Tłumacze są niedoceniani. To ogólnie znana prawidłowość, o której możemy się bardzo łatwo przekonać, gdy przeglądamy oferty wydawców i księgarzy z książkami zagranicznych autorów. Bardzo często przecież nie można w tych informacjach odnaleźć nazwisk tłumaczy, a przecież bez armii tych często właśnie bezimiennych twórców nie moglibyśmy czytać tylu wspaniałych (i nie tylko) książek z zagranicy. Prestiż tłumacza i jego samopoczucie próbują wspierać nieliczni, a do nich należą gdańszczanie. Począwszy od prezydenta miasta Pawła Adamowicza, który jest patronem prestiżowej już, chociaż przyznawanej dopiero po raz drugi, Nagrody im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego, patrona wszystkich polskich tłumaczy, przez niezwykle operatywny zespół Instytutu Kultury Miejskiej, po zupełnie szerokie grono odbiorców literatury, nie tylko profesjonalnie związanych z książką, ale też zwykłych, a może niezwykłych, czytelników. Tegoroczny festiwal „Odnalezione w tłumaczeniu”, który trwał do 6 do 8 kwietnia, był trzecią edycją Gdańskich Spotkań Tłumaczy Literatury. Do udziału zaproszono 80 twórców z Polski i zagranicy. – Te trzy dni to tylko wycinek tego, co stale robimy wokół przekładów – powiedziała Aleksandra Szymańska, dyrektor Instytutu Kultury Miejskiej w Gdańsku, który jest organizatorem festiwalu tłumaczy. Tematem przewodnim tegorocznego festiwalu były „Małe języki”, czyli w odróżnieniu do kilku głównych języków światowych, zwanych czasem kongresowymi, są językami mniejszych społeczności. W Gdańsku przywołano ponad 10 języków małych społeczności, głównie z Europy Środkowej i Wschodniej, wśród których nasz język jest znacznie „większy” niż języki takich narodów jak Litwini czy Słoweńcy. Alberto Manguel, kanadyjski pisarz pochodzenia argentyńskiego, powiedział w wystąpieniu inaugurującym, że „literatury «małych» języków odświeżają i ożywiają rozlewne, uświęcone tradycją prądy literatur języków «wielkich». Rozbudowując tę metaforę, można «małe» języki porównać do wiosennych powodzi, które zasilają rzekę Heraklita, nie dopuszczając od jej wyschnięcia”. Podczas tego spotkania w gdańskim Dworze Artusa odbyła się debata zatytułowana „Pisarz i jego tłumacze”, w której wziął udział Wiesław Myśliwski oraz autorzy przekładów jego utworów – Margot Calier (na francuski), Bill Johnston (na angielski), Karol Lesman (na niderlandzki) oraz Ksenia Starosielska (na rosyjski). Rozmowę moderował Stefan Ingvarsson, tłumacz ze Szwecji. W trakcie świetnie zorganizowanego festiwalu odbyło się blisko 20 spotkań, podczas których dyskutowano, czasem bardzo gorąco, o znaczeniu przekładu i jego blaskach i cieniach, a także o pozycji tłumaczy. Padło wiele celnych określeń związanych ze sztuką przekładu. – Tłumacz to jest nieudany autor. Jak nie może coś dobrego napisać, to niech lepiej tłumaczy – mówił Ostap Ślywyński z Ukrainy, ale też stwierdzał, że „autorem każdego słowa, każdego znaku przestankowego jest tłumacz i on ponosi za to całą odpowiedzialność”. Ukraiński tłumacz mówił też, że „wydawcy słabo orientują się w literaturze, a czasem wręcz chcą wiedzieć, dlaczego mają jakieś książki nie wydać. To jest dość chaotyczny proces, …