Poniedziałek, 15 kwietnia 2019
ROZMOWA Z ANDRZEJEM PALACZEM
CzasopismoBiblioteka Analiz
Tekst pochodzi z numeruBiblioteka Analiz nr 495 (6/2019)
Chciałbym porozmawiać z tobą jako z autorem książki historycznej, ale trzeba rozpocząć naszą rozmowę od tego stwierdzenia, że jesteś poligrafem… Dzisiaj już nie wiem, czy mogę powiedzieć, że jestem poligrafem. Faktycznie w poligrafii pracowałem kilka lat. Z wykształcenia jestem magistrem inżynierem poligrafii, absolwentem (w roku 1981) Moskiewskiego Instytutu Poligrafii, moim zdaniem wówczas jednej z najlepszych uczelni poligraficznych na świecie. O wyższym poziomie niż uczelnia poligraficzna w Lipsku? Nie można tego porównywać. Lipsk był szkołą inżynierską, bez przyznawania tytułu magistra. Był bardziej ograniczony pod względem merytorycznym. Twój starszy kolega, Witold Bójski, właściciel wydawnictwa REA-SJ, który także ukończył moskiewską uczelnię, podkreślał w wywiadach jej bardzo wysoki poziom… Zgadzam się z tym całkowicie. Nasz absolwent, gdziekolwiek by trafił w drukarni, dawał sobie świetnie radę – jako ekonomista, w zakresie normowania produkcji, jako technolog, jako mechanik... Z twojego pokolenia kto jeszcze ukończył tę uczelnię? Kilkanaście osób, w tym Małgorzata Olszewska-Nowicka, szefowa Böttcher Polska, firmy zajmującej się produkcją i sprzedażą wałków gumowych i poliuretanowych dla poligrafii, a także Jacek Elert, właściciel dużej drukarni w Pruszkowie, ale słyszałem, że teraz zajmuje się już czymś innym. Pierwszy raz spotkałem cię w redakcji miesięcznika „Poligrafika”… To była moja fajna życiowa przygoda. Pracowałem w Zarządzie Wydawnictw, Drukarń i Zaopatrzenia Głównego Zarządu Politycznego Wojska Polskiego, a naszym zadaniem było między innymi opracowywanie programów rozwoju wojskowych drukarń. Wówczas były cztery takie zakłady – Wojskowe Zakłady Graficzne w Łodzi, w Gdyni, w Lublinie i najbardziej znane Wojskowe Zakłady Graficzne w Warszawie. Oprócz książek drukowana była tam prasa wojskowa, w tym „Żołnierz Wolności”, kolorowe pisma, jak choćby „Strażak”. W sensie formalnym podlegały nam też wydawnictwa wojskowe, w tym Wydawnictwo MON, czyli obecna Bellona oraz Czasopisma Wojskowe. Z ludźmi tam pracującymi wiązały mnie fajne układy koleżeńskie. Nie ma co jednak ukrywać, nudziłem się, pracy zbyt dużo nie było i zacząłem pisać artykuły do „Poligrafiki” – branżowego pisma polskiej poligrafii. Pewnego dnia Apolinary Brodecki, który był redaktorem tego pisma prawie „od zawsze”, nie wytrzymał i zadzwonił do mnie, chcąc na własne oczy zobaczyć człowieka, który wciąż coś pisze i zawraca mu głowę. Niemal z miejsca zaproponował mi pracę swego zastępcy. Zgodziłem się – akurat planowaliśmy z żoną, która pracowała w Wojskowych Zakładach Graficznych w Warszawie, pożegnać się wojskiem. Była to już połowa lat osiemdziesiątych, czuć było powiew nadchodzących zmian, do których w miarę możliwości redakcja ,,Poligrafiki” starała się przygotować. Po 1989 roku pismo przeszło w ręce Simpressu – nowopowstałej spółki NOT, która w wyniku dość skomplikowanego procesu przejęła część czasopism branżowych. Przez chwilę pełniłem tam rolę dyrektora do spraw produkcji, wciąż pozostając zastępcą redaktora naczelnego „Poligrafiki”. Simpress jednak nie spełniał oczekiwań naszej redakcji. Dzięki staraniom Apolinarego Brodeckiego pismo zostało wydzierżawione firmie Sagal, która między innymi zajmowała się działalnością poligraficzną i miała własną drukarnię. Tam zostałem – dumna nazwa – dyrektorem wydawnictwa. Ale tak naprawdę wydawaliśmy tylko „Poligrafikę”, która rozwijała się w szalonym tempie, oraz katalogi branżowe. Trwało to trzy-cztery lata. W międzyczasie okazało się, że moje plany (chodziło o udziały w wydawnictwie) nie mieszczą się w planach właściciela firmy: podczas decydującej rozmowy powiedział mi, że nie widzi takiej potrzeby. Odpowiedziałem, że też nie widzę potrzeby dalszej współpracy. Dlaczego? Marzyło mi się własne pismo. Nie chciałem jednak robić konkurencji „Poligrafice”, chociaż teraz trochę tego żałuję, bo wkrótce powstało kilka pism kierowanych do poligrafii, natomiast w kontaktach z wydawcami zawsze czułem pewien dyskomfort: ja mówiłem o jednym, a oni o drugim, nie mogliśmy się zrozumieć. A proszę pamiętać, że były to lata dziewięćdziesiąte, czas ogromnych przemian na rynku wydawniczym, powstawanie setek nowych firm, którymi kierowali ludzie spoza branży, nieznający nawet fachowych terminologii. Stwierdziłem więc, że przydałoby się pismo mówiące o sprawach technicznych i graficznych, pisane popularnym językiem i przekazujące tę wiedzę …
Wyświetlono 25% materiału - 548 słów. Całość materiału zawiera 2193 słów
Pełny materiał objęty płatnym dostępem
Wybierz odpowiadającą Tobie formę dostępu:
1A. Dostęp czasowy 15 minut
Szybkie płatności przez internet
Aby otrzymać dostęp kliknij w przycisk poniżej i wykup produkt dostępu czasowego dla Twojego konta (możesz się zalogować lub zarejestrować).
Koszt 9 zł netto. Dostęp czasowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Czas dostępu będzie odliczany od momentu wejścia na stronę płatnego artykułu. Dostęp czasowy wymaga konta w serwisie i logowania.
1B. Dostęp czasowy 15 minut
Płatność za pośrednictwem usługi SMS
Aby otrzymać kod dostępu, należy wysłać SMS o treści koddm1 pod numer: 79880. Otrzymany kod zwotny wpisz w pole poniżej.
Opłata za SMS wynosi 9.00 zł netto (10.98 PLN brutto) i pozwala na dostęp przez 15 minut (bądź do czasu zamknięcia okna przeglądarki). Przeglądarka musi mieć włączoną obsługę plików "Cookie".
2. Dostęp terminowy
Szybkie płatności przez internet
Dostęp terminowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Dostęp terminowy wymaga konta w serwisie i logowania.
3. Abonenci Biblioteki analiz Sp. z o.o.
Jeśli jesteś już prenumeratorem dwutygodnika Biblioteka Analiz lub masz wykupiony dostęp terminowy.
Zaloguj się