Piątek, 25 października 2019
Prywatne biblioteki

Szacunki robione w czasie kolejnych przeprowadzek wskazują, że Agata Żabowska ma od 3 do 5 tysięcy książek. Nowoczesne i przestronne przestrzenie raczej ogołacają je z emocji i z rzadka akcentują inteligencką proweniencję właścicieli, ale w tym mieszkaniu widać, że jego gospodyni jest klasycznym zbieraczem i pochłaniaczem książek. To dom inteligencki w klasycznym tego słowa znaczeniu. Wystarczy przyjrzeć się półkom i tytułom na nich zgromadzonym.

 

Ania z Zielonego Wzgórza
Agata ma bardzo specyficzny sposób ustawiania książek. Nie rozkłada ich według gatunków ani porządku alfabetycznego, nie rozmieszcza według kolorów okładek. Nie stoją też przypadkowo.

– Książki układają się według różnych okresów fascynacji, które miałam w życiu. Zamiłowaniem do gatunków, tematów albo autorów. Układam je według emocji – Agata rozpoczyna swoją opowieść. – Moim pierwszym wielkim olśnieniem książkowym była „Ania z Zielonego Wzgórza”. Tata przywoził mi kolejne tomy z Warszawy, a mieszkaliśmy wówczas w Piastowie pod Warszawą i czekałam na nie jak na największy prezent. Do lektury zabierałam się od razu, czytałam przy świetle radyjka, pod kołdrą, w nocy, byle dotrzeć do końca i pochłonąć kolejne przygody Ani. Kochałam ją wielką miłością.

W domu rodzinnym książek zawsze było bardzo dużo. Rodzice wypatrzyli – bodajże w niemieckim piśmie o wnętrzach – specyficzny design półek zabudowanych tak, by stanowiły tło i otoczenie dla kanapy, i tak zbudowali swoją bibliotekę. W PRL-u zielona kanapa i półki ją okalające były absolutnym novum. Agata czasami kopiuje ten model.

– W drugiej klasie podstawówki postanowiłam założyć bibliotekę i wypożyczać moje książki innym dzieciom – i tak przez kilka lat szkoły podstawowej rzeczywiście było. Każda z moich książek miała fiszkę, tata zbudował mi specjalne półki na wypożyczane książki i bohatersko krzewiłam czytelnictwo wśród rówieśników. Trauma z powodu nieoddanej książki została do dziś – śmieje się Agata. I nie jedna. Drugi uraz dotyczy usytuowania półek. – Pamiętna „katastrofa budowlana” wydarzyła się, kiedy wypożyczałam książki dzieciom – regał zawieszony pod sufitem runął, na szczęście nikomu nie wyrządzając krzywdy, ale wspomnienie wypadku zostało. Dziś, mimo to, książki, do których mam dość chłodny stosunek – wiszą pod sufitem. Po pierwsze dlatego, że nie mam więcej miejsca, a po drugie – i tak bardzo rzadko po nie sięgam.

Ich umiejscowienie jednak niepokoi właścicielkę – nie tylko z powodu zapamiętanego wypadku, ale przede wszystkim z powodu czterech kotów, które dynamicznie harcują wśród półek.

Stolarz, który montował półki w jej nowym domu, zaskoczony ich dziwnym położeniem, spytał, czy właścicielka ma myśli samobójcze i zaproponował specjalne wzmocnienia. Pod sufitem, bezpiecznie, z dala od jej oczu leżą, a w zasadzie wiszą stare romanse, przeczytane kryminały i infantylne fantasy. Taki głos z przeszłości.

Fascynacji książkami Lucy Maud Montgomery towarzyszył zachwyt nad innymi dziecięcymi lekturami. Nade wszystko uwielbiała cykl dziewięciu powieści o przygodach młodego podróżnika i łowcy zwierząt Tomka Wilmowskiego, od „Tomka w krainie kangurów” po „Tomka w grobowcach faraonów”.

– Zachowałam do dziś egzemplarze książek: „Puc, Bursztyn i goście” Jana Grabowskiego, „Dwórki królowej Bony” Kaliny Jeziorkowskiej, „Godzina pąsowej róży” Marii Krüger, „Wielka, większa i największa” Jerzego Broszkiewicza, „Lassie, wróć!” Erica Knighta. Same książki o Ani z Zielonego Wzgórza długo przechowywałam wśród zbiorów, ale moje dzieci nie podzielały tej fascynacji i jakiś czas temu rozstałam się z nimi.

