środa, 11 grudnia 2024
Justyna zapala świeczkę o nazwie Stara Dobra Książka, w powietrzu unosi się zapach goździków, cynamonu, miodu. – Takie prezenty dostaje się od przyjaciółek z  branży – śmieje się Justyna Czechowska. Doskonale zna branżę od strony profesjonalnej i  towarzyskiej. Aktywna w środowisku, nie tylko jako tłumaczka z norweskiego i szwedzkiego. Jej droga do miejsca, w którym jest tu i teraz, nie była prosta, ale jasna. Postawiła na książki. Początki Rodzice abonowali wydania różnych encyklopedii: powszechnej, zwierząt, sztuki. Tata był inżynierem, mama – nauczycielką prac technicznych, dużo czytali. Justyna pamięta książeczki w pięknej serii „Poczytaj mi, Mamo” i  czarne płyty winylowe, z  których z siostrą słuchały ulubionych bajek. – Moją ukochaną była „Pchła szachrajka”, a  siostry – „Calineczka”. Kiedy mama nie mogła rozstrzygnąć naszych kłótni, którą bajkę ma nam puścić –  słuchałyśmy „Szelmostwa Lisa Witalisa” jako rozwiązania kompromisowego. Dość szybko sama nauczyła się składać litery, szkołę rozpoczęła już ze znajomością czytania. Była wzorową uczennicą, wspomina ulubione bajki. „Tańcowała igła z nitką” Brzechwy z ciekawymi ilustracjami Franciszki Themerson należała do tych najukochańszych, niedługo później zachwycała się młodzieżowymi książkami Adama Bahdaja, Hanny Ożogowskiej, Krystyny Siesickiej. – Pod koniec szkoły podstawowej przebojem czytelniczym była książka pt. „My, dzieci z dworca ZOO”, przerażająca relacja nastoletniej narkomanki. Pamiętam, że nie było tej książki w bibliotece szkolnej, ustawialiśmy się po nią w  kolejce w bibliotece publicznej. Boom czytelniczy przeżywała w liceum w Zamościu. Z grupą przyjaciół w kawiarni na Starym Mieście godzinami dyskutowali o przeczytanych tytułach. Dziewczęta czytały „Filipinkę”, Justyna pamięta rubrykę Danuty Wawiłow „KLAN”, czyli Klub Ludzi Artystycznie Niewyżytych, w  której zadebiutowała i dzięki której poznała zamościankę Anetę Kamińską, dziś poetkę i tłumaczkę poezji ukraińskiej. Z Anetą założyła taki KLAN w Zamościu, w którym spotykali się lokalni miłośnicy poezji. – To był czas fascynacji muzyką grunge, chropowatego rocka z Seattle, muzyki gniewnej, w której liczył się tekst. Chłopcy grali na gitarach, dziewczyny pisały wiersze i teksty do piosenek. Pamiętam, jakie wrażenie zrobił na nas „Król szczurów” Jamesa Clavella, o obozie jenieckim w Singapurze. Wybitna książka, później zresztą sfilmowana. Oglądaliśmy awangardowe filmy, a  lektury brały się z  muzyki. Pamiętam, że kultowa piosenka „The End” Doorsów rozbrzmiewająca nad wietnamską dżunglą w filmie Coppoli „Czas apokalipsy” skierowała nas w stronę Josepha Conrada. „Jądro ciemności” Korzeniowskiego czytaliśmy namiętnie. Polskim pisarzem pokolenia był Edward Stachura. Justyna wraz ze swoimi rówieśnikami była nim zachwycona. – Czytaliśmy Stachurę, cytowaliśmy, gadaliśmy i  pisaliśmy Stachurą. Po ukończeniu pierwszej klasy liceum Justyna wyjechała do Szwecji. I właśnie tam, w oddaleniu i oderwaniu od grupy przyjaciół, zaczęła myśleć o  literaturze jako  sposobie na kontakt z Polską. – Pisaliśmy do siebie listy, których  duża część  była poświęcona lekturom. Długie listy na kilka stron A4. Wymieniałam korespondencję z paroma koleżankami. Szybko nauczyłam się języka szwedzkiego i zaczęłam czytać szwedzką literaturę. Justyna przekonała się, że światy literackie jej i przyjaciół z Polski były bardzo różne. Pozycje, które im polecała, były dla nich niedostępne, bo nie było polskich tłumaczeń. To wtedy wpadła na pomysł przyszłego zawodu. Zaczęła tłumaczyć koleżankom w listach pojedyncze zdania i akapity, które zrobiły na niej wrażenie. Odkryła w Szwecji między innymi islandzką autorkę Vigdís Grímsdóttir, nigdy w Polsce nie tłumaczoną. Jej książkę o bezdomnej, która zbiera rzeczy w śmietnikach, wchodząc tymi przedmiotami w  nieznany sobie, wyimaginowany świat, pt. „Dziewczynka w lesie” przechowuje do dziś. Literatura z Islandii nadal jest mało w Polsce znana, poza popularnymi kryminałami i  