Odniosła pani wrażenie, że z powodu Kazimierza Skiby mogłoby wybuchnąć IV powstanie śląskie!? Skiba był śląskim rolnikiem, któremu nie w smak była zmiana Katowic, jego rodzinnej wsi, w miasto. Dbał o miejscowych chłopów, nie po drodze było mu z przyjezdnymi niemieckimi mieszczuchami. I choć taką postawę można by odczytywać jako sprzeciw przeciwko postępowi, cywilizacji, to trzeba jednak rozumieć, że Skiba dbał o swoich, o ich interesy. Tymczasem gdy po 1945 roku nowa władza potrzebowała nowych bohaterów, postać Skiby została odmalowana jako ta patriotycznie polska. Powstała cała mitologia o tym, jak były sołtys przez kilkadziesiąt lat opierał się germanizacji swej rodzinnej miejscowości, bronił polskości. Ba, wraz z innymi miejscowymi miał siłą rozpędzać niemieckich radnych. Miał też pomagać powstańcom styczniowym. W ogóle też nie wiedzieć czemu uznano, że był światłym chłopem z obszerną biblioteką w domu. Pisano, że „polskie książki przywoził z częstych podróży o charakterze politycznym”. O tym, że Skiba w ogóle opuszczał Katowice, nic nie wiadomo, a jedyne dwie książki, które zachowały kolejne pokolenia, to podpisane przez Skibę „Żywot Pana Boga naszego Jezusa Chrystusa” i „Słownik polsko-niemiecko-łaciński”. Zwłaszcza druga z książek była mu pomocna, bo Skiba używał polskiego, nie mówił po niemiecku. Był po prostu miejscowym Ślązakiem, który niemieckim przyjezdnym powiedział „nie chca”. Ale konflikt dotyczył jedynie zmiany wsi w miasto i miał podłoże czysto ekonomiczne. Nie ma żadnych świadectw o tym, że Skiba angażował się w politykę. Kiedy więc po latach uprawiania mitologii o Skibie udało się zrekonstruować fakty, obnażyć tę dość prostą prawdę, niektórzy byli tym oburzeni. Pojawiło się dość mocne zacietrzewienie po stronie zwolenników nowych i bezspornych ustaleń oraz tych, którzy uznali, że to uderzenie w propolską postawę Ślązaków. Awantura wisiała w powietrzu. Spowodował ją też inny nieboszczyk, Wilhelm Szewczyk… Ślązacy bardzo cenią sobie tych, którzy spośród nich odnieśli sukces, ale nigdy nie zapomnieli, skąd pochodzą. Szewczyk, choć nie miał wyższego wykształcenia, był namiastką intelektualnej elity, której Katowicom długo brakowało. Był płodnym pisarzem, osobą aktywną, bywającą, ale też bratającą się, nie narzucającą dystansu. Był „synkiem stond”. Ale był w partii. Milczał w czasie znaczących wydarzeń, jak w marcu 1968 roku. Nigdy nie kontestował PRL-owskiej rzeczywistości. I właściwie z partią pozostał do samego końca. Przypomniano sobie o tym na fali dekomunizacji. Wszak był patronem placu obok katowickiego dworca. Gdy nazwisko Szewczyka postanowiono ściągnąć z tabliczek, rzeczywiście rozpętała się awantura. Oliwy do ognia dolała propozycja nowych patronów – Marii i Lecha Kaczyńskich. Przeciwnicy zmiany wytykali, że ci nie mieli nic wspólnego z …