Agata Żabowska zawsze obdarzała książki specjalnymi względami. W trakcie pięciu przeprowadzek były pakowane do sztywnych tekturowych pudeł, w przeciwieństwie do rzeczy osobistych, które ubijała w workach na śmieci. Kartonów było zresztą o wiele więcej niż worków na śmieci. Nic dziwnego, skoro parę razy Agata przeprowadzała się z całymi rocznikami „Literatury na Świecie”, z którymi przez długie lata nie mogła i nie umiała się rozstać. Rodzice zbierali je prawie od początku ich wydawania.

Temat emocjonalnego podejścia do książek i ich autorów przewija się w naszej rozmowie cały czas. Ze smutkiem mówi o książkach dziecięcych, które musiały opuścić jej dom i z gniewem pokazuje, gdzie usadowiła książki Kapuścińskiego, gdy odkryła, po lekturze Artura Domosławskiego „Kapuściński non-fiction”, że jej mistrz nadużywał zaufania czytelników. Agata ukarała go, ustawiając jego wszystkie dzieła w drugim rzędzie, niewidocznym dla oczu, ukrytym za pierwszym rzędem książek, w którym znajduje się tytuł Domosławskiego.

– Tak czytelnik może ukarać swojego ukochanego autora, gdy ten go zawiedzie. Byłam na niego wściekła i zła – opowiada Agata.

Ustawianie książek według emocji ma to do siebie, że książki często zamieniają się miejscami. Na tzw. widoku są te świeżo nabyte. O miejsce z tzw. świeżym widokiem jest w jej mieszkaniu coraz trudniej. Szafki podsufitowe są swego rodzaju przedsionkiem piekła, bo książki, które tam trafiają mogą wkrótce opuścić dom, aby ustąpić miejsca nowym, tłoczącym się na kuchennym blacie. Najnowsze sprawunki książkowe znajdują swój czyściec przed łóżkiem Agaty, tam cieszą jej oko i ducha, aby znów po lekturze znaleźć swoje właściwe miejsce w innych częściach mieszkania.

Historia i klasyka
Książki historyczne to jedna z pierwszych fascynacji Agaty. Najbardziej ukochała książki dotyczące historii starożytnej, historii średniowiecznej. Dziś książek Karola Bunscha nie wspomina najlepiej z racji ich ideologicznego zaangażowania, ale wówczas zaczytywała się w nich żarliwie, szczególnie pamięta jego „Powieści piastowskie”; książki Pawła Jasienicy wspomina z większą radością. Pamięta też dzieła Zbigniewa Święcha – o krakowskich królach, o grobowcach – fajne i zabawne, ale zapewne naukowo mało dokładne. Po historycznych lekturach przyszedł czas na kanon literatury klasycznej światowej i polskiej, jeszcze wtedy kupowanej spod lady. Tomy z dziełami Dostojewskiego, Norwida, Stendhala z kolekcji PIW-u, które stoją na półkach w kuchni, były kupowane na tzw. zapisy. Studiowała filozofię i większość lektur musiała kupować w antykwariatach. Prace Arystotelesa kupowała w słynnej księgarni w Pałacu Kultury i w rosyjskiej księgarni, ponieważ zna język rosyjski. Dziś tomy filozofów są upchane na końcówkach półek i tak się składa, że aby zapalić światło w łazience, trzeba przesunąć tom dzieł Kanta, a żeby zgasić w kuchni – Schopenhauera. Pierwsza praca w „Warszawskim Informatorze Kulturalnym” uzmysłowiła jej, że chce pracować z książkami. Jako pomocnik sekretarza redakcji zajmowała się prawie wszystkim, także recenzjami. Rok później trafiła do kultowego miejsca dla wszystkich warszawskich miłośników książek – na ulicę Foksal 17, do siedziby PIW-u, i miała okazję poznać legendarną panią Blankę Ciompałę. Opowieści o gigantycznych kolejkach po książki dziś brzmią niewiarygodnie, ale są autentyczne.

