Najpierw polemika. Do tekstów, jakie opublikowaliśmy w Bibliotece Analiz nr 182, a które poruszały problem uatrakcyjnienia (powiedziałbym, że zasadniczej zmiany) telewizyjnych programów o książkach emitowanych na rodzimych antenach. Później rzecz znacznie ciekawsza, a mianowicie bodaj pierwszy na łamach prasy branżowej przegląd wszystkich audycji, jakie znalazły się w ofercie TVP oraz TVN (jedynej prywatnej) z książką w roli głównej. Jak zawsze czekamy na Państwa opinie. REDAKCJA Idź w kraj i mierz W moim odczuciu wątpliwe wydaje się, aby umeblowanie programu w niszczarkę do papieru czy drewna, czyniącą wióry z uprzednio zadrukowanego papieru, i ustawienie jej naprzeciwko biblioteczki samo w sobie załatwiło sprawę, że już nie wspomnę o popularnych prezenterach, na podobieństwo których miałby zachowywać się prowadzący program. Wzory takie spełniają już określone role społeczne – zapewniają rozrywkę. Zgodzę się natomiast, że książkę należy umiejscowić w innym niż dotychczas kontekście. Jak mniemam, program, o którym pisze Kuba Frołow, miałby być kierowany do młodego i niewybrednego widza, stali czytelnicy i specjaliści z branży księgarskiej i tak wiedzą, co oglądać i gdzie szukać wiedzy. Czy zatem popularny dziś tzw. infotainment w książkowym wykonaniu załatwiłby sprawę? Wiedza o literaturze poprzez rozrywkę? Uczyć i bawić jednocześnie? Takiego pomysłu, jak sądzę, dotąd nie zrealizowano. Więc czemu nie? Programy z anteny schodzą. Nowa produkcja właściwa dla nowych czasów, zgodna z dzisiejszym spojrzeniem na świat bez wątpienia może zdać egzamin. Pozostaje jeszcze kwestia promocji. Wyprodukowanie audycji to jedno, ale jak zaciągnąć dzisiejszą młodzież przed ekran telewizora na kilka minut? Twórcy programów mają średnio trzy sekundy, aby zachęcić przypadkowego widza do skupienia uwagi na dłużej. Prowadzący musiałby zatem zachowywać się tak, jak nikt jeszcze. Musiałby być łatwo rozpoznawalny i mieć osobowość. Dla dobra takiej produkcji osoba ta powinna może swoją pozycję wyrobić właśnie w książkowej scenerii. Sprawdźmy, czy podobne przedsięwzięcia były podejmowane i to ze skutkiem pozytywnym w krajach zachodnich. Jeżeli tak, to może od nich czerpmy pomysły i adaptujmy do polskiej rzeczywistości. Albo zatrudnijmy sztab specjalistów od marketingu. Niech idą w kraj i mierzą – co, komu i w jaki sposób. A może i to nie pomoże, skoro w Polsce książkę dalej traktuje się jako dzieło sztuki, przedmiot cenny, zawierający tajemne treści, a nie praktycznie – na wzór tzw. zachodni. Gdyby wyrobić u młodych postawę, że książka jest po prostu źródłem wiedzy, która może się przydać w życiu, może byłoby łatwiej. Każda zmiana jest dobrym objawem, więc bardzo chętnie i tę przyjmę. Będę miał przynajmniej o czym pisać. * * * W polskiej rzeczywistości programy telewizyjne w całości poświęcone książkom to zjawisko młode, stąd i prac na ich temat niewiele. Ta jest próbą kompleksowego opisu audycji emitowanych na kanałach polskojęzycznych stacji w ostatniej dekadzie. Programy, które tu przedstawię, nadawane były w tzw. pakiecie podstawowym, a więc dostępne dla każdego w ramach opłat abonamentowych (stąd brak TVP Kultura). Omówione produkcje – poza jedną, „Wydanie drugie poprawione”, która emitowana była i jest przez stację TVN – nadawano w polskiej telewizji publicznej, która jest de facto instytucją rządową, a której zadania określone zostały w ustawie o radiofonii i telewizji znowelizowanej w tym zakresie 2 kwietnia 2004 roku. W artykule 21 Ustawy czytamy: „publiczna radiofonia i telewizja realizuje misję publiczną oferując […] programy i inne usługi w zakresie informacji, publicystyki, kultury, rozrywki, edukacji […] Do zadań publicznej radiofonii i telewizji […] należy w szczególności popieranie twórczości artystycznej, literackiej, naukowej oraz działalności oświatowej”. Inicjatywy na rzecz upowszechniania wiedzy o książce zdają się zatem nieść znamiona działalności promującej edukację. I. W ostatnim akapicie dokonaliśmy już pierwszego podziału programów: programy nadawane w telewizji publicznej i prywatnej, co pozwala sądzić, że w telewizji publicznej znalazły się programy zgodne z jej misją, w prywatnej natomiast tworzone zgodnie z potrzebami rynku, a więc nastawione na zysk. Przecież, jak pisze Wiesław Sonczyk [s. 151], „właściciele komercyjnych stacji radiowych i telewizyjnych nie stawiają sobie – jako pierwszorzędnego – zadania dostarczania swoim odbiorcom ambitniejszych treści. Nie mają też do spełnienia zadań wynikających z misji publicznej, o której stanowi ustawa o radiofonii i telewizji”. Moglibyśmy więc podział przenieść na programy niekomercyjne i komercyjne. Nie byłoby to jednak do końca zgodne z prawdą, a to dlatego, że jeszcze w styczniu 2005 roku w „Dwójce” emitowano dwa, w których możliwość prezentacji tytułu wymagała poniesienia uprzednio opłaty, co przeczy wspomnianej zasadzie. Były to cykle: „Książki na wakacje” i „Lubię czytać”. Jak mogliśmy przeczytać w „Gazecie Wyborczej” z 1 lipca 2005 roku, za demonstrację dzieła w „Książkach na wakacje” pobierano opłatę w wysokości 100 zł, a spośród nadesłanych przez wydawców książek prowadząca wybierała pozycje według własnego uznania. Z kolei pokaz utworu w audycji „Lubię czytać”, gdzie prowadzącą była Beata Tyszkiewicz, kosztował 6000-8000 zł. W pierwszym przypadku inicjatywa wyszła od producentów programu, w drugim – od wydawców. Jakkolwiek negatywnie oceniać moglibyśmy ten fakt, telewidz bowiem ma prawo, i słusznie, sądzić, iż względy merytoryczne, a nie finansowe, zadecydowały o prezentacji na antenie konkretnych dzieł. W telewizji publicznej, która w dużej mierze utrzymywana jest z abonamentu, posunięcia te zgodne są z ustaleniami, iż właśnie „wydawcy zajmują się działaniami promocyjnymi na rynku książki w najszerszym zakresie. Część zamierzeń realizując własnymi siłami, część wraz z innymi podmiotami rynku”, o czym pisał Michał Zając [s. 133]. I tylko retorycznie wypada zapytać: dlaczego tak się dzieje? II. Kolejny podział spróbujmy przeprowadzić w …