Bohaterem pana najnowszej książki jest Adam Mickiewicz. Uważany za ikonę, nasze dobro narodowe, tymczasem pan postanowił odbrązowić jego postać, zdjąć z cokołu i to w dodatku w Roku Romantyzmu! Czy nie obawiał się pan krytyki ze strony mickiewiczologów, nauczycieli? „Adam” to nie źródłowa powieść biograficzna, ale literacki genre z elementami fantasy. Oczywiście powieść w jakiś sposób oparta jest na faktach. Adam Mickiewicz zasługuje na zdjęcie z cokołu i uczynienie go człowiekiem. Wtedy zrozumiemy dramat życia poety. To postać z krwi i kości, targana rozterkami, uczuciami, której Los nadał miano geniusza. Czy się obawiałem krytyki? Byłem i jestem na nią przygotowany: profan zabrał się za tekst o skarbie narodowym. Wiem, że mickiewiczologów przyzwyczajonych do akademickich opracowań moja książka może wnerwiać. A że namieszam w głowie uczniom? Że dowiedzą się, iż Mickiewicz był kiedyś taki sam jak oni? Że z pnia chmurnej, buntowniczej młodości wyrósł geniusz? Że nie był jedynie bohaterem z podręczników?… W książce rozprawia się pan z różnymi mitami. Na przykład z tym, że data narodzin Adama Mickiewicza to wcale nie 24 grudnia… Jeśli się jest ikoną narodową, obrasta się w narodowe mity. Fakt dotyczący zamieszania z prawdziwą datą urodzin zaczerpnąłem z fascynującego, nowoczesnego opracowania Bohdana Urbankowskiego „Adam Mickiewicz. Tajemnice, wiary, miłości i śmierci”. Ten galimatias z dniem narodzin poety wziął się z tego, że na Litwie w owym czasie jeszcze panowały dwa kalendarze – juliański i gregoriański. Cóż, do mickiewiczowskiej mitologii bardziej pasuje wigilijna data urodzenia i tak nas w szkole uczono. Polacy od najmłodszych lat uczą się postrzegać naszego wieszcza narodowego jako nieskazitelną postać. W rzeczywistości był człowiekiem, którym nieustannie targały rozterki i emocje. Był człowiekiem niejednoznacznym, bardzo zadufanym w sobie i bardzo kochliwym. „Dusza Adama kochliwa i podatna na miłosne uniesienia”, czytamy. I nagle, co było dla emigracji polskiej sporym zaskoczeniem, ożenił się z Celiną Szymanowską. To była miłość jego życia? No i właśnie pragnąłem Mickiewicza „uczłowieczyć”. „Wyjąć” go ze szkolnych opracowań. To nie był brodaty, dumny pan z pomnikowego spiżu, jak się nam go przedstawia podług mitu. Owszem, kochliwy ponad miarę, ale ta skłonność i nieprzeparta potrzeba miłości zaprowadziła go w sidła tragedii: ożenił się z dziewczyną, która była chora psychicznie. Celina Szymanowska urodziła poecie sześcioro dzieci. Czy ją kochał? Moim zdaniem tak, ale to była miłość tragiczna. To jeden z dramatycznych paradoksów życia Adama. W takim razie od czego zaczął pan tworzenie głównej postaci? Naturalnie od dokumentacji, ale głównie od postawienia sobie pytań: skoro my wszyscy jesteśmy …