– Historia Niepowszednich długo w tobie dojrzewała. Czy opowiadałaś rodzinie o swoich marzeniach, o tych postaciach, które gdzieś w tobie żyły? – Nie. Wspominałam czasami, że chciałabym pisać, ale nie byłam gotowa rozmawiać o konkretach. Może dlatego, że wolałam najpierw zmierzyć się z warstwą konstrukcyjną. Musiałam się przekonać, czy z zarysu opowieści, który nosiłam w sobie, da się zrobić całą historię. Długo układałam fabułę, bo zależało mi na zakorzenieniu „Niepowszednich” nie tylko w wymogach fantasy, ale i w schemacie bajkowym. Musiały więc pojawić się rytuały przejścia, próby, ofiary, zdrajcy i sojusznicy… Wolałam tę techniczną stronę marzeń zachować dla siebie. Zwłaszcza że pomysł, aby zostać autorką powieści wciąż wydawał mi się nierealny. Nie dowierzałam, że starczy mi wytrwałości. – A może opowiadałaś im początkowo bezwiednie, a potem już świadomie, pewne fragmenty, które uwalniały się z ciebie? – Też nie. Cała ta opowieść przez lata była tylko moja. Zaczęła żyć wśród nas dopiero wtedy, gdy powstawał skrypt pierwszego tomu, a i tak starałam się nie przytłaczać nikogo szczegółami. Okazało się, że pisanie jest dla mnie bardzo intymną pracą, a zmianami, którym podlegała fabuła w trakcie powstawania, tylko bym zamęczyła swoich bliskich. Trudno rozmawiać np. o tworzeniu uniwersum, gdy materiał informacyjny wciąż się rozrasta. Jednego dnia była to technika sgraffito, następnego rośliny lecznicze, a jeszcze kolejnego próbowałam zrozumieć średniowieczne traktaty o sztuce pojedynków. Ogrom tematów, mnogość szczegółów. To samo w warstwie fabularnej: ciągła kontrola, czy chronologia nie szwankuje, czy niezbędne dla rozwoju akcji detale wprowadzane są w odpowiednim czasie, czy motywy bohaterów są klarowne. Postanowiłam oszczędzić tego rodzinie, więc nie zwierzałam się ze szczegółów opowieści. Wychodziłam ze swojej skorupy tylko wtedy, gdy musiałam przegadać jakiś problem konstrukcyjny w fabule albo sprawdzić, czy moi Niepowszedni na pewno zachowują się jak nastolatki w okresie buntu. – Czy twoje córki mają odpowiedniki w książkach? – Bezpośrednio nie, bo moi bohaterowie są dość specyficznymi ludźmi, postawionymi wobec wyjątkowych prób. Oczywiście, zależało mi na tym, żeby mimo swej wyjątkowości byli postaciami autentycznymi, więc każdy z nich jest kompilacją cech znanych mi nastolatków. To właściwie zabawne, bo teraz widzę, że mając do wyboru tyle możliwości, wzięłam od moich dziewczyn te najsilniejsze, czasami kłopotliwe w koegzystencji cechy – buńczuczność i żelazny upór. – Czy pisząc dla młodego odbiorcy, stosowałaś stylistyczną oszczędność – myślę o opisach walk? – …