thrillerami. Justyna wymienia nazwisko Sigurjóna Birgira Sigurðssona, znanego pod pseudonimem Sjón, autora przetłumaczonej 15 lat temu poetycko-muzycznej książki pt. „Skugga Baldur. Opowieść islandzka”, poety i tekściarza znanej piosenkarki Björk. – Zaczęłam od klasyki szwedzkiej. Pera Olova Enquista czytałam wiele razy. Sięgałam po klasyków dawniejszych, nauczycielki polecały mi kolejne tytuły. Początkowo Justyna uczyła się w klasie dla obcokrajowców. Kiedy jeszcze nie mówiła po szwedzku i na przerwach czytała polskie książki, kolega z Węgier zagadnął o lekturę i spytał, czy jest „spännande”? – Nie znałam tego słowa i  nauczyłam się jako jednego z  pierwszych, a znaczy „ekscytujący”! Czytała w samotności, dużo czasu spędzała w  bibliotece. Z  Polski przywiozła niewiele tytułów. Sięgnęła po poezję polską tłumaczoną na język szwedzki, intuicyjnie wierząc, że w ten sposób szybciej przyswoi nowy język. Wiersze z „Utopii” Wisławy Szymborskiej w tłumaczeniu Andersa Bodegårda przeczytała w bibliotece miejskiej dokładnie w pierwszy czwartek października 1996 roku, kiedy ogłoszono poetkę laureatką Nagrody Nobla. Potem okazało, że ma jedyny egzemplarz poezji Szymborskiej w  całym Helsingborgu. Język szwedzki Czytając, dostrzegała, że literatura szwedzka jest inna niż polska, zdania wydawały się w  niej prostsze, krótsze, bardziej melodyjne, bez zbędnych dekoracji, otwierała przed nią świat doznań nieznanych z polskiej literatury. – Wrażenie zrobiła na mnie poezja, odkryłam kobiety i kobiecość w poezji. To wtedy, w późniejszym nastoleństwie, ten aspekt zwrócił moją uwagę, zaczęłam się z nim identyfikować. W Szwecji nie ma listy lektur obowiązkowych. Tytuły wybierają nauczyciele, kierując się najczęściej poziomem wiedzy uczniów, ich zainteresowaniami oraz celami dydaktycznymi. Często klasa czytała pozycje dotyczące problemów współczesnej młodzieży. Justyna wspomina świetnie wyposażoną bibliotekę szkolną, kolorowe okładki bez dodatkowych obwolut i przyjazne, kompetentne bibliotekarki. – Często wracałam z biblioteki nie z jedną, tylko z dwudziestoma wypożyczonymi książkami. Byłam w klasie humanistycznej, uczyliśmy się łaciny i starożytnej greki, a nauczyciel od tych przedmiotów pokazał, jak łączyć dzisiejsze czasy ze starożytnością. Literatura przestała być osią czasu, na której zaznacza się kolejne epoki, zrozumiałam, że wszystko się ze sobą łączy, że literatura jest jak kosmos. To, co znajdujemy w Homerze, może powracać we współczesnym wierszu. Jako starsza od rówieśników o dwa lata była mniej zainteresowana życiem towarzyskim, odnajdywała się w książkach. Zaczęła czytać również po francusku. Część kupionych wówczas książek zdołała przywieźć do Polski. Z radością odnajduje książkę Lotty Olsson. Zbiór piętnastu sonetów. – O Demeter i Persefonie, przepiękne, napisane przez niewiele ode mnie starszą, wówczas osiemnastoletnią koleżankę z tego samego liceum w Helsingborgu, zatytułowane „Cienie i lustrzane odbicia”. W  szwedzkim systemie szkolnym nauka w liceum jest wieńczona nie maturą, a realizacją projektu, którym może być uszycie sukienki, nagranie filmu itp. Dla mnie było jasne, że  będę pisała o  literaturze, o micie Demeter i Persefony i jego odbiciu w szwedzkiej poezji modernistycznej i u Lotty Olsson. Nawet nie miałam pojęcia, jak ambitnego podjęłam się zadania. Dwa tomy „Złotej gałęzi. Studiów z  magii i  religii” Jamesa George’a Frazera to kolejna ważna pozycja,  którą przywiozła ze Szwecji i  skrzętnie przechowuje. Justyna korzystała z  niej podczas pisania swojej pracy, często do niej wraca jako do dobrego źródła wiedzy o europejskiej kulturze. Po pochwałach pracy wieńczącej naukę licealną zaczęła śmiało rozmyślać o studiach literaturoznawczych. Rozpoczęła je w Göteborgu, a po roku przeniosła się do Sztokholmu. Film, którym też się intensywnie interesowała, został dobrym przyjacielem, ale wyszła za mąż za literaturę. Tak sumuje wybór studiów. W ramach programu studiów czytała głównie książki filozoficzne, metodologiczne i  teoretyczne, a