Poniedziałek, 26 stycznia 2009
Rozmowa z Grzegorzem Czurczakiem – prezesem Domu Książki Katowice
CzasopismoBiblioteka Analiz
Tekst pochodzi z numeru239
Wieść gminna niesie, że gdyby w 2006 roku nie sprzedał pan w Katowicach należącego do firmy budynku, nie rozmawialibyśmy dzisiaj. To prawda. Musiało tak się stać? Powód był prozaiczny – przez dłuższy czas nasza działalność nie przynosiła spodziewanych efektów ekonomicznych. Oczywiście, początkowo było dobrze. Nawet za dobrze. Kiedy było „za dobrze”? Zaraz po prywatyzacji, w 1996 roku, kiedy sieć kilkudziesięciu księgarń na siebie zarabiała. A potem wszystko zaczęło się zmieniać. Rosła konkurencja, z którą nie sposób było dać sobie radę. Z kolei środków finansowych na działania naprawcze nie było. Wszyscy wiedzieliśmy, co należy zrobić, tylko nie było za co. Z czasem trzeba było zacząć likwidować niektóre z placówek, ponieważ długi urosły nadmiernie. Sytuację tę przewidziałem zresztą kilka lat wcześniej, otwarcie i publicznie o tym mówiłem. Powiedział pan, że mieli państwo świadomość kierunku, w jakim należy rozwijać firmę. Tak, przede wszystkim trzeba było zmienić strukturę sieci, przeprowadzić remonty, których od wielu lat nie było, skomputeryzować ją, przeprowadzić szkolenia kadry, a w niektórych wypadkach po prostu ją wymienić. Niestety, przez pewien czas nie można było tego zrobić, ponieważ tej nowej kadrze – lepiej wykwalifikowanej, młodszej – należało również lepiej zapłacić. Zawsze zresztą mieliśmy problemy z zatrudnianiem osób z dobrym humanistycznym wykształceniem, co w księgarstwie jest rzeczą podstawową. Rynek był bardzo konkurencyjny i każdy, kto miał studia, znajdował sobie pracę gdzie indziej. Zdarzały się zatem sytuacje, że w wielkim przedsiębiorstwie, które zatrudniało 800 osób, wyższe wykształcenie miały trzy-cztery osoby. Zdarzało się zatem, że kierownikiem księgarni zostawał kucharz albo fryzjer… Po latach doprowadziło to do sytuacji, że poziom naszej kadry odstawał zarówno od oczekiwań kierownictwa, jak i potrzeb rynku. Bywało, że ludzie ci potrafili sprzedać towar taki, jak książka, ale porozmawiać z klientem i przywiązać do księgarni – już mniej. Irena Kościółek, szefowa sieci księgarskiej Nova, mówiła w wywiadzie dla nas, że najważniejsza jest smykałka do handlu. To „coś”, co powoduje, że człowiek się na tym stanowisku sprawdzi. I ona ponoć natychmiast to umie wyczuć. Wykształcenie nie jest tu decydujące. Zwłaszcza humanistyczne, częstokroć przeceniane. Tak, właściwie zgadzam się z panią Kościółek. Powtarzać jednak będę, że ogólne wykształcenie bardzo się w księgarni przydaje. Nie można o książce powiedzieć wyłącznie tego, że jest to nowość. Miałem epizod, kiedy uczyłem w katowickim Studium Księgarskim. Jedno z mych ulubionych zadań dla uczniów polegało na tym, by po kilkunastominutowym zapoznaniu się z książką umieć coś na jej temat powiedzieć. To da się zrobić! Kiedyś miało to w księgarstwie wielkie znaczenie, dziś często lepiej do klienta nie podchodzić i mu nie przeszkadzać, bo on wie, po co przyszedł. Albo całkowicie przypadkowo decyduje o zakupie. Mówił pan o brakach w kapitale. Z kolei Jerzy Okuniewski, prezes i współwłaściciel Książnicy Polskiej, prywatyzując olsztyński Dom Książki korzystał z kredytów bankowych. W państwa zasięgu one nie były? Proszę pana, nie były. Kondycja finansowa przedsiębiorstwa była taka, że żaden bank by ich nie udzielił. Mieliśmy kilka rozmów z bankami, pamiętam je dobrze, a zwłaszcza ich skutki. Proszę poza tym pamiętać, że nasze firmy różniło m.in. to, że Dom Książki Olsztyn dysponował własnymi lokalami, a my nie. To znaczy, że jedno przedsiębiorstwo DK mogło posiadać lokale, a drugie nie? Wszystko zależało od polityki lokalowej dyrektora przedsiębiorstwa prowadzonej w latach 60., 70 czy 80. Gdybyśmy wiedzieli, że sprawy przyjmą taki obrót, zrobilibyśmy wszystko, by pozyskać jak najwięcej lokali. Ale kto mógł wtedy przypuszczać, że właśnie sprawy własnościowe dotyczące lokali handlowych będą miały tak istotne znaczenie dla przyszłości firm księgarskich? Ciekawe rzeczy pan mówi. Mało tego. Państwowe przedsiębiorstwa handlowe na Śląsku zaczęły się prywatyzować