W ilu wydarzeniach targowych uczestniczyłeś w tym roku? Byłem na wszystkich najważniejszych targach – w Poznaniu, Białymstoku, Warszawie, Lublinie, Krakowie, Katowicach, Łodzi, Wrocławiu. I jeszcze na Targach Książki Historycznej, a także na Targach Wydawców Katolickich w Warszawie. W Warszawie uczestniczyłeś w targach pod Pałacem Kultury i Nauki czy w Targach Książki i Mediów Vivelo na stadionie PGE Narodowym? Wybieram zdecydowanie Pałac Kultury i Nauki. Gość targów Vivelo to jednak nie mój klient, to czytelnik szukający zazwyczaj innej literatury niż książka poznawcza. To nie jest tylko moje wrażenie, inni wydawcy podobnych książek też mają takie spostrzeżenia – Vivelo to głównie beletrystyka i młodzież. Powiedziałeś mi niedawno, że byłeś na 150 imprezach targowych w swoim życiu… Rzeczywiście, mniej więcej w tylu wydarzeniach uczestniczyłem, bo prowadzę działalność od trzydziestu lat. Teraz to rocznie około dziesięciu imprez, bo chyba tyle odbywa się spotkań w ciągu roku. Jeździsz osobiście na te wszystkie targi? Tak, staram się być osobiście, chociaż nie zawsze mi się to udaje, czasami muszę się wyręczać pracownikami, natomiast generalnie chcę być zawsze obecny. Widzę zresztą, że nie jestem wyjątkiem, ponieważ jest też kilku wydawców, którzy zawsze chcą być osobiście na targach. Umożliwia to rozmowę z klientami, pozwala na poznawanie ich zdań, wysłuchanie uwag, poza tym pojawiają się także ciekawe propozycje wydawnicze, z którymi przychodzą autorzy. Uważam, że dobrze być właśnie na miejscu w takich sytuacjach. Czyli dla ciebie targi to nie tylko sprzedaż i kontakt z czytelnikiem, ale też miejsce spotkań z potencjalnymi autorami… Tak, z potencjalnymi i bywa że także ze swoimi autorami, których do tej pory znałem jednak tylko z kontaktów telefonicznych czy mailowych. To doskonała możliwość ich osobistego poznania. Czyli w twoim przypadku jest to sytuacja wielowymiarowa... Tak, oczywiście też na stoisku sprzedaję książki, to jest przecież jeden z elementów działalności wydawnictwa. Nie rozumiem, gdy czasem słyszę, że inni wydawcy uznają to za mało godne, że wydawca powinien być ponad to… Aktualna oferta twojego wydawnictwa jest imponująca. Ile obejmuje tytułów? Około 600. Ukazały się w ciągu ilu lat? Pod marką Księży Młyn działam od 2007 roku, czyli przez prawie 18 lat. A co było przed tym? Wydawnictwo Piątek Trzynastego, gdzie też było wydanych kilkaset tytułów, nie pamiętam dokładnie, ale między 400 a 500. Prowadziłem je razem ze wspólnikiem – Michałem Wierciochem, z którym po 12 latach wspólnej działalności się rozstaliśmy. Jako Piątek Trzynastego byliśmy wówczas jednym z największych wydawców książki okołoedukacyjnej. Byliśmy pionierami w kategorii repetytoriów do matury w 2002 roku, a potem w 2005 roku. Ale niestety w dynamiczny rozwój firmy weszła polityka. Reforma maturalna w roku 2002 została odwołana, a my zostaliśmy z 40 tonami niesprzedanych książek, które w gigantycznym kontenerze pojechały do utylizacji. Wkrótce potem podzieliliśmy firmę. Michał Wiercioch wziął część poligraficzną (mieliśmy wtedy także własną drukarnię), ja natomiast pozostałem przy wydawnictwie. Może nazwa firmy była pechowa? Nie, zdecydowanie nie wierzmy w zabobony. Nazwa była całkiem nośna, a przyczyny końca w pełni racjonalne. Z takim doświadczeniem wydawniczym i ogromną ofertą jesteś jednym ze znaczących uczestników targów książki. Powiedziałeś mi niedawno, że masz swój ranking tych wydarzeń… W ogóle ten rok w sferze targów był dla mnie bardzo dobry. Pierwsze miejsce zdecydowanie przyznaję Targom Książki w Łodzi, znacząco przebijają wszystkie inne …