– Pani Blanka pracowała w PIW-ie od samego początku, potrafiła opowiedzieć o każdej książce wydanej przez PIW, była uwielbiana nie tylko przez klientów, a w 1996 roku stała się moją koleżanką, z którą chodziłyśmy „na papieroska”. W PIW-ie zostałam kierowniczką działu promocji i marketingu, potrzebę działań reklamowych zaczęli odczuwać wszyscy wydawcy, łącznie z kultowym PIWem, wydawcą niemalże samych bestsellerów. Ponieważ byłam świeżo upieczoną absolwentką studiów podyplomowych zarządzania i marketingu, to dostałam tę pracę. Z tego powodu mam też niedużą biblioteczkę książek o tej tematyce, dziś już mi niepotrzebnych, ale przechowuję je tylko ze względów sentymentalnych. Bo właśnie wówczas, w 1996 roku, pracując w PIW-ie, narodziła się we mnie świadoma decyzja kolekcjonowania książek. Wykupywałam wszystkie możliwe prenumeraty: słowników, albumów o historii sztuki, encyklopedii. Trzymam je do dziś i nie zamierzam się z nimi rozstać! To wyzwanie prawdziwie heroiczne, bo znając wymiary różnych kolekcji encyklopedycznych i ich przydatność w dobie internetu, można łatwo udowodnić ich zbyteczność.

– „Serię ceramowską” uzupełniam do dziś, skupując brakujące pozycje w antykwariatach i na targach książki – dodaje.

Świadome kolekcjonowanie
Pracując w PIW-ie, Agata Żabowska doświadczyła praktyki, która nie przetrwała już prawie w żadnym wydawnictwie, a mianowicie otrzymywała każdą książkę wydaną przez PIW za darmo, jako pracownik firmy. Stąd w stopkach redakcyjnych była informacja, że np. wydano 100000 egzemplarzy tytułu plus 100 dodatkowych, które głównie rozchodziły się wśród pracowników wydawnictwa. Dobrze pamięta i wspomina z rozrzewnieniem sławetny magazyn gratisów z panią Jolą na czele.

– Czy można sobie wyobrazić bardziej kuszące miejsce na świecie niż ten magazyn z 50-letnim – w 1996 roku – dorobkiem PIW-u? Może i można – odpowiada sama sobie. – Bibliotekę PIW-u! Tam były nie tylko wszystkie książki wydawane przez PIW, ale i wszystkie inne potrzebne redaktorom wydawnictwa do pracy. Kto wie, czy nie była to najlepiej zaopatrzona biblioteka w Warszawie? Zakusy na zasoby tej biblioteki były ogromne. Na marginesie – Olgę Tokarczuk odkryła redaktorka PIW-u, wydała jej pierwszą książkę pt. „E.E.”, o dziewczynce medium. To świadczy o klasie redaktorów, którzy pracowali w tamtych latach w PIW-ie.

Od czasu podjęcia świadomej decyzji o zbieraniu książek właściwie nie zdarzyło się, by się którejś z nich pozbyła. Przed tą decyzją raczej „chomikowała” wszystkie książki, co sprawiło, że czuła się nimi przytłoczona i razem z ojcem wywieźli większą ilość pudeł do antykwariatu. Okazało się, że zapakowali tam również i „Małego Księcia” – ulubioną książkę mamy.

– Burę dostaliśmy wielką i od tego czasu w ramach rekompensaty kupuję mamie każde nowe wydanie i tłumaczenie „Małego Księcia”. Podobnie jak nowe wydania „Fausta”, dla mojej przyjaciółki.

– Praca w PIW-ie miała swoje dobre i złe strony, chociażby i taką, że pokazała mi, że tak naprawdę dziennikarze mało interesują się książkami i prawie w ogóle ich nie czytają. Wydawaliśmy rewelacyjną serię książek Vitusa B. Dröschera: „Instynkt czy doświadczenie”, „Świat zmysłów”, „Cena miłości”, „Rodzinne gniazdo” i „Reguła przetrwania”, którą zresztą dziś wznawia Prószyński i S-ka, ale wtedy nikt się takimi książkami nie chciał zainteresować. Muszę przyznać, że PIW był wielką szkołą zawodu.

