Skąd w pani CV wzięła się Rumunia? Z lektur, z ciekawości, z chęci podróżowania na południe, ale nie tam, gdzie wszyscy. W 2008 Rumunia była już członkiem Unii Europejskiej, ale wciąż w Polsce mało ją znano i to stanowiło dla mnie wystarczający powód, żeby tam pojechać. Przepadłam z kretesem. W tym roku byłam w Rumunii już chyba dwunasty raz i nie jest to moje ostatnie słowo! Poza wyjazdami pozostaję ze sprawami rumuńskimi w nieustannym kontakcie. Staram się też popularyzować wiedzę o tym kraju. Książka to jeden z elementów tego działania. Chciałabym, żeby to fascynujące państwo przestało być postrzegane przez pryzmat krzywdzących stereotypów. Chociaż coraz więcej naszych rodaków odkrywa Rumunię i – podobnie jak ja – zakochuje się w niej, to wciąż dominuje przekonanie, że to gorsza część Europy. Niesłusznie! Jej ludność tworzy etniczny amalgamat? To Europa w pigułce. Oczywiście główną grupą etniczną są Rumuni, dominującym językiem jest rumuński, prawosławie największym Kościołem. Ale mieszkają tu także Węgrzy, węgierskojęzyczni Seklerzy i Czangowie czy nieliczni już Sasi i Szwabowie. W bukowińskich wioskach żyją potomkowie polskich górników, a w Delcie Dunaju rosyjskojęzyczni Lipowianie. I to nie wszystkie mniejszości zamieszkujące ten kraj. Mieszają się języki, kultury, wyznania. Sam rumuński to swoista kompilacja języków romańskich, słowiańskich, węgierszczyzny i jeszcze kilku innych. Będąc zaś w sercu Rumunii, możemy równie często rozmawiać po rumuńsku, niemiecku i węgiersku. Tę różnorodność można dostrzec już na pierwszy rzut oka. Każda część kraju to inna architektura mieszkalna, inny typ świątyni. Próby ujednolicenia wszystkiego (na taki pomysł wpadł prezydent Nicolae Ceaușescu) na szczęście się nie udały i nie wszędzie dawną zabudowę zastąpiły wielkie bloki i fabryki. W Oradei istnieje miejsce, gdzie można zrobić zdjęcie, na którym – w jednym kadrze – zmieści się cerkiew, synagoga i zbór. W Timișoarze, jak wspomina Bogumił Luft w książce „Rumun goni za happy endem”, nabożeństwa odprawia się w ośmiu językach. Ja już po tygodniu pobytu w Rumunii zaczynam mówić przedziwną mieszanką angielskiego, rumuńskiego, węgierskiego i niemieckiego. Ta wielojęzyczność i wielokulturowość to jedna z cech wyróżniających ten kraj. To właśnie spotkanie kultur, tutejsze mniejszości, głównie węgierska i saska, są dla mnie najciekawsze. Dlatego moja książka nie opowiada o Rumunii rumuńskiej, ale o tym, jak to pan określił – amalgamacie. A z racji mojego zainteresowania Węgrami, wątek węgierski w książce pełni istotną rolę. Kuchnia rumuńska także stanowi mozaikę? Jak najbardziej! Bardzo wyraźnie widać wpływy wszystkich kultur. Rumuni, podobnie jak my, lubią zupy (rum. ciorbă). Popularne są sarmale, czyli gołąbki. Od polskich różnią się tym, że liście kapusty, w które zawija się mięso z dodatkami, są kiszone. Są też sărmăluțe, czyli maleńkie gołąbki z liści winogron, takie same zjemy np. …