agacie Widzowskiej John Lennon „załatwił” wizę do USA. Po prostu powiedziała w konsulacie, że musi zobaczyć Dakota House.

Książka Hena to chronologicz­nie poprowadzona sentymentalna podróż przez fenomen Beatlesów w Polsce. Fenomen zdumiewający, bo Beatlesi, w przeciwieństwie do Stonesów, nigdy nie zagrali w Pol­sce. A ponadto, zgodnie z tym, o czym w swoim czasie śpiewał ze­spół Perfect, umieli „ze sceny zejść niepokonani”, oddając przy tym hi­storii rocka 10 fenomenalnych płyt, z których każda stanowi kamień milowy w historii muzyki.

Rozdziały książki „Beatlesi w Polsce”, będące tytułami piose­nek czwórki z Liverpoolu, chrono­logicznie wiodą nas przez świat, w którym Beatlesi rodzą się, zdo­bywają popularność, znikają ze sceny, a nadal dla wielu stanowią najważniejszy zespół na świecie. Autor pokazuje, co działo się w Pol­sce, gdy wydawane były kolejne ich płyty i jakie trudności mieli fa­ni ze zdobywaniem wiedzy o uko­chanym zespole, z gromadzeniem nagrań etc. Opowiada więc, usta­mi swoich bohaterów, o Radiu Lu­xembourg magnetofonach szpulo­wych i kasetowych, piosenkach Be­atlesów wykorzystywanych w Ko­brze. A także o „Świecie Młodych” drukującym nuty, chwyty i teksty, bazarach, gdzie kwitł handel pły­tami z Zachodu i wielu innych zja­wiskach, które dziś należą już do historii. W tym historii życia spo­łecznego PRL.

Dziś wystarczy odpalić Spoti­fy lub YouTube, by posłuchać uko­chanej piosenki. A wtedy? Na kar­tach książki Hena wspominany już prof. Jerzy Jarniewicz opowiada, jak wraz z kolegą zobaczył na uli­cy chłopaka niosącego pod pachą płytę „Revolver”. Chłopak był star­szy o kilka lat, więc podejść do nie­go było im trudno. Zlokalizowaw­szy, gdzie mieszka, przyszły prof. anglistyki napisał list zatytułowa­ny „Drogi kolego”. W odpowiedzi został zaproszony do domu, a no­wo poznany i starszy fan Beatlesów umożliwił młodszym kolegom prze­granie zgromadzonych wcześniej nagrań ulubionego zespołu.

Ta opowieść pokazuje, że w cza­sach gdy Beatlesi byli dla nas nie­osiągalni, byliśmy chyba wszyscy sobie nawzajem życzliwsi i bliż­si. A może myślę tak, bo po prostu wzruszyłam się tą publikacją? Bo odmłodniałam? Bo znów, jak kie­dyś, miałam ochotę iść od kiosku do kiosku. Tylko po co? „Świat Mło­dych” już dawno przestał się ukazy­wać. A gazety można w większości czytać w internecie. „Magazyn Li­teracki KSIĄŻKI” również. Ale sen­tymentalna podróż zobowiązuje. Choćby do tego, by wejść na chwilę na jedną z tras dzieciństwa. To mo­że być prawdziwa „Magical Myste­ry Tour”.

Autor: Małgorzata Karolina Piekarska