Opublikowałeś dotąd cztery książki poetyckie dostrzeżone przez krytyków. Jako poeta idziesz własną, indywidualną drogą twórczą. Jednak w ostatnio wydanym tomie Wiersze ponowne, widoczna jest twoja skłonność do umniejszania własnej osoby, życia, poczucie utraty; używasz metafor: „ubywanie życia”. Piszesz: „stałem się gorszy”, „jest mnie mniej”, „a nawet mnie ubywało”. Co znaczy dla ciebie to umniejszanie i ubywanie? Nie jestem pewien, czy każde z tych „ubywań”, które przywołałaś, mają jeden i ten sam mianownik. Na przykład zdanie „teraz wypełniło się, stałem się gorszy” miało być w mojej intencji bardzo konkretnym odniesieniem do postaci Kaina. To on w tym wierszu widzi „prosty i bezwonny dym” ofiary złożonej przez jego brata, co stawia go przed prawdą: „teraz wypełniło się, stałem się gorszy”. We wstępie do mojej książki Wojciech Kudyba pisząc o tych wierszach, posługuje się dziś mało znanym terminem „kenoza”. Kenoza to właśnie uniżenie, ogołocenie, umniejszenie się, zejście niżej. Chyba rzeczywiście można przyjąć, że w całym tomie idę drogą, „schodząc niżej” we wszystkich wierszach. To droga oczyszczenia przez umniejszenie. Zejście możliwie nisko po to, żeby stamtąd coś lepiej, prawdziwiej zobaczyć. Mam nadzieję, że nie ma w tym ostentacyjnej, na pokaz, pokory… To prawda, którą już bardzo wielu odkryło przede mną, a ja jestem tylko skromnym powtarzaczem tej prawdy, że taka kenotyczna droga jest wpisana w duchową drogę człowieka. Z wielu możliwych prawd tę właśnie prawdę wybrałeś… Bo ona jest pierwsza, podstawowa, wyjściowa. Tak myślę. Czy to znaczy, że jesteś przeciwnikiem zasady „żyć i potężnieć”? Myślę, że wielkość leży w uniżeniu. I nie ja jeden tak przecież mówię. Można na przykład spotkać się ze stwierdzeniem, że Bóg jest pokorny. Wydaje mi się to wielką i nie do końca odkrytą prawdą. Wielkość Boga polega właśnie na uniżeniu. Niektórzy teologowie mówią, że kenozy można się domyślać w wewnętrznym życiu Boga, w relacji boskich Osób wobec siebie. To One się wobec siebie „uniżają”, schodzą poniżej drugiej. To są rzeczy trudne do wysłowienia, ale myślę, że to właśnie jest prawda warta odkrycia i przyjęcia, iż wielkość polega na uniżeniu, na zejściu jak najniżej. I że Bóg tak właśnie postępuje. On taki jest. To może trudne do przyswojenia, bo jesteśmy przyzwyczajeni do obrazów Boga, które pokazują nam rzeczywistość potężną, wzniosłą, majestatyczną. To także jest prawdą, ale prawdą ukrytą jest pokora Boga. Warta odkrywania na pewno. Zasada „żyć i potężnieć” nigdy nie zastąpi nam Dekalogu? Na pewno nie zastąpi. Jeśli mówić o „potężnieniu” ducha ludzkiego poza Dekalogiem, to nie jest to przygoda, która by mnie jakkolwiek ciekawiła. W żadnym z wierszy nie pociąga mnie ten rodzaj wielkości, która by miała być budowana w taki sposób. Nigdy nie miałeś marzeń o sile? Nie próbowałeś dać sobie odpowiedzi na pytanie, w czym naprawdę leży siła? Nie przypominam sobie. Przypominam sobie natomiast wydarzenie z dzieciństwa, które dało mi wówczas wielką satysfakcję. Zostałem fałszywie pomówiony o kradzież kapiszonów, a wtedy to była wielka sprawa posiadać takie pudełeczko z kapiszonami. Pomówiono mnie o kradzież małej tekturowej kapsułki z kapiszonami, niesprawiedliwie, nieprawdziwie. Ale dałem się pokornie zrewidować, nawet ściągnąłem skarpetki, bo podejrzewano, że tam kapsułkę ukryłem. Pokornie zdjąłem więc buty i skarpetki, ale w tym momencie moja pokora się wyczerpała i narodził się we mnie dziki bunt. Ów bunt był zdrowy. Pokora może być również fałszywa i wtedy bardzo zatruwa duszę. Może nie tyle potęga, ale bunt tak, może być autentyczny. Wiersze ponowne tym się między innymi różnią od książek, które wydawałem wcześniej, że są książką zbuntowaną. I autentyczną w tym buncie. Wszystkie moje wiersze są próbą opowieści o spotkaniu ludzkiej duszy i Boga, ale do tej pory byłem dość grzecznym dzieckiem w tych dialogach. Nigdy nie pojawiła się we mnie postawa buntu, gniewu, sprzeciwu, nie było wybuchu żalu, takiego, jaki się we mnie odezwał, kiedy zostałem posądzony o kradzież kapiszonów. Wiersze ponowne pojawiły się znienacka i dla mnie samego nieoczekiwanie, bo z naiwną szczerością składałem deklaracje, że cztery książki, które udało mi się opublikować, to w sam raz tyle, ile trzeba. Taki miałem od początku plan — opublikowania czterech książek. Kiedy żyłem w miłym samozadowoleniu, że mam już przygodę z poezją za sobą, w tym jasnym pokoju, w którym, we własnym mniemaniu, się znalazłem na koniec wędrówki, nagle jakby otworzyła się zapadnia w podłodze i wpadłem do wewnętrznej piwnicy, gdzie przechowywałem wiele dotąd niewyrażonych pokładów gniewu, żalu, sprzeciwu. Żalu do swojego Ojca. I tę książkę Jemu wykrzyczałem. Najbardziej zdumiewa mnie w przygodzie, jaką przeżyłem w związku z tą książką i zmianą postawy ze słuchania, pytania, nasłuchiwania na postawę buntu i sprzeciwu, to, że książka przyjęła przez to poetykę dialogu. Wszystkie poprzednie były monologowaniem, to znaczy na moje pytania, moje poszukiwania znaków, śladów nie było nigdy odpowiedzi. Stawałem wobec milczącego i ukrytego Boga i wszystkie moje wiersze wobec tego milczenia się obracały. Tymczasem, kiedy zacząłem jak dziecko krzyczeć i tupać, ku mojemu zdumieniu nawiązał się dialog. Jakby ta druga strona przerwała milczenie i zaczęła rozmawiać ze mną. Zacząłeś dostrzegać jakieś znaki przekazywane przez Stwórcę? Inaczej spojrzałeś na świat, na to, czego codziennie doznajesz? Zbuntowałem się, to na pewno. Dałem sobie prawo do wyrażania uczuć, które nosiłem w sobie wcześniej, niewyrażone i nawet nieuświadamiane. Pewnie dotyczy to zarówno relacji między ludźmi, jak i pomiędzy Stwórcą i mną, nami. Kiedy maskujemy swoje rzeczywiste negatywne emocje, nie dajemy sobie do nich prawa, nie mamy odwagi ich wyrażać, bo obawiamy się odrzucenia, wówczas nie może nawiązać się prawdziwy dialog. Pewnie wobec Ojca niebieskiego jeszcze łatwiej o taką obawę, że kiedy wykrzyczymy swój bunt, spotkamy się z ostrą reprymendą, czy nawet karą. Okazało się jednak, że jest odwrotnie, że to właśnie pozwala nawiązać rozmowę. Kiedy wypowiadamy swoje prawdziwe, noszone w głębi emocje, druga strona na to odpowiada. Opowiedziałeś o wydarzeniu, kiedy niesłusznie zostałeś oskarżony, wydobyłeś je z głębi pamięci. Czym jest dla ciebie pamięć? Czy jest gromadzeniem, czy raczej utratą? Książka jest poukładana z sekwencji. Nie udało mi się, co też jest dla mnie rzeczą nową, skomponować jej w ciąg od A do Z. Taka była kompozycja wszystkich moich dotychczasowych książek, „łańcuszkowa”, krok po kroku. Zawsze też była to podróż. Teraz też mamy podróż, ale po raz pierwszy nie udało mi się jej ułożyć w jedną sekwencję. Nie składało się to, nie zbierało, było niejednolite. Musiałem się z tym w końcu pogodzić i pozostawić w formie różnych wątków, które następują po sobie, a pomiędzy nimi zdarza się moment zerwania, nieciągłości, z jakichś powodów, których sam do końca nie rozumiem. Jednym z tych wątków czy sekwencji jest temat pamięci. W dużym stopniu jest on echem moich lektur, a w tym konkretnym przypadku, bo nie chcę powiedzieć, że to jakiś mój mistrz duchowy, ale w tym akurat przypadku, gdy zastanawiam się w tomiku nad pamięcią, ma to związek z Janem od Krzyża, z tą, również kenotyczną, drogą, którą on proponuje. W Drodze na Górę Karmel opisuje on oczyszczenie bierne pamięci, które ma prowadzić nas do tego, by nasza pamięć stała się, jak to opisuje, „naga i pusta”. To określenia, z którymi nie bardzo potrafiłem się wewnętrznie ułożyć. Co to znaczy, że pamięć ma stać się „pusta”? Czy mielibyśmy wygumkować zawartość całej naszej pamięci, w tym również, na przykład, moją przygodę z kapiszonami? Wszystko, co wydarzyło się nam w przeszłości? Co to znaczy, że na tej drodze duchowej, którą Jan od Krzyża opisuje tak detalicznie, jednym z koniecznych etapów jest oczyszczenie pamięci. Jak to rozumieć? Jak przyjąć? Zastanawiam się nad tym w cyklu wierszy, które wokół tego tematu krążą. Odrzucam to, przyjmuję, staram się zrozumieć, na czym to właściwie ma polegać. Próbuję dotrzeć do istoty prawdziwej ascezy. Bo można także pobłądzić i pójść drogą fałszywej ascezy, co może dotyczyć i ascezy ciała, i ascezy wewnętrznej, o której Jan od Krzyża mówi. W jednej z sekwencji dotyczącej pamięci jest wiersz o dwóch wiadrach zawieszonych na nosidle. Jedno z tych wiader jest puste, a drugie opustoszałe. I pytam czytelnika: zgadnij, na czym polega różnica. Jedno jest puste, drugie opustoszałe… Starałem się uchwycić różnicę między fałszywym opustoszeniem, które polegało na niszczeniu naszej naturalnej pamięci, a pustką wewnętrzną — tą przestrzenią duchową w nas, do której można się zbliżyć poprzez takie oczyszczenie pamięci, o jakim mówi Jan od Krzyża. Takie to są moje deliberacje na marginesie tego autora. Z jednej strony mówisz o oczyszczaniu pamięci, a z drugiej — że pamięć jest gromadzeniem, tak jak w wierszu wszystko zachowujemy, w którym piszesz: „Pamięć jest …