Paweł Jaskulski: Pański zbiór opowiadań „Gmach. Opowieści prawdopodobne i prawdziwe” jest niczym długa, wijąca się przez kolejne strony metafora. Czy zgadza się pan ze mną? O tak, trudno się nie zgodzić. „Gmach” jest metaforą i właśnie taki miał być. PJ: W pewnym sensie pisze o tym Tomasz Jastrun. Na tylnej stronie okładki rekomenduje on lekturę w słowach: „Feliks Falk, wybitny reżyser, świetnie wyreżyserował swoje opowieści. Jest w nich rzeczywistość, ale też nierzeczywistość i magia”. Taka konstatacja jest bardzo miłym komplementem i poniekąd wskazówką dla czytelnika, ale wyrażoną dość subtelnie. Na jakim konkretnie efekcie zależało panu jako twórcy? Na wspólnym mianowniku. Większość tekstów łączy metaforyczność. Natomiast tytułowe opowiadanie nieco się z tegoż wspólnego mianownika wyłamuje, ale głównie z powodu konwencji, w jakiej zostało napisane. Bohater, porte-parole autora, krąży po różnych korytarzach w poszukiwaniu właściwych drzwi, które zaprowadzą go do wyjścia z budynku. W zasadzie na takiej wędrówce polega całe życie człowieka. Zacząłem pisać to opowiadanie ponad 40 lat temu, jeszcze jako student Akademii Sztuk Pięknych, zajmowałem się właśnie pracą dyplomową. Fascynowała mnie wówczas semantyka labiryntu. Zainteresowanie taką problematyką przydało mi się na sympozjum naukowców i plastyków. Wystąpiłem tam z własną wersją labiryntu; labiryntu do przejścia na żywo. Oczywiście było w nim coś prymitywnego, ale równocześnie zawierał jakiś element metafory, po trosze straszył, po trosze stanowił zaproszenie do bezpośredniej ingerencji. Po napisaniu całości opowiadania przypomniałem sobie, że treść odzwierciedla moje dawne kombinacje plastyczne. Mimo że wspomniane wykonanie nie miało nic wspólnego z literaturą, zdałem sobie sprawę, że podobna idea przyświecała mi zarówno w pierwszej, jak i drugiej realizacji labiryntu w mojej twórczej biografii. Widocznie taka tematyka głęboko we mnie tkwiła. PJ: Rysunki pańskiego autorstwa wykorzystane w „Gmachu” pochodzą z lat 1966–1981. Jak się domyślam, później przestał pan po prostu rysować. Tak, przestałem. W całości pochłonęły mnie inne aktywności. Energię twórczą eksploatowałem w kinematografii: w reżyserii, w pisaniu scenariuszy i sztuk. Na rysowanie, malowanie nie było ani miejsca, ani czasu. Z kolei przymusowa przerwa od zajmowania się – mówiąc ogólnie – plastyką wiązała się w moim przypadku z utratą zainteresowania tym obszarem. PJ: Wróćmy na chwilę do labiryntu. Myślę, że fascynację taką strukturą można dostrzec na poziomie konstrukcji całej książki. Pierwotnie przecież zależało panu na stworzeniu powieści, czyli formy kojarzącej się z większą płynnością i linearną lekturą. Nie o każdym zbiorze opowiadań można coś takiego powiedzieć. Napisanie powieści było moim marzeniem. Ba, napisałem nawet coś na kształt mikropowieści, która miała ukazać się w Czytelniku, ale w ostatniej chwili oficyna zrezygnowała. Miałem wtedy 21 lat, a rzecz miała charakter quasi-publicystyczny. Posiłkowałem się tam moim stosunkiem do rzeczywistości i relacją z rodzicami. W każdym razie mówimy o przeszłości, ale próba napisania powieści w istocie została przeze mnie podjęta. Nie zapomniałem o tym marzeniu, dlatego gdy wpadłem na pomysł opowiadania „Gmach” – które, nawiasem mówiąc, nie miało wtedy takiego tytułu – wyobrażałem sobie, że proces twórczy może skończyć się powieścią. Na początkowym etapie faktycznie miałem taki zamiar. Potem przerwałem pracę, nie miałem weny, następnie znowu zacząłem pisać, aż w końcu przestałem zupełnie. Po prostu nie wiedziałem, co robić dalej z tą prozą. Zarzuciłem sprawę, aby powrócić do niej po latach. Podczas przeglądania własnych archiwaliów znalazłem tekst „Gmachu” oraz inne pisane od czasu do czasu opowiadania. Zrozumiałem wtedy, że korespondują one ze sobą na wielu płaszczyznach, tym samym komponują się w całość i jeśli mają zostać wydane, to właśnie w takiej strukturze. PJ: Sporo uwagi poświęca pan tytułowemu opowiadaniu, które – zapewne nieprzypadkowo – otwiera całość. „Gmach” wytycza kierunek reszcie utworów, wyróżnia się też rozwiniętą objętością w porównaniu do większości tekstów. Czy zgodzi się pan z tezą, że opowiadanie to stanowi autobiografię pańskiego sposobu myślenia? Nie chodzi tyle o konkretne wydarzenia z życia, co raczej właśnie o wypracowany światopogląd. Do takiego wniosku doszedłem, zestawiając lekturę utworu z różnymi komentarzami pana jako autora. Owszem, „Gmach” jest jakimś przetworzeniem mojego życia, jego części; głównie dzieciństwa. Ale jak słusznie pan zauważył, nie robię tego wprost. Mamy do czynienia z opisem przerysowanym. Sumarycznie rzecz biorąc, tej poetyce pozostaję wierny w większości opowiadań. Nie jestem w nich realistą, choć dokonałem podziału na część bardziej i mniej prawdopodobną. Z niektórymi trudno się identyfikować w sposób dosłowny. Przypuszczam, że dzięki temu możemy pozwolić sobie na finezję interpretacyjną i dyskutować o sensach – jak choćby o tym wyrażonym w pańskim pytaniu – co nie byłoby możliwe w przypadku prozy czysto realistycznej. PJ: Teksty powstawały na przestrzeni wielu lat. W związku z tym …