Jak się sprzedaje pańska książka w Niemczech? W porównaniu do innych książek tego gatunku – dobrze, ale w stosunku do moich oczekiwań jako autora – niezbyt dobrze. Nim doszło do jej wydania, niechętny stosunek budziło słowo „chrześcijanie”, które pojawia się w tytule i różne wydawnictwa niechętnie podejmowały ten temat. Z drugiej strony zainteresowanie było duże, ponieważ temat – sytuacja krajów wschodnich – jest wyjątkowy. Od czasu, kiedy ta książka ukazała się w Niemczech, czyli od dwóch lat, miałem ponad 150 odczytów na jej temat nie tylko w Niemczech, ale też na Węgrzech i w Polsce, a dzięki temu dużo podróżowałem. Czy polskie wydanie jest pierwszym wydaniem zagranicznym? Jest to pierwsze kompletne wydanie zagranicą, dotychczas były publikowane fragmenty „Urbi et Gorbi” we Włoszech i we Francji, gdzie książka została nominowane do „ Prix Europa”, ale nie dostała nagrody. Myślę, że sama nominacja była sukcesem. Tak, zaskoczyła mnie i ucieszyła. Mamy nadzieję, że również w Polsce książka będzie zauważona… Termin jej wydania, tuż przed beatyfikacją Jana Pawła II, wydaje się odpowiedni. Dla mnie pana książka nie jest o papieżu i Gorbaczowie, tylko o tym, co się zdarzyło dwadzieścia lat temu w Europie Środkowo- Wschodniej. Zgadzam się, z tym, że obydwaj panowie są ikonami wydarzeń w 1989 roku. Ale bez tych dwóch wielkich postaci to wszystko by się nie zdarzyło. Na tym polega dialektyka. Jaka była pana droga życiowa? Wiemy, że był pan korespondentem telewizji zachodnioniemieckiej w Berlinie Wschodnim, potem w Austrii…Jestem Berlińczykiem. W 1961 roku zatrudniłem się w strefie amerykańskiej zachodniego Berlina w rozgłośni radiowej, która stamtąd docierała do słuchaczy w Niemczech Wschodnich. Wychowałem się 100 m od granicy sektora rosyjskiego, jeszcze przed wybudowaniem muru. Byłem świadkiem jako asystent redakcyjny słynnego wystąpienia w Berlinie prezydenta Johna Kennedy’ego w 1963 roku. W radio współtworzyłem magazyn śniadaniowy. Były to wiadomości, sprawozdania, reportaże, rozmowy telefoniczne. Nadawaliśmy audycje dla żołnierzy strzegących od strony rosyjskiej muru zatytułowane „Nie strzelajcie do swoich braci”. Po paru latach przeszedłem do telewizji, gdzie stworzyliśmy program „Po tamtej stronie”, w którym regularnie omawialiśmy sytuację w NRD. Z tego magazynu powstała kolejna audycja z literą „D” w tytule – „D” jak tablica rejestracyjna Niemiec. Dla mnie to „D” nie oznaczało Niemiec, ale Dialog. W momencie uznania przez kanclerza Willy’ego Brandta granicy na Odrze i Nysie oraz granicy wewnątrzniemieckiej – u Ericha Honeckera, lidera partii komunistycznej w NRD nastąpiło „rozgraniczenie”. Rozpoczynał się najcięższy okres „zimnej wojny” i dlatego zatytułowaliśmy …