Zdarzają się w naszej branży transakcje, które obserwatorzy i dziennikarze odnotowują skrupulatnie, acz bez większych emocji. Ot, jedna firma przejmuje drugą, wykorzystuje synergie kosztowe i przychodowe, wymienia zarząd i działa dalej. Tak było choćby z dokonanym pod koniec ubiegłego roku kupieniem wydawnictwa Juka-91 przez kieleckiego edytora MAC Edukacja. Transakcja jak transakcja. Zdarzają się jednak i takie, przy których serce zaczyna bić mocniej, świat staje się piękniejszy, a ludzie jakby lepsi. Tak właśnie pomyślałem, czytając w Internecie komunikat Muzy o opcji na przejęcie połowy udziałów w Wildze. Komunikat napisany bezdusznym, a jednocześnie zawiłym językiem tekstu giełdowego, przy którym lektura prospektu emisyjnego Muzy musiała być wymarzoną lekturą na wakacje (notabene mamy szczyt sezonu ogórkowego, a łamy naszego dwutygodnika aż pękają od newsów – jeśli nie roku, to na pewno półrocza), stawiał na nogi tego pochmurnego jak na sierpień dnia (notabene…). Jeden promil w kapitale Rozmowy między stronami zainicjowane zostały już w końcówce roku 2004. Wtedy jeszcze udziały w Wildze przedstawiały się następująco: przy kapitale zakładowym w wysokości 50 tys. zł połowa należała do inwestora strategicznego, czyli kanadyjskiej firmy Tormont Publications Inc., 25 proc. do innej – też kanadyjskiej – o dźwięcznej nazwie Atlantimpex Inc., resztę posiadał Jan Wojniłko, prezes i współzałożyciel Wilgi (wraz z żoną, Olgą). Potem – po decyzji Tormontu o stopniowym wycofywaniu się z inwestycji w Europie – firma ta pozostała przy jednym udziale, co oznaczało jeden promil w kapitale zakładowym, do Atlantimpeksu należało 0,25 proc., zaś do Jana Wojniłko 0,25 proc. Do Wilgi jako udziałowiec weszła bowiem spółka Egina, która po przejęciu udziałów od Tormontu stała się właścicielem 99 proc. kapitału, których wartość wynosi nominalnie (stan przed zarejestrowaniem udziałów objętych przez Muzę) prawie 1 mln zł (9499 udziałów po 100 zł). Udziałowcami Eginy są osoby fizyczne, niezwiązane z branżą wydawniczą, jak mówi Jan Wojniłko. Propozycja pełnej integracji oficyn pojawiła się w roku 2005 i została zaakceptowana przez wszystkie strony z wyjątkiem właśnie… Tormontu. Ten – co za chwilę okaże się istotne – regulował wcześniej zobowiązana Wilgi w stosunku do drukarń i gwarantował jej finansowanie. – Przy 17 mln zł obrotu, kapitale zakładowym 50 tys. zł i braku znaczących środków trwałych, bo Wilga nie ma nieruchomości, żaden bank nie dałby kredytu dla firmy, której suma bilansowa wynosi dwadzieścia kilka milionów złotych bez silnych zabezpieczeń majątkowych – mówi Jan Wojniłko. Tormont nie chciał natomiast przyjąć warunkowych gwarancji, jakie chciała dać Muza, jeśli chodzi o spłatę zobowiązań wobec niego. Kanadyjczycy chcieli faktycznej spłaty. – Muza nie mogła dać bezwarunkowej gwarancji. Inaczej zmusiłaby akcjonariuszy do głosowania na WZA za połączeniem spółek. Zgoda warunkowa na spłatę zobowiązań wobec Tormontu działała dopiero wtedy, gdy na WZA Wilgi i Muzy …