Czwartek, 18 maja 2017
Rozmowa z Jackiem Marciniakiem, współwłaścicielem i redaktorem naczelnym Wydawnictwa Studio Emka
CzasopismoBiblioteka Analiz
Tekst pochodzi z numeru459

Wasze Wydawnictwo obchodzi w tym roku piękny jubileusz. Gratulujemy!
Bardzo dziękuję. Kończymy właśnie 25 lat, a formalnie dokona się to jesienią tego roku. Owe ćwierćwiecze, brzemienne w ważne wydarzenia, to nasza bogata, studioemkowa historia. To ponad sześćset przygotowanych i wydanych tytułów stricte ekonomicznych, z pogranicza ekonomii i psychologii, gospodarki i polityki. To bogata oferta klasycznych książek motywacyjnych o szerokim spectrum tematycznym – także współcześnie pisanych. To wiele zdarzeń upowszechniających, uprzystępniających i popularyzujących  nasze tytuły i treści w nich zawarte. To liczne konferencje, spotkania, konwersatoria przez nas organizowane lub współorganizowane wespół z uznanymi firmami, organizacjami czy uczelniami ekonomicznymi, gdzie nasze książki stanowią często kanwę do dyskusji i formułowania ważnych wniosków i opinii, z myślą o środowisku polskiego biznesu.

Studio Emka uchodzi za jednego z liderów segmentu poradników o tematyce biznesowej…
Rzeczywiście, w tego typu literaturze wyspecjalizowaliśmy się przez te wszystkie lata. W ofercie wydawnictwa znajdują się zarówno poradniki niosące kardynalną wiedzę ludziom zakładającym własny biznes, jak również tytuły bardziej fachowe, kierowane głównie do kadry menedżerskiej średniego i wysokiego szczebla. Do grona naszych zagranicznych autorów zaliczamy takie nazwiska jak: Dale Carnegie, Norman V. Peale, Benjamin Graham, Warren Buffett, Bill Gates, Richard Branson, Jack Welch, Anthony Robbins, Robert Schiller, Clayton Christensen, Jeremy Rifikin, Thomáš Sedlláček. Polscy to Leszek Czarnecki, Sławomir Lachowski, Marek Belka, Stefan Bratkowski i jeszcze inni. Zdarza się nam, w uzasadnionych przypadkach, wydawać także inne książki – powieściowe, eseistyczne, tomy poetyckie, przy czym w takich razach kategorią najważniejszą jest poziom artystyczny publikowanych utworów. Nasze książki były wielokrotnie uhonorowane
nagrodami w konkursach oceniających książki ekonomiczne – Economicus i MyCompany Choice. W uznaniu naszego bogatego dorobku wydawniczego, aktywnej działalności w zakresie upowszechniania wiedzy ekonomicznej, w polskim ruchu wydawniczym zostaliśmy wyróżnieni m.in. statuetką Ikara, medalem PTWK, medalem Europejskim Bussines Centre Club i Odznaką Honorową za Zasługi dla Rozwoju Polskiej Gospodarki Ministerstwa Gospodarki.

Jak oceniłbyś ćwierćwiecze waszej  działalności?
Te dwadzieścia pięć lat to przecież kawał czasu, więc z tej perspektywy można zdobyć się na dłuższą chwilę refleksji i skonstatować, co było dobre a co niekoniecznie, jakie błędy popełniliśmy a co było naszym sukcesem, satysfakcją z dobrze wykonanej roboty. Jedno jest pewne, że mimo tego, iż działania wydawnicze są obarczone szeregiem problemów, że pracujemy na dość nieprzewidywalnym rynku książki, że bywają nieraz kłopoty finansowe, często wynikające z obiektywnych przyczyn, że oto książki się sprzedały a pieniądze się nie pojawiły, ponieważ niektórzy z dystrybutorów są, mówiąc najdelikatniej niesolidni, że książkę, którą uważasz za wyjątkową, trafioną w czas, oczekiwaną przez określony krąg czytelniczy wydałeś za wcześnie albo że jest ona nie aż tak bardzo chciana. Mimo tych wszystkich kłopotów i przeciwności my chcemy działać dalej, ponieważ dysponujemy czymś co jest nie do przecenienia – doświadczeniem, szacunkiem dla naszych klientów, nabytym przez te lata i umiarkowanym optymizmem. A także pokorą. Przekonaniem, że uczciwość w życiu codziennym i interesach bardzo się opłaca. Mamy z Klárą wrażenie, że nasi czytelnicy, kontrahenci lubią nas za to i cenią. To wszystko wiemy, staramy się tego trzymać i jak się coś zdarzy niedobrego iść dalej, nie oglądając się za siebie.

Macie więc ten piękny jubileusz. To dobry moment na to, aby cofnąć się w czasie. Co robiłeś w poprzednim życiu?
To znaczy?

Zanim zostałeś wydawcą.
Skończyłem historię na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, byłem dziennikarzem zajmującym się publicystyką kulturalną, upowszechnianiem literatury i czytelnictwa w regionalnym piśmie dla młodzieży „Jantar”. Współpracowałem ze szczecińskim oddziałem Telewizji Polskiej, a potem w Warszawie z tygodnikiem „Nowa Wieś”, angażowałem się w działalność klubów książki i w pracę na rzecz środowiska wiejskiego.

W jakim miejscu zastał cię koniec starego porządku – PRL?
Stanęliśmy z Klárą, moją żoną, tak jak wielu innych, wobec prozaicznego pytania, dziś strywializowanego: jak żyć dalej? Trzeba było szukać dla siebie miejsca na rynku pracy. Klárze, cenionej w swoim kraju za talent pedagogiczny i organizacyjny, w Polsce Węgierce bez etatu, zajmującej się dorywczo rękodziełem i pisaniem książek dla dzieci – też było ciężko. Na dobry początek postanowiliśmy z zaprzyjaźnionym dziennikarzem, Markiem Sierockim, wydać pismo muzyczne dla młodzieży. Kolega Kláry, który był szefem węgierskiej edycji „Popcornu”, zachęcał: „Róbcie polską edycję tego magazynu. Pogadam z Marquardem, na pewno się zgodzi. Jürg Marquard, szwajcarski magnat medialny, przysłał nam list intencyjny, jeździliśmy do Monachium uzgadniać szczegóły projektu, ale koniec końców nic z tego nie wyszło. Zaryzykowaliśmy wydanie własnego pisma „Pop&Rock”, wierząc, że nasze będzie lepsze, ciekawsze i w dodatku bliższe czytelnikowi, bo poświęcające więcej miejsca polskiemu środowisku muzycznemu. Utrzymaliśmy się na rynku rok. Potem jeszcze była gazeta „Sport i Życie”. Niestety, pomimo dbrego zespołu prowadzonego przez znanego i doświadczonego dziennikarza sportowego, Andrzeja Jucewicza, okazało się ono efemerydą.

Nie za bardzo byliście wtedy przygotowani do robienia biznesu?
A kto tak naprawę był? Ten brak doświadczenia dopadł nas jeszcze raz, kiedy założyliśmy wydawnictwo dla dzieci Panda. Chwila powodzenia, dobre pieniądze, brak odpowiednich kwalifikacji menadżerskich i … klops. Ