Ponieważ ostatnimi czasy z racji zawodowych obowiązków odwiedzam liczne biblioteki publiczne w całym kraju i mam okazję porozmawiać chwilę z bibliotekarkami i bibliotekarzami, a sprawa czytelnictwa jest dla mnie – z powodów osobistych i obywatelskich – istotna, zawsze korzystam z okazji, aby rozpytać, czy ludzie przychodzą po książki, co wypożyczają, czy listy przebojów bibliotecznych pokrywają się z efemerycznymi listami księgarnianych bestsellerów, czy może bywa i tak, że czytelnicy odkrywają książki wydane dawniej. Czy czytają na miejscu, czy korzystają z księgozbiorów raczej dla przyjemności, czy też funkcjonalnie, gdy zmusi ich do tego edukacyjny lub zawodowy obowiązek. Pytam, czy bywają czytelnicy wracający do ulubionych książek, czy bywają tacy, którzy przetrzymują wypożyczone egzemplarze nie z gapiostwa lub nonszalancji, ale dlatego, że nie mogą się z nimi rozstać. No i oczywiście pytam, kto czyta: częściej mężczyźni czy kobiety, wykształceni mniej czy bardziej, w jakim wieku. Rozkwit potrzeb kulturalnych I właśnie odpowiedź na to ostatnie pytanie jest niemal we wszystkich bibliotekach – wielkich i maleńkich, prężnych i pogrążonych w marazmie – jednakowa. Czytają przede wszystkim ludzie starsi. Młodzież szkolna i studencka przychodzi – wcale już nie tak często – po lektury, młodzi ludzie zaczynający karierę po książki przydatne w pracy, a młodzi rodzice, też bardzo rzadko, wpadają po coś dla swoich maluchów. Ale już ludzie po trzydziestce zaczynają obchodzić biblioteki z daleka i póki mają pracę – a tym bardziej, kiedy ją na krócej lub dłużej utracą i przestawiają się na tryb oszczędzania energii, tej fizycznej i tej intelektualnej. Żelazna publiczność bibliotek, a więc czytelnicy nieprzymuszeni i nałogowi, to ludzie starsi. Co prawda badania czytelnictwa prowadzone przez Bibliotekę Narodową sugerują najniższą czytelniczą aktywność ludzi starszych (w 2012 roku 65 proc. z nich nie przekartkowało żadnej książki, 22 proc. miało w ręku od 1 do 6 książek a tylko 12 proc. obcowało z więcej niż siedmioma książkami), jednak przyjęte w tych badaniach kryteria czytelnictwa nie pozwalają rozróżnić obcowania z książką i drukiem dla przyjemności i z profesjonalnej, edukacyjnej bądź życiowej konieczności, które siłą rzeczy będzie mniejsze po zakończeniu aktywności zawodowej. Z badań nie dowiemy się także, jakie są zwyczaje i potrzeby czytelnicze górnej grupy badanych, a więc tych, którzy obcują z książką na co dzień. Jednak z rozmów z bibliotekarzami wynika, że właśnie osoby po sześćdziesiątce, takie które zakończyły już swoją zawodową aktywność, uporały się z wychowaniem dzieci, nie mają już ani sił, ani potrzeby zabiegania o wyższą życiową pozycję, status, towarzyską popularność, poszukują dla siebie aktywności, która pozwoliłaby zaspokoić często przez lata życiowej pogoni za wiatrem tłumione, a teraz uświadamiane sobie na nowo potrzeby duchowego rozwoju, wyciszenia i refleksji, zaspokajania bezinteresownej ciekawości. Lata jesieni życia to także czas, w którym z jednej strony ulega rozluźnieniu presja społecznych oczekiwań dotyczących radzenia sobie w życiu i osiągania sukcesu, a z drugiej – chcemy czy nie – czas, w którym człowiek staje się mniej atrakcyjny dla innych, także dla bliskich, czas, w którym zaczyna doskwierać samotność i nuda. A przecież uczucia nie gasną, przecież intelekt – wbrew obiegowym opiniom – właśnie teraz ma największe możliwości, bo choć czasem rzeczywiście zwalnia, to jednak składa się on nie tylko z potencjałów operacyjnych, ale także z zasobu doświadczeń i wiedzy, których nabywanie jest procesem rozłożonym w czasie. To że potrzeby obcowania z kulturą, bezinteresowną nauką, potrzeby życia duchowego, rodzą się – czy może odżywają po latach tłamszenia – wśród ludzi starszych, zauważyć można także w takich instytucjach kultury, jak muzea, teatry i filharmonie, w których – jeśli artyści nie odstraszą dojrzałej publiczności działaniami pod młodzieńczą publiczkę czy wrzaskliwym skandalizowaniem, także częściej widuje się ludzi starszych niż takich w średnim wieku. O wiele łatwiej zachęcić starszą publiczność do uczestnictwa w wydarzeniach kulturalnych, takich jak wykłady, dyskusje, prelekcje czy warsztaty, niż ludzi w wieku zawodowej aktywności. Polska – kraj, którego obywatele nie wykazują podobno szczególnego zainteresowania bezinteresownym samorozwojem – jest miejscem, w którym niebywały – w światowej skali – sukces odnoszą Uniwersytety Trzeciego Wieku. Te stowarzyszenia mające na celu kulturalną, towarzyską i życiową aktywizację ludzi starszych, zapraszają swoich uczestników na wykłady, warsztaty i kursy prowadzone przez znakomitych wykładowców, organizują edukacyjne wyjazdy i spotkania dyskusyjne. W Polsce działa już ponad 110 Uniwersytetów Trzeciego Wieku, do których należy ponad 25 tys. osób, i cały czas powstają nowe. Oprócz nich przy wielu ośrodkach kultury, bibliotekach, parafiach i organizacjach pozarządowych działają kluby seniora i kluby „50+”, w których często to właśnie starsi uczestnicy starają się aktywizować kulturalnie tych w średnim wieku. Można rzec, że widzimy w naszym kraju rozkwit kulturalnej aktywności i duchowych potrzeb ludzi starszych. Instytucje państwowe i społeczne, którym zależy na ich życiowym dobrostanie, starają się wychodzić tym potrzebom …