Książki PIW są widoczne w kolekcji Agaty, posiada większość najlepszych PIW-owskich serii, co dziś może dla niektórych kolekcjonerów być powodem zazdrości. Z serii „Biografie Sławnych Ludzi” pokazuje swoją ulubioną biografię Heloizy i Abelarda o niezwykłej miłości dwojga niezwykłych ludzi. Ze „Współczesnej Prozy Światowej” też ma liczne tytuły, wśród których do ulubionych należą: „Mistrz z Petersburga” J.M. Coetzee’ego, „W drodze” Jacka Kerouaca i naturalnie „Imię róży” Umberto Eco. Jest też posiadaczką pięknie wydanej unikatowej serii dzieł wszystkich Henryka Sienkiewicza w eleganckiej skórzanej oprawie oraz większości książek z serii „Życie codzienne”.

Następnym miejscem pracy Agaty Żabowskiej było wydawnictwo Muza. Podobny zakres obowiązków, ale na większą skalę. Pomimo że zwiększył się zasób książek, które dostawała, ciągle powiększał się jej budżet na osobiste zakupy książkowe. Jest przekonana, że wydała już na książki równowartość niejednego samochodu.

– Wtedy zaczęłam czytać fantastykę i pochłonęłam całego Tolkiena, choć mogłam go czytać tylko w dzień, bo w nocy bałam się Nazguli – Agata uśmiecha się. – Ale najważniejsze, że dzięki Muzie odkryłam miłość swojego życia, czyli Ernesta Hemingwaya. Po klasie humanistycznej znałam tylko „Starego człowieka i morze”, „Komu bije dzwon” i „49 opowiadań”. A akurat w Muzie świętowaliśmy 100-lecie urodzin Hemingwaya i wydaliśmy wszystkie jego dzieła plus powieść niepublikowaną jeszcze nigdzie – „To co prawdziwe o świcie”, urządziliśmy wyjątkową ekspozycję na targach książki w Warszawie, gdzie całe stoisko wyłożyliśmy płótnem, co było motywem korespondującym z pięknymi okładkami projektu Tomasza Bogusławskiego. Zaczęłam Hemingwaya czytać systematycznie, tom po tomie, i coraz bardziej się zachwycałam. W każdej książce było dobro i zło, a nie pośrednie klimaty, po drugie jego dobór słów jest doskonały, optymalny, a zarazem prosty i surowy. To mi imponowało. Niestety, rozstałam się z papą Hemingwayem po lekturze książki Nicholasa Reynoldsa „Towarzysz Hemingway. Pisarz, żeglarz, żołnierz, szpieg”. To szokująca wiwisekcja ikony, autor demitologizuje jego niezachwiany wizerunek i pokazuje długo skrywany sekret współpracy z Sowietami jako agenta NKWD. Dla mnie to był cios. I choć artystycznie się broni, straciłam do niego cały szacunek jako do człowieka.

Agata wszystkie tomy Hemingwaya trzyma wysoko, prawie pod sufitem. Za karę. Na szczęście miłości książkowe nie czynią takiego spustoszenia w psychice jak miłość w realu, więc szybko i łatwo można poszukać sobie nowych obiektów uczuć . Tym nowym obiektem stała się litewska pisarka Kristina Sabaliauskaitė, autorka powieści „Silva rerum” dziejącej się w XVII-wiecznym Wilnie, opowiadająca historię szlacheckiej rodziny Narwojszów. Książka jest pisana w stylu barokowym, utkana bardzo misternie w swoistym niespiesznym rytmie. Agata opowiada o tej książce z pełną pasją.

W Muzie Agata Żabowska pracowała dwa lata. Trochę zniesmaczona branżą wydawniczą i księgarską, na krótki moment przeszła do pracy w prasie, ale tak szybko jak odeszła z branży, tak szybko do niej wróciła. Tym razem do Egmontu. Na osiem lat, gdzie została wydawcą. Zakres jej obowiązków obejmował odpowiedzialność od kupna praw do zakończenia sprzedaży. Pracowała w dziele literatury młodzieżowej (tzw. Young Adult).

– Moim „dzieckiem” była m.in. wydawana do dziś „Hania Humorek” Megan McDonald oraz wszystkie książki Cornelii Funke. Fakt, czytałam więcej książek z obowiązku niż tych, które chciałam. Gdy zobaczyłam ogłoszenie o poszukiwaniu agenta literackiego, oczami wyobraźni ujrzałam resztę swojego życia i siebie w przyszłości. W końcu znalazłam to, czego szukałam.

