Około 45 tys. osób odwiedziło zakończone 20 maja 52. Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie. Gościem honorowym była Ukraina, która – wbrew wcześniejszym obawom – przygotowała bardzo ciekawy program artystyczny. Wzorem wcześniejszych gości, nasz wschodni sąsiad zajął najbardziej reprezentacyjną Salę Marmurową w Pałacu Kultury i Nauki. Zwracały uwagę akcenty ludowe – nie tylko w strojach hostess, właściwie cały program pachniał nieco cepelią, ale był jednolity, niemal bez akcentów politycznych, podczas uroczystości inaugurującej targi znakomicie wypadły pokazy narodowych tańców, bardzo interesujące było spotkanie muzyczno-autorskie Jurija Andruchowycza, który wystąpił z polskim saksofonistą Mikołajem Trzaską. Ponadto do Warszawy przyjechało kilkunastu ukraińskich pisarzy (plotka głosi, że część z nich wybrała się na własny koszt) i ponad 150 wydawców. Niestety, nie dopisała polska publiczność, także nasi wydawcy niemal całkowicie zignorowali ofertę gościa. Przykro było patrzeć, kiedy ciekawe spotkania poświęcone ukraińskiej literaturze świeciły pustymi krzesłami, a te nieliczne zajęte były głównie przez osoby z obsługi stoiska gościa honorowego. Zaskoczeniem była nieobecność zapowiadanej jako jedna z targowych gwiazd byłej premier Ukrainy Julii Tymoszenko, bohaterki książki „Pomarańczowa księżniczka”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego. Organizatorzy już pierwszego dnia anonsowali ją jako „prawdziwą niespodziankę” imprezy… tymczasem, jak się dowiedzieliśmy, sama zainteresowana w ogóle nie planowała wizyty, o czym od początku było wiadomo. Nieporozumień było więcej, choćby głośna sprawa wydalenia ze stoiska Davida Irvinga, kontrowersyjnego angielskiego historyka. Afery można było uniknąć nie sprzedając jego wydawcy powierzchni na targach. A tak Irving miał bezpłatną reklamę we wszystkich stacjach telewizyjnych – kto wcześniej o nim nie słyszał, ten już go zna. Wystawcy tradycyjnie utyskiwali na organizację. Z własnego podwórka mogę powiedzieć, że pierwszego dnia targów Biblioteka Analiz dostała na stoisko zamówioną ladę dopiero o godz. 17. Czterokrotne interwencje w biurze organizatora kończyły się zapewnieniami, że tak, lada zaraz będzie… i na zapewnieniach się kończyło. Dopiero interwencja u prezesa Ars Polony, Grzegorza Guzowskiego, spowodowała, że ladę przyniesiono po dziesięciu minutach. Współczuję Guzowskiemu – sytuacja, kiedy na targach we Frankfurcie, Londynie czy Paryżu wystawca biega do szefa imprezy w sprawach organizacyjnych jest w ogóle niewyobrażalna! Wystawcy narzekali też na …