kiedy koleżanka złożyła jej propozycję pracy dorywczej w bibliotece miejskiej, skorzystała z niej, zyskując możliwość buszowania między półkami bibliotecznymi. Zapisała się na uniwersytecki kurs literatury dziecięcej i młodzieżowej. Szwecja była pierwszym krajem, w którym wprowadzono profesurę ze specjalizacją w literaturze dziecięcej i młodzieżowej, zatem jej poziom był tam wysoki, a stosunek do niej poważny. Praca magisterska Justyny Czechowskiej dotyczyła literatury dziecięcej, porównywała poezję dla dzieci Jana Brzechwy do poezji Lennarta Hellsinga, starała się udowodnić, że obaj pisarze, uciekając w literaturę dziecięcą, posługując się nonsensem, szukali schronienia przed cenzurą (Brzechwa) i nadmiernym upolitycznieniem przestrzeni kultury połowy XX wieku (Hellsing) i  przemycali wiele ważnych treści dla dorosłych. Jej promotorką była Maria Nikołajewa, autorytet literatury dziecięcej w Szwecji i na świecie. Pracę licencjacką pisała o Małym Księciu, wcześniejszą, roczną, o Muminkach. Dostała propozycję pracy na uczelni, ale odważyła się zagadnąć do Andersa Bodegårda, wybitnego tłumacza polskiej literatury na szwedzki. – Powiedziałam mu, że przy lekturze wierszy Szymborskiej rozumiem język szwedzki nie tylko mózgiem, ale i sercem. Zwierzyłam się z marzeń o pracy tłumaczki i wątpliwości, czy z polskiego na szwedzki, czy odwrotnie. Był pierwszą osobą, która mi powiedziała, że tłumaczyć powinno się na język ojczysty. Tylko wyjątkowi geniusze tłumaczą literaturę w obie strony. Polska  Zrozumiała, że aby tłumaczyć na polski, musi wrócić do kraju i na nowo zapanować nad językiem. Postarała się o stypendium Erasmus, a prowadzący seminarium profesor i dyrektor Instytutu Slawistyki Uniwersytetu w Sztokholmie Leonard Neuger mobilizował ją do powrotu do kraju, przekazując znakomite kontakty. – Brakowało mi słów, mój polski był niewystarczający. Profesor Leonard Neuger dał mi numery telefonów do najwybitniejszych ludzi w polskim literaturoznawstwie, m.in. do prof. Michała Głowińskiego, do prof. Inki Brodzkiej-Wald, do prof. Marka Zaleskiego, czyli prawie całego Instytutu Badań Literackich PAN, do prof. Grażyny Borkowskiej z UW i wielu innych. Prof. Marek Zaleski namówił ją na podjęcie studiów doktoranckich i choć nie napisała doktoratu, studia stały się fascynującym doświadczeniem i otwarciem kolejnego okna na literaturę i środowisko literackie. Dotarła do polskiej klasyki, m.in. do dwudziestolecia międzywojennego, bliżej poznała twórczość Brunona Schulza, Brzozowskiego i  innych autorów, którzy wcześniej ją ominęli z racji statusu osoby niestudiującej w kraju. – Zrozumiałam, że można różnymi drzwiami wejść do literatury. Tłumacząc Selmę Lagerlöf, pisarkę sprzed stu lat, …
Wyświetlono 25% materiału - 1428 słów. Całość materiału zawiera 5715 słów
Pełny materiał objęty płatnym dostępem
Wybierz odpowiadającą Tobie formę dostępu:
1A. Dostęp czasowy 15 minut
Szybkie płatności przez internet
Aby otrzymać dostęp kliknij w przycisk poniżej i wykup produkt dostępu czasowego dla Twojego konta (możesz się zalogować lub zarejestrować).
Koszt 9 zł netto. Dostęp czasowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Czas dostępu będzie odliczany od momentu wejścia na stronę płatnego artykułu. Dostęp czasowy wymaga konta w serwisie i logowania.
1B. Dostęp czasowy 15 minut
Płatność za pośrednictwem usługi SMS
Aby otrzymać kod dostępu, należy wysłać SMS o treści koddm1 pod numer: 79880. Otrzymany kod zwotny wpisz w pole poniżej.
Opłata za SMS wynosi 9.00 zł netto (10.98 PLN brutto) i pozwala na dostęp przez 15 minut (bądź do czasu zamknięcia okna przeglądarki). Przeglądarka musi mieć włączoną obsługę plików "Cookie".
2. Dostęp terminowy
Szybkie płatności przez internet
Dostęp terminowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Dostęp terminowy wymaga konta w serwisie i logowania.
3. Abonenci Biblioteki analiz Sp. z o.o.
Jeśli jesteś już prenumeratorem dwutygodnika Biblioteka Analiz lub masz wykupiony dostęp terminowy.
Zaloguj się