W ciągu dwóch lat państwa wydawnictwo ponad dwukrotnie – bo z 22 w roku 2003 do 58 w 2005 – zwiększyło liczbę tytułów, podczas gdy przychody ze sprzedaży książek utrzymywały się na podobnym poziomie. Kolejno – 5 mln zł w roku 2003, 5,2 mln zł rok później i w 2005 roku 5,5 mln zł. Skąd taka rozbieżność? Katarzyna Lenczewska: Za lata 2003-2004 podawaliśmy wszystkie nasze obroty, łącznie ze sprzedażą czasopism i zamieszczanych w nich reklam. Prawdziwy obraz osiąganego wzrostu da dopiero porównanie lat 2005 i 2006. Andrzej Broniek: Dane są prawdziwe, tylko inaczej ujęte. Dobrze – jak w takim razie oceniają państwo rok 2006? A.B.: Osiągnęliśmy 22 proc. wzrostu. Na książkach? A.B.: Przede wszystkim. W roku 2007 wzrost będzie jeszcze większy, bo dochodzi nam zupełnie nowy obszar działalności, a mianowicie sprzedaż w Polsce i poza jej granicami książek obcojęzycznych, głównie w języku angielskim. A jak do tej pory te książki były sprzedawane w Polsce? K.L.: Np. za pośrednictwem takich firm jak A.B.E. Marketing, IPS oraz innych partnerów. A.B.: I one nadal będą je mieć w swojej ofercie – ich zamówienia będą teraz realizowane przez nas. A skąd 22-proc. wzrost w roku 2006?A.B.: Ze zwiększenia liczby wydanych tytułów, ale również ze zwiększenia ich „kalibru”. Co konkretnie ma pan na myśli?A.B.: Zamówienia na duże, znaczące publikacje, które kierują do nas np. firmy farmaceutyczne. I to także wpływa na średnią cenę państwa książki, która wynosi 60 zł?A.B.: Przeciwnie – odbiorcy instytucjonalni są raczej zainteresowani pozycjami tanimi. Poza tym – według naszej – kalkulacji średnia cena naszych książek nie przekracza 50 zł. Państwa książki droższe są niż książki PZWL-u? K.L.: Myślę, że tak nie jest. A dlaczego tak niewielki procent oferty jest dziełem rodzimych autorów? Bodaj dwie pozycje z niemal sześćdziesięciu w roku 2005. Edyta Błażejewska: Z jednej strony, wynika to z historycznie ukształtowanej preferencji polskich autorów dla wydawców sektora medycznego w Polsce. Z drugiej strony – z całym szacunkiem – ale w porównaniu do segmentu literatury medycznej na świecie polski dorobek dotychczas nie poraża zarówno ilością, jak i jakością… Oj, PZWL bardzo by się obraziło…E.B.: Tego nie wiem. Wiem za to, że chcemy robić nowoczesne książki, z których studentowi medycyny będzie się łatwo uczyć. Polscy autorzy sami wychowali się na książkach, które na ogół niezbyt odpowiadają nowoczesnym standardom. Dlatego trudno im przygotowywać własne książki według naszych oczekiwań. Cieszymy się, że ten obraz ostatnio zmienia się na lepsze… I liczymy, że liczba polskich nazwisk w naszym katalogu będzie rosła.A.B.: Żeby było jasne – nie mamy nic przeciwko polskim autorom. Uważamy tylko, że nowoczesny podręcznik akademicki nie tylko powinien nieść przekaz merytoryczny, ale powinien być także od strony formalnej przyjazny w użyciu. Można powiedzieć, że obecny stan książki medycznej zawdzięczamy samym wydawcom, którzy nadają im ostateczny charakter. A.B.: Nie do końca. Niektórych maszynopisów np. nie jesteśmy w stanie „przerobić” – łatwiej jest je napisać od zera. A jak się państwo odniosą do takich słów szefowej PZWL, Krystyny Regulskiej, która w wywiadzie udzielonym naszemu pismu powiedziała: „w sektorze podręczników akademickich szacujemy swój udział na 80 proc. rynku. Pozostałe 20 proc. przypada w dużej mierze na podręczniki wydawane przez poszczególne akademie medyczne. W sektorze literatury zawodowej dla lekarzy mamy mniejszy udział w rynku, oceniamy go na 70 proc. W sektorze poradników dotyczących zagadnień zdrowotnych szacujemy, że nasz udział w rynku to 10 proc. pod względem liczby wydawanych tytułów. Pod względem obrotów na pewno nie sięga on 10 proc.”. K.L.: Nasze …