1. W "Złotej klatce” Camilli Läckberg znajdziemy taki obrazek ze Sztokholmu: „Ze zdumieniem patrzyłam na dziwki w centrum, miały makijaż jak z lat osiemdziesiątych i wysokie buty, gąbczastą cerę, a na rękach ślady po igłach, które starały się ukryć pod długimi rękawami bluzek i sweterków. Prosiłam je o papierosa i snułam fantazje o ich życiu. O wolności wynikającej ze znalezienia się na dnie. Bez ryzyka, że spadnie się jeszcze niżej. Bawiłam się myślą o tym, aby też tam stanąć, żeby zrozumieć, co się z tym wiąże, co to za mężczyźni, którzy kupują sobie chwile obleśnego zbliżenia w swoim volvo, gdzie na tylnym siedzeniu mają foteliki dla dziecka, a w schowku trzymają zapas pampersów i wilgotne chusteczki”. Mógł być Sztokholm, może być Warszawa, tylko volvo należałoby podmienić na inną markę samochodu. Bo ja wiem, może toyotę, może audi. Ten sam świat. 2. „Umorzenie”, dziewiąty tom cyklu „Joanna Chyłka” Remigiusza Mroza, przynosi groźne memento: „Dzień, w którym umrzesz, zacznie się tak samo jak każdy inny”. 3. Tytułowa bohaterka „Pacjentki” Alexa Michaelidesa, reklamowanej jako najlepszy thriller psychologiczny tego roku (swoją drogą, jesteśmy dopiero w połowie roku, skąd więc ta pewność?), została aresztowana i oskarżona o zabójstwo męża: „Zachowywała milczenie w czasie aresztowania. Odmówiła przyznania się do winy lub zaprzeczenia jej. Nie przemówiła już nigdy. Jej milczenie przekształciło tę historię ze zwykłej domowej tragedii w coś znacznie większego: w tajemnicę, zagadkę, która trafiła na pierwsze strony gazet i podsycała wyobraźnię publiki przez kolejne miesiące. Alicja nie odzywała się – ale złożyła oświadczenie. W formie obrazu. Zaczęła nad nim pracować, gdy wypisano ją ze szpitala i umieszczono w areszcie domowym przed rozprawą. Według wyznaczonej przez sąd pielęgniarki psychiatrycznej, Alicja prawie nie jadła i nie spała – tylko malowała. Zwykle przygotowywała się do nowego obrazu tygodniami, a nawet miesiącami – sporządzała nieskończenie wiele szkiców, ustalała i zmieniała kompozycję, eksperymentowała z kolorami i formą; po długim okresie dojrzewania idea rodziła się z każdym skrupulatnym pociągnięciem pędzla. Tym razem jednak Alicja drastycznie zmieniła proces twórczy i namalowała obraz w ciągu kilku dni po śmierci męża. Większości ludzi to wystarczyło, by ją obciążyć – tak szybki powrót do pracowni świadczył o nadzwyczajnej niewrażliwości. O monstrualnym braku wyrzutów sumienia bezwzględnej zabójczyni. Możliwe. Aczkolwiek nie zapominajmy, że o ile Alicja Berenson mogła być morderczynią, była także artystką”. No jasne, zupełnie nie rozumiem, dlaczego jeszcze kodeksy karne nie zostały podzielone na dwie części: jedna tyczyłaby się artystów właśnie, druga – reszty śmiertelników. 4. „Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie” francuskiego autora Frédérica Martela już tytułem odsłania swoją zawartość. Kto chce, niech czyta, a wynik sprzedaży książki wskazuje na to, że chętnych do lektury dzieła o homoseksualizmie w łonie Kościoła, ze szczególnym uwzględnieniem kleru katolickiego, nie brakuje. Tylko nie wiem, dlaczego wydawca nie zmienia nazwy na „Bezbożnik”. Trzeba sięgać do tradycji, śmiało! 5. …