Ludziska to zwierzęta stadne. Lubią się spotykać. Lubią się spotykać i gadać o głupstwach. Dlatego wymyślono randki, tok szoły i parlament. Nie inaczej jest w naszej kochanej branży księgarsko-wydawniczej. Gdzie nie spojrzysz, tam spotkanie dyskusyjne. Gdzie nie spluniesz, tam jakiś panel naukowy. Gdzie nie… Może na tym skończmy tę wyliczankę, bo znów mi się dostanie za obrazę moralności. He, jak by było co obrażać. Im mniej do roboty, tym więcej spotkań, narad i zjazdów wszelakich. Zależność jakaś taka dziwna. Przerabialiśmy to za komuny. Robić nie było komu, a plenum goniło plenum. Przemówienia, dyskursy, polemiki. Ten się udzielił, i już go nie ma. Tamten zabrał głos, i już nie oddał. A robota paliła się tylko w rękach kapusiów i donosicieli. I w tej materii (nie tylko w tej zresztą) niewiele się do dziś zmieniło. Branża księgarska uwielbia urządzać różnorakie spędy. Jak urządzić taki spęd? To bardzo proste. Najczęściej nie ma w ogóle powodu, by się spotykać. Trzeba więc powód taki wymyślić. Pretekstów może być wiele. W zasadzie wszystko może być pretekstem. Imieniny, urodziny, okrągła rocznica. Szósty tom brytyjskiej szmiry, zmiana personalna na niewiele znaczącym stanowisku, czy obfite opady śniegu pod Sochaczewem. Aby spęd sprawiał wrażenie istotnego merytorycznie, należy nadać mu tytuł. Tytuł spędu powinien być tematycznie związany z treścią obrad, choć nie jest to wymóg konieczny. Taki tytuł jest w stanie wymyślić każdy, kto skończył gimnazjum, nie powtarzając klasy więcej niż jeden raz. „Rola książki w życiu zestresowanych pań po 40-stce”, albo „Czytelnictwo w małych miejscowościach jesienią po zmroku”, albo „Dobra książka – produkt czy dobro kultury?”, oto przykłady. Ten ostatni zresztą autentyczny, o czym za chwilę. Skoro mamy już chęć, powód i myśl przewodnią spędu, trzeba zadbać o sprawy kadrowe, czyli obsadę personalną. Prawdę mówiąc, udział w takowym spędzie może wziąć praktycznie każdy, kto potrafi bez szkody dla ogółu wydukać kilka zdań i nie dostać ślinotoku; chociaż i takie przypadki się zdarzały. Zresztą, dlaczego mielibyśmy zabraniać występów publicznych osobom niepełnosprawnym? Żyjemy w społeczeństwie tolerancji i poszanowania mniejszości. Skoro pani Kazia może być gwiazdą w TV, to czemu szczerbaty garbus z epilepsją nie może udzielać się na Forum Księgarzy? Jak demokracja, to demokracja. Nie ma przebacz. Dobrze jest jednak zaprosić na spęd znane twarze lub przynajmniej znane nazwiska. Jak wielokrotnie próbowano dowieść (donieść) na łamach Biblioteki Analiz (vide „felieton” niejakiego Minusa), nie jest ważne, co się mówi, tylko liczy się to, kto mówi. Może to i prawda. Bo jak Antek-przygłup z podkrakowskiej wsi, miłośnik księgarskiej garmażerki z supermarketu, powie publicznie „dupa”, to ludziska machną ręką, nazwą go chamem i po sprawie. Jeśli to samo słowo wypowie znany i szanowany wydawca, słuchacze będą zastanawiać się głośno, co (lub kogo) miał na myśli i dlaczego zareagował w tak bezkompromisowy (bo przecież nie chamski) sposób. A jeżeli wyraz ów padnie z ust wielkiego pisarza, autorytetu moralnego, to …