Dziś jest agentką literacką w jednej z największych agencji literackich w Polsce i reprezentuje tytuły kilkudziesięciu właścicieli praw ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Rosji i Włoch. Czasu na czytanie ukochanych pozycji ma zdecydowanie więcej niż w poprzedniej pracy. Poza tym rozpoczęła słuchanie audiobooków i stwierdza, że to wyjątkowo atrakcyjna forma czytelnictwa. Kiedy rozpoczynała pracę w agencji, zaczynały być modne dystopie młodzieżowe i to były jej pierwsze udane transakcje.

Odrobina szaleństwa
Aby uciec od literatury młodzieżowej, którą zajmowała się zawodowo, prywatnie w tym samym czasie zaczęła pasjonować się literaturą grecką. Początki tej fascynacji sięgają studiów filozoficznych, ale dopiero wakacje w Grecji, dokąd jeździła kilka razy pod rząd, wprowadziły ją na ten trop literacki. Zakup absolutnie niszowej serii antologii poezji nowogreckiej pokazuje stopień jej zaangażowania, który Agata dobitnie nazywa świrem. – Wystarczy, że w tytule było słowo związane z Grecją, a już kupowałam, i tak trafił do mnie album prac Ewy Kuryluk „Droga do Koryntu,” zupełnie nie związany z tematyką grecką. Ale wreszcie, po latach tułaczki, znalazły swoje miejsce „Iliada” i „Odyseja” Homera.

W „greckich” zbiorach Agaty są przewodniki i kulinaria, mity greckie i biografie, np. o zespole Queen w języku greckim, sporo książek do nauki języka greckiego, jest dobra książka, którą Agata próbowała długo sprzedać polskim wydawcom pt. „The Last Black Cat” (gr. H τελευταία μαύρη γάτα) , ale najwięcej jest greckiej literatury współczesnej, którą bardzo trudno było w Polsce zbierać, bo mało się jej wydawało. Albatros wydał książkę Viktorii Hislop „Wyspa”, która unaocznia, że całkiem niedawno, bo w latach pięćdziesiątych XX wieku Grecja zmagała się jeszcze z koszmarem epidemii trądu. Oprócz życia na Spinalondze książka opisuje również poruszające historie miłosne. Są tu też książki związane z tematyką grecką, takie jak Irvinga Stone’a „Grecki skarb”, która jest zbeletryzowaną biografią Henryka Schliemanna i jego żony Zofii. Bohater samouk-archeolog, dokonał (dzięki swemu olbrzymiemu majątkowi i wytrwałości w realizacji swoich marzeń z dzieciństwa) niezwykłych odkryć w Mykenach i na terenach Troi.

W opowieściach o regale z motywem greckim też sporo emocji spowodowanych książkami. Wydawnictwo Esprit parę lat temu wydało pierwszy tom trylogii greckiej „Król musi umrzeć” Mary Renault i chyba ze względu na słabą sprzedaż nigdy nie wydało kolejnych tomów, co do dziś powoduje duży niesmak u Agaty. Aktualnie jej greckie szaleństwo jest w znacznej mierze zaspokajane przez wydawnictwo Książkowe Klimaty, które wydaje literaturę grecką, np. „Dlaczego zabiłam moją najlepszą przyjaciółkę” Amandy Michalopoulou, opowiadającą o przyjaźni dwóch kobiet, w mocno zarysowanym kontekście politycznym Grecji.

Greckie szaleństwo przeplatało się z ideą zbierania starodruków, ale Agata poprzestała na pięciu starodrukach. Szczęśliwie dla zbiorów literatury współczesnej.

