Salon du Livre za nami. Tegoroczna edycja tej jednej z najważniejszych imprez targowych w Europie była o tyle ważna, że w roli gościa honorowego obok Brazylii wystąpiły dwa nasze miasta: Wrocław i Kraków, a organizatorem przedsięwzięcia był Instytut Książki. Jak poszło? Na tak ogólne pytanie można odpowiedzieć też ogólnie: dobrze. Instytut Książki w roli organizatora tego rodzaju imprez sprawdza się od początku swego istnienia, a pracujący tam ludzie wiedzą, na czym to wszystko polega. Tak przy okazji i złośliwie: czy pamiętacie dawne czasy, kiedy to Ars Polona miała monopol na organizacje naszych występów poza granicami Polski? Ja akurat pamiętam i ciągle nie mogę wyjść z podziwu, jak można było tak sprawnie i skutecznie zmarnować dorobek tej firmy. No, ale to temat na osobny tekst. Wracając do tegorocznego salonu w Paryżu: jako Krakus muszę oczywiście zacząć od porównania występu mojego miasta z prezentacją Wrocławia, jako że wszyscy obywatele stolicy Małopolski są uczuleni nie tylko na Warszawę, ale na Wrocław także. Otóż – niestety i z bólem serca – muszę przyznać, Wrocław okazał się lepszy i nie chodzi tu o drużynę autorów, którą przywiózł z sobą. Rzecz w tym, że włodarze tego miasta o wiele lepiej wykorzystali szansę promocji we Francji niż zrobił to Kraków. Na stoisko „Wrocław – Kraków” przyszli wszyscy, którzy mieli przyjść, a więc prezydent Republiki Francuskiej, premier …