U schyłku lata jednym z najważniejszych medialnych tematów są oczywiście podręczniki – w tym roku epodręczniki. Zawdzięczamy to medialnej aktywności minister edukacji Katarzyny Hall, która za ulubiony temat publicznych wystąpień w tym przedwyborczym, okresie obrała sobie właśnie przyszłość e-edukacji. Wszystko zaczęło się od, przedstawionego w lipcu przez jej resort projektu nowelizacji rozporządzenia w sprawie m.in. dopuszczania do użytku podręczników szkolnych. Jedną z najważniejszy zmian w przedstawionym przez MEN projekcie, jest plan wprowadzenia konieczności przygotowania podręcznika cyfrowego równolegle do wersji tradycyjnej. Ministerstwo proponuje, aby podręcznik cyfrowy (plik pdf) był dokładną kopią książki drukowanej. Pomysł ten spotkał się z otwartym oporem Sekcji Wydawców Edukacyjnych Polskiej Izby Książki. „Nie można (…) zostawić luźno rzuconego pomysłu jako wytycznej, która ma lub raczej powinna spowodować istotne zmiany w sposobie nauczania w polskiej szkole. Nie poparty żadnymi przemyśleniami (poza technikaliami dotyczącymi procesu zatwierdzania) pomysł wywoła olbrzymie zamieszanie, będzie słono kosztował i spowoduje to, że po roku, najdalej dwóch, szkoła zacznie wołać o tradycyjne podręczniki z których można wygodnie uczyć, co pokazują dobitnie nieprzemyślane decyzje rządów Katalonii i Norwegii” – czytamy w uwagach SWE PIK, jakie zostały skierowane do resortu edukacji w ramach konsultacji rzeczonego projektu. Trzeba przyznać, że nawet po pobieżnej lekturze rzeczone rozporządzenie sprawia wrażenie dokumentu, delikatnie mówiąc, nie przemyślanego. Ponadto zdaniem wydawców edukacyjnych, w propozycjach ministerstwa brakuje określenia fundamentalnych zasad, na jakich miałaby się opierać sama idea epodręczników oraz system ich dystrybucji. Jak czytamy w uwagach SWE PIK, nie zostały w nim sformułowane żadne ramy, w tym m.in.: techniczne (czy wydawać podręczniki na płytach CD czy w sieci? Na jakich platformach? …