Dlaczego poddaje pan w wątpliwość winę bohatera książki? To nie do końca tak, podważam raczej rzetelność śledztwa prowadzonego przez MO i uczciwość procesu. Z pewnością „Rzeźnik z Niebuszewa” jakiś udział w zbrodni miał, zwłoki znaleziono przecież w jego mieszkaniu, ale nikomu nie chciało się zbadać, na czym ten współudział polegał. Bo jest zasadnicza różnica między zabiciem a na przykład pomocą przy pozbyciu się zwłok. Ani organa ścigania, ani wymiar sprawiedliwości nie pochyliły się nad tą kwestią. Założono, że Józef Cyppek jest winny i pod tę tezę poprowadzono śledztwo. Nie zbadano odcisków palców, nie przesłuchano najważniejszych świadków (a może współwinnych?) – pary jego sąsiadów, którzy feralnego dnia w jego mieszkaniu pili razem alkohol. W sądzie zeznawali za to lokatorzy kamienicy przy ul. Wilsona 7, którzy de facto… niczego nie widzieli. Trudno orzec, na ile było to efektem nieudolności prowadzących śledztwo, a na ile świadomym, zamierzonym partactwem. Józef Cyppek nie był szczecinianinem… Jak ponad 90 proc. mieszkańców tego miasta. Tragiczne wydarzenia miały miejsce na początku lat pięćdziesiątych na tak zwanych Ziemiach Odzyskanych. Rdzennych niemieckich mieszkańców pozostała wtedy zaledwie garstka. Miasto było pełne nie tylko polskich, ale i żydowskich repatriantów ze Wschodu, czekających z kolei na wyjazd do Izraela. Niemiec Cyppek pochodził z Opola, zanim zjawił się wiosną 1952 roku w Szczecinie, przez kilka lat mieszkał i pracował w Wałbrzychu. Jego proces trwał …