Papierowy Motyl lada moment świętował będzie 15. urodziny… Tak. 2 listopada mam urodziny, a 1 listopada urodziny ma moje wydawnictwo. Czyli to był urodzinowy prezent! Założyłaś wydawnictwo, żeby wydać własną książkę? Papierowy Motyl powstał z myślą o wydaniu książki własnej, ale też innych autorów, którzy na początku swojej drogi będą chcieli zainwestować w wydawanie własnych książek. I dlaczego mieliby wydać właśnie u ciebie? Dlatego, że miałam doświadczenie współpracy z wydawnictwem vanity, przeszłam tę drogę i wiem, jak nie powinno się postępować z twórcami. Nie powinno się mieć aż takiej marży, zasady współpracy muszą być transparentne, nie powinno się wydawać w taki sposób, jak się to na ogół odbywa. I dlatego stwierdziłam, że będę edukować autorów, którzy za wszelką cenę chcą być self-publisherami, ale nie chcą tego robić całkowicie samodzielnie, bo też nie zawsze mogą. Nie zawsze mają warunki, zasoby, nie mają zwyczajnie na to czasu. I tak powstał Papierowy Motyl, w którym przez pierwsze pięć lat w większości wydawałam książki autorów, którzy chcieli zapłacić za wydanie książki. A było tych propozycji bardzo dużo. I to wyglądało mniej więcej tak, że braliśmy się za ręce i szliśmy razem w proces. Brzmi bardzo ładnie, obrazowo. Przychodzili też autorzy, którzy już się sparzyli na wydawnictwach typu vanity i przekonali się, że można inaczej. Czym się twój biznes odróżniał się od typowego vanity? Tłumaczyłam autorom, jakie są koszty wydania książki i z czego wynikają. Tłumaczyłam, co mogą zrobić samodzielnie i lepiej, bo zaoszczędzą, a zajmie im to mniej czasu. Czasami służyłam kontaktami, ponieważ jako profesjonalny wydawca miałam wypracowane inne stawki, inne terminy realizacji różnych zleceń. Dekadę temu rynek chciał zarobić na inwestujących w siebie autorów, marże były zastraszające, a autor chciał – z powyższych względów – zaoszczędzić, zapraszając do współpracy np. ciocię polonistkę, nie bacząc na to, że polonista nie zawsze ma kompetencje do zredagowania i należytej korekty tekstu. Przede wszystkim konkretnie wskazywałam, jakie koszty czego dotyczą, co musimy koniecznie zrobić, bez czego ja nie wypuszczę książki, nawet jeżeli mi autor zapłaci za jej wydanie. Pracowaliśmy też nad tekstem, nad jego strukturą, jeżeli nie był bardzo dobrej jakości. Oczywiście to wszystko było subiektywne, ale autorzy bardzo często tego potrzebują, żeby ktoś „przemielił” jeszcze tekst przez swoje zasoby. I oferowałaś też dystrybucję? Tak, oferowałam oczywiście dystrybucję. 15 lat temu nikt nie kupował w internecie, więc chodziłam i pukałam do różnych drzwi. Wstąpiłam na Zwrotniczą i tam się okazało, że jest zagłębie dystrybutorów. Wszyscy chętnie zapraszali na kawę i rozmowę. Dla jednego wydawcy wynegocjowałam umowę współpracy z Empikiem. A skoro potrafiłam zrobić to dla kogoś, to stwierdziłam, że będzie łatwiej teraz negocjować dla siebie. I przeszłam tę drogę z moją pierwszą książką, która miała tytuł „Papierowy motyl”, stąd też nazwa wydawnictwa. Później, stopniowo, coraz więcej inwestowałam jako tradycyjny wydawca i teraz jestem tylko i wyłącznie tradycyjnym wydawcą – z małym „ale”. Jeżeli ktoś przychodzi i ma do wydania książkę specjalistyczną, branżową, chciałby zrobić dla siebie taką wizytówkę XXI wieku, to chętnie w tym pomagam. Czyli doradzasz? Doradzam, tak. I też mogę wydać, jeżeli ktoś chce zainwestować. Autor może więc przyjść do ciebie, skorzystać z twoich porad i usług wydawniczych, powierzyć ci dystrybucję, ale czy może też samemu dystrybuować swoją