najwcześniej ze wszystkich w Polsce. Kiedy tu odbywało się masowe przechodzenie na swoje, w reszcie kraju własność państwowa trwała w najlepsze! Na początku lat 90. ja już nie miałem połowy swojej sieci. Na moje biurko codziennie trafiał stos wypowiedzeń umów najmu lokali księgarń. Ich kierownicy informowali mnie o przejęciu lokali i decyzji o prowadzeniu w nich księgarń pod własnym szyldem. A myśmy mieli prawie 280 placówek! To rzuca na kolana, prawda? Rzuca. Te charakterystyczne pawilony księgarskie, które zapewne pamięta pan z lat 80… były potrzebne. Nie wiem, czy dziś jakaś sieć otworzy na osiedlu lub w małej wsi pawilon księgarski. Na pewno nie. Na osiedlu Matras mógłby otworzyć. Pozwoli pan, że nie będziemy rozmawiać o konkurencji. Nie lubię tego słowa. Tylko że bez tego słowa nie byłoby mowy o wolnym rynku. Nim on nastał, była u nas tendencja do otwierania tzw. księgarń zakładowych, tj. punktów zlokalizowanych w zakładach pracy – hutach, fabrykach itp. Niekiedy odbywało się to w warunkach urągających temu, co miało powstać, ale ludzie książki kupowali, władza zaś udawała, że ma to jakieś wielkie znaczenie. Przychodził np. jakiś związkowiec i mówił: „jest, panie, lokal, jest człowiek, tu będzie księgarnia”… Chyba „towarzyszu”… Nie zwracano się do mnie per towarzyszu… W każdym razie na takie zawołanie myśmy tam tę księgarnię otwierali. W kopalni pracowało, powiedzmy, 5000 ludzi, więc zbyt był. Zwłaszcza że przy kopalni było osiedle mieszkaniowe. Mieliśmy księgarnię w Hucie „Katowice”, która robiła kolosalne obroty! Kolosalne! Chce pan powiedzieć, że taki górnik, odchodząc od kasy z wypłatą zachodził do księgarni? Oczywiście! To było bardzo udane przedsięwzięcie. Należy, rzecz jasna, pamiętać, że był to czas deficytu książek. Brakowało wszystkiego. Więc sprzedawaliśmy, co było. Ale asortyment był sprofilowany pod potrzeby zakładu? A skąd. Było tam wszystko, co mogliśmy do tej księgarni dostarczyć. Niedobór czyni cuda. Ależ oczywiście. Choć – powiem panu – trudno dziś nie uwierzyć, że ci ludzie kupowali te książki z faktycznej potrzeby ich przeczytania. Ale nastały nowe czasy i, pamiętam, ci sami związkowcy prosili, aby zlikwidować księgarnię, bo „teraz tutaj będzie spożywczy”. Związkowcy decydowali o księgarni? Związkowcy decydowali o lokalu. Kazali nam się wynosić, i tyle. Inicjatywa należała do związkowców, zaś decyzja stała po stronie administracji zakładu. Kierownictwa kopalni. Tak. Ile lat jest pan w zawodzie? 46. Miałem 17, gdy zacząłem pracę w księgarni. I im jestem starszy, tym lepiej wspominam tę pierwszą księgarnię i jej szefa. Która to była księgarnia? W Tychach, największa w mieście. Kierownik, pan Józef Budny, widział we mnie młodzieńca, którego nie tylko trzeba nauczyć pracować, ale także wychować. Przerwałem naukę w liceum i zacząłem pracę w księgarni. A potem jednocześnie uczyłem się w Liceum …
Wyświetlono 25% materiału - 1007 słów. Całość materiału zawiera 4028 słów
Pełny materiał objęty płatnym dostępem
Wybierz odpowiadającą Tobie formę dostępu:
1A. Dostęp czasowy 15 minut
Szybkie płatności przez internet
Aby otrzymać dostęp kliknij w przycisk poniżej i wykup produkt dostępu czasowego dla Twojego konta (możesz się zalogować lub zarejestrować).
Koszt 9 zł netto. Dostęp czasowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Czas dostępu będzie odliczany od momentu wejścia na stronę płatnego artykułu. Dostęp czasowy wymaga konta w serwisie i logowania.
1B. Dostęp czasowy 15 minut
Płatność za pośrednictwem usługi SMS
Aby otrzymać kod dostępu, należy wysłać SMS o treści koddm1 pod numer: 79880. Otrzymany kod zwotny wpisz w pole poniżej.
Opłata za SMS wynosi 9.00 zł netto (10.98 PLN brutto) i pozwala na dostęp przez 15 minut (bądź do czasu zamknięcia okna przeglądarki). Przeglądarka musi mieć włączoną obsługę plików "Cookie".
2. Dostęp terminowy
Szybkie płatności przez internet
Dostęp terminowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Dostęp terminowy wymaga konta w serwisie i logowania.
3. Abonenci Biblioteki analiz Sp. z o.o.
Jeśli jesteś już prenumeratorem dwutygodnika Biblioteka Analiz lub masz wykupiony dostęp terminowy.
Zaloguj się