Inną namiętnością Agaty są koty. Po domu biegają cztery, każdy ma swoją ciekawą historię, a przygody, które z nimi przeżyła, mogą złożyć się na książkę. Tymczasem koty są elementem dekoracji całego mieszkania i to nie tylko żywe, biegające, ale także obrazy z ich wizerunkami. Są to oryginalne ilustracje z albumu o kotach pt. „333 koty” stworzonego przez Natalię Usenko i Wiktora Czyżykowa. Zwieńczeniem kolekcji kocich rysunków jest obrazek pochodzący z powieści Ewy Karwan- -Jastrzębskiej „Hermes 9:10”, a właściwie nie ilustracja, a obraz, piękny, kolorowy i pobudzający wyobraźnię. Stworzyła go, podobnie jak pozostałe ilustracje do książki, Dorota Kobiela, jedna z artystek, która współtworzyła film „Twój Vincent”.

Część współczesna zbiorów
Agata oprócz książek zbiera też i płyty CD. Od kolekcji rockowych poprzez grecką muzykę współczesną, muzykę filmową, polską muzykę aktorską, na muzyce klasycznej kończąc. Dumna jest z kolekcji dzieł wszystkich Chopina, zawierającej 50 płyt. I od razu zauważa, że według niej brak jest na polskim rynku dobrej biografii Chopina, a jedyna, którą rekomenduje pochodzi z 1979 roku i jest autorstwa Adama Zamoyskiego, ale jest niedostępna w sprzedaży. Podobnie ubolewa nad brakiem dobrej biografii Władimira Wysockiego, należącego do jej ulubionych bohaterów, nie tylko literackich.

Sypialnia jest miejscem, gdzie leżakują książki aktualnie czytane. Agata czyta na raz około 15 książek, płynnie przechodzi od tytułu do tytułu, od gatunku do gatunku. Wiele tytułów o himalaistach i górach ujawnia jej kolejną pasję.

– O górach tylko lubię czytać, a nie po nich chodzić. Książka „Lot koło Nagiej Damy” Moniki Rogozińskiej łączy moje pasje. Historia bohatera II wojny światowej, góry, romantyczna miłość.

W dużym przedpokoju zabudowanym ładnymi półkami stoją książki tzw. reprezentacyjne, czyli te, które najlepiej reprezentują różne okresy książkowych fascynacji Agaty. Z fantastyki wskazuje na kultowy cykl siedmiu „Kronik Diuny” Franka Herberta – jej ulubiona pozycja w tej kategorii. Uwielbia pióro MacLeoda, a jego „Dom burz” uważa za najlepszą książkę w kategorii steampunku, jaką czytała.

Przeglądając półki, docieramy do książek Elżbiety Cherezińskiej. Rozpromieniona Agata uprzedza pytania: – Tak, ją też kocham i już nie mogę się doczekać książki o Łokietku „Wojenna korona”, którą zapowiedziała jakiś czas temu.

Tak emocjonalny stosunek do książek zdarza się raczej rzadko. I to w przypadku osoby, która ma do czynienia z nimi zawodowo. Wypalenie zawodowe jej nie grozi.

– Teraz dużo czytam o historii Polski, najróżniejszych autorów, bardzo lubię wydawnictwo Zysk, który wydaje mnóstwo pozycji o tej tematyce. Ostatnio w ogóle wydaje się bardzo dużo, a to z powodu rocznic 100-lecia niepodległości Polski, a to z powodu 80-lecia wybuchu II wojny światowej, kupuję większość z tego, co się ukaże. Polecam książkę Marcina Zaborskiego, w której wraca do upalnego lata i próbuje odtworzyć świat ostatnich miesięcy wolności z 1939 roku: „Lato ’39. Jeszcze żyjemy”. Jestem pod wielkim wrażeniem mądrości Andrzeja Nowaka, autora „Historii i polityki”, a także jego „Dziejów Polski” i z niecierpliwością czekam, wraz z rzeszą jego czytelników, na tom czwarty, który, z tego co profesor mówi, ukaże się pewnie nieprędko. W te moje zainteresowania wpisuje się najnowsza książka Jacka Komudy „Westerplatte”. Z radością kupuję i czytam wznowienia książek Jerzego Łojka.

Agata nigdy nie zastanawiała się nad przyszłością swojej kolekcji. Gdy zamyśla się – głośno dywagując, że raczej zostanie sprzedana lub rozdana, słyszymy głos z pokoju obok, gdzie pracuje jej córka: – Nigdy ich nie oddam! Będę dumnie kontynuowała mamy kolekcję.

Autor: Mirosława Łomnicka
Źródło: Magazyn Literacki KSIĄŻKI 10/2019