książkę? Tak, oczywiście. Autor wtedy się uczy ode mnie, w jaki sposób to zrobić i od początku rysujemy sobie cały harmonogram działań, żeby wiedział, w jaki sposób samodzielnie zająć się swoją książką w najlepszy możliwy sposób. Te 15 lat funkcjonowania na rynku przyniosło wiele doświadczeń. I dzielisz się dziś nimi: wykładasz na kursie kreatywnego pisania, nagrywasz podcasty, filmiki z poradami dla twórców, przyszłych autorów… Wkładam w to dużo energii. Bo wiesz, wolę dużo energii wkładać w to, co rzeczywiście ma sens i widzieć kogoś, kto posłucha mojej rady i mu się uda. A jak oceniasz nową usługę Empiku – Empik Selfpublishing? A to jest zabawna historia i nie zdradzę chyba tajemnicy, że przed pandemią zostałam zatrudniona przez Empik, a dokładnie przez Empik Go, właśnie po to, żeby rozwijać Empik Selfpublishing. Pół roku przed moim przybyciem do Empiku w charakterze pracownika siedziałam w kawiarni i patrzyłam na szyld sklepu Empik i pomyślałam, że jest tak dużo fajnych autorów, którzy nie mogą się przebić, jest bardzo dużo małych wydawnictw, jak Papierowy Motyl, które mają bardzo często pod górkę. I tak naprawdę wszystko, co robimy, realizujemy dzięki naszej pasji i wielkiej miłości do słowa, do książek, do tego mamy jakąś ideę, misję, nie wiem jak to nazwać, wszystko to jest takie górnolotne, ale siedzi w serduchu. I napisałam e-maila do pani prezes z apelem, żeby Empik, skoro jest duży i może więcej, zwrócił uwagę i podpromował self-publisherów. I? I dostałam odpowiedź z zaproszeniem do współpracy, ponieważ w Empiku już też myślano o platformie dla samodzielnych twórców. Oczywiście zgodziłam się, ale przyszła pandemia, więc zablokowane zostały wszelkie środki. Salony były zamknięte, firma mierzyła się z różnymi wyzwaniami, trzeba było skupić się na innych sprawach i pomysł się oddalił. A ja zajęłam się wówczas rozwojem oferty, którą Empik proponuje wydawcom i autorom, czyli druk na życzenie. Druk na życzenie co prawda ma swoje ograniczenia, ale ma też dużo zalet. Polega na tym, że książka, którą ktoś chce wydać, nie jest drukowana w określonym nakładzie i nie jest trzymana na magazynie, tylko jest po prostu dystrybuowana przez Empik.com i drukowana po złożeniu przez czytelnika na nią zamówienia. Czas realizacji przy zakupie wynosi od trzech do pięciu dni, więc trochę trzeba poczekać, ale książka niczym się więcej nie różni. To rozwiązanie jest też korzystne finansowo, pozwala na przykład na wypróbowanie swoich sił w promocji pierwszej własnej książki. Jeżeli pójdzie dobrze, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby już wtedy zrobić większy nakład. Więc jest to narzędzie wspierające, choć ma swoje minusy. Marzeniem autora jest mieć tę swoją pierwszą książkę w fizycznej postaci i jeszcze móc pochwalić się, że stoi ona na półce w Empiku. Tutaj jeszcze jest daleka droga. Choć widzę, że Empik Selfpublishing prężnie działa i się rozkręca, oferuje coraz więcej usług. Oczywiście są one płatne, ale też należy pamiętać, że jeżeli nie w księgarni, to w formatach cyfrowych książka się sprzeda wtedy, kiedy ją promuje dystrybutor. Czyli jeżeli książka jest w Empik Go, to pojawia się na przykład na stronie głównej aplikacji. I tu platforma Empik Selfpublishing ma swoją wirtualną półkę z polecanymi tytułami. To duże wsparcie. Myślę, że warto wykorzystać tę formę promocji i skorzystać z usługi Empiku. Tylko trzeba podejść do tego z głową, pamiętając, że jak wrzucimy swój plik do konwersji, żeby w Empik Selfpublishing książka zaistniała, to musimy zadbać o korektę, …