To już 16 lat na rynku. Jak się panie czują po takim czasie? Teresa Gardocka: Czujemy pewną satysfakcję z tego co zdziałałyśmy na tym rynku. Właściwie nie wstydzimy się niczego. Uważamy, że mamy się czym w swym dorobku pochwalić, czujemy trochę strach przed tym rynkiem, który jest rynkiem niedobrym, to znaczy nieprzewidywalnym i z bardzo dużą ilością ludzi nieodpowiedzialnych i nieuczciwych. Wśród wydawców, hurtowników, księgarzy? TG: Wśród hurtowników. Nie mamy kontaktu bezpośredniego z księgarzami, tak że nie potrafimy tego ocenić. Zresztą na rynku samych księgarń widać pewną konsolidację. W sumie Matrasa można nazwać związkiem księgarń, bo przecież większość placówek nie jest ich własnością. Nie potrafię nic powiedzieć na temat odpowiedzialności czy uczciwości tego fragmentu rynku. Natomiast wśród hurtowników występuje nieodpowiedzialność i nieuczciwość trudna do rozróżnienia. Często trudno jest powiedzieć czy człowiek był od początku nieuczciwy, czy też nieodpowiedzialność spowodowała, że w jakimś momencie postanowił być nieuczciwy. I to są wszystkie kolejne wpadki, które niszczą finansowy dorobek wydawnictw i uniemożliwiają spokojne działanie na rynku, poczynając od Światowida poprzez MarKę, niedawno Wolumen i chyba następni czekają w kolejce. Wszystko to powoduje wyraźne zagrożenie i właściwie strach przed każdym nowym kontaktem. Elżbieta Winiarska: Najbardziej narażony na ryzyko handlowe jest wydawca. W naszej sytuacji, kiedy w 90 proc. mamy kontrakty z wydawcami zagranicznymi, bolą nas krótkie terminy płatności, maksymalnie 90 dni od dostawy. Wiadomo, że książka nie sprzeda się w takim czasie. Ryzyko jest po naszej stronie. Ostatecznie okazuje się, że jeśli w ciągu roku wydawcę dotknął upadek 2 średnich hurtowni to oznacza, że wydał 4-6 tytułów bez zarobku. Wydaje się, że lepiej funkcjonują wydawnictwa, które, mimo zwiększonych kosztów poszły w faktoring bankowy. Hurtownicy się tego trochę boją. Inną siłę przebicia ma wydawca a inną bank. TG: Tylko, że biznes książkowy te obciążenia trudniej wytrzymuje. Faktoring jest kosztowny, bank pobiera prowizję w granicach 8-9 proc. EW: Z drugiej strony jest to sposób na zapewnienie płynności finansowej. Ponosząc dodatkowe koszty znajdujemy się jednak w innej, dużo pewniejszej sytuacji. Można spokojniej planować kolejne inwestycje. Generalnie jest to wredna branża. TG: Potwornie niestabilna. Co chwilę okazuje się, że znowu jakaś hurtownia chyli się ku upadkowi. Wydawało nam się że ostatnią hurtownią, która upadnie będzie Światowid, a później upadła MarKa. Z hukiem i ogromnymi pieniędzmi. I nic się nie dało zrobić. Panie też straciły na upadku MarKi? EW: Ponad 60 tysięcy złotych. TG: Po Marce był Wiktor. W zeszłym roku Wolumen. Każdy upadek wydaje nam się ostatni, ale potem nadchodzi następny. EW: I za każdym upadkiem wydaje się nam, że już się nie podniesiemy, ale jakoś trwamy. Jak wygląda system dystrybucyjny Elipsy? TG: Wszystko sprzedajemy przez hurtownie i właściwie wszystko na konsygnację. Z wyjątkiem pewnych dużych związków księgarń, którym sprzedajemy z góry pewną dużą część nakładu – przygotowaną specjalnie dla nich. Chodzi tu głównie o Matrasa. W 2005 roku nastąpiły spore zmiany w strukturze dystrybucji Elipsy… TG: Tak, coraz większą rolę w sprzedaży naszych tytułów odgrywa Empik oraz kontakty z katalogami mailingowymi typu Readers Digest albo Bauer, które kupują całe nakłady, czasem godząc się, żeby zrobić jakąś niewielką dodatkową ilość na tradycyjny rynek księgarski. Czy potrafi pani określić udziały w sprzedaży poszczególnych kanałów dystrybucji? TG: Potrafię określić sprzedaż w Empiku. Jest to jakieś 15 proc. naszej produkcji. Sprzedaż przez Matrasa to drugie 15 proc. Coraz więcej książek sprzedaje się poza tradycyjnymi księgarniami tj. w supermarketach. Tendencja jest zdecydowanie niekorzystna dla księgarni. …