Początek czerwca stał zdecydowanie pod znakiem medialnej burzy wokół sieci Matras. Jest to zresztą historia wielowątkowa. Choć oczywiście, jak to zwykle bywa na rodzimym rynku jej bezpośredniej przyczyny należy, szukać w nieterminowym rozliczaniu płatności podmiotu detalicznego wobec dostawców, w tym przypadku przede wszystkim wydawców. – Podczas Warszawskich Targów Książki rozmawialiśmy z naszymi partnerami biznesowymi i uprzedziliśmy ich o tym, że płatności ulęgną opóźnieniu. Spotkaliśmy się ze zrozumieniem. Jesteśmy bardzo wdzięczni wydawcom za wyrozumiałość – wyjaśnia Mariusz Rutowicz, prezes zarządu Matras S.A. Problem w tym, że nie wszyscy jednak zainteresowani znaleźli się w tej „poinformowanej” grupie i sieć nie może liczyć na ogólnorynkową akceptację swojej inicjatywy. Mający już za sobą konkretne doświadczenia z zamrażaniem wypłat ze strony partnerów detalicznych wydawcy zareagowali różnie. Generalnie jednak w komentarzach do tej sprawy przeważa wyważony ton. – Obecnie pracujemy z Matrasem nad rozwiązaniami, które będą odpowiednie w tej sytuacji dla obu stron. Pracujemy indywidualnie, ponieważ różne są sytuacje poszczególnych wydawnictw. Chcielibyśmy, żeby te rozmowy były konkretne i szybko przybliżały nas do zawarcia kompromisu. W przeciwnym wypadku grozi nam z jednej strony niekontrolowane wstrzymanie przepływów, bez żadnych uzgodnień, a w konsekwencji, z drugiej strony – blokada zatowarowania. I impas gotowy. A szkoda byłoby utracić to, co sobie wypracowaliśmy w ostatnich miesiącach – relacjonuje jeden ze średnich wydawców beletrystycznych. Wyraźnie widać, że poszczególni wydawcy mają w tym zakresie różne priorytety. W przypadku jednych kwestią najbardziej kluczową są przepływy finansowe, podczas gdy inni koncentrują swoją uwagę na kosztach kredytowania odroczonych płatności Matrasa. O co chodzi w tym całym zamieszaniu w zasadzie wiadomo – tradycyjnie o pieniądze, a mówiąc wprost o duże zapasy gotówki, których sieć potrzebuje, aby sfinansować zatowarowanie na sezon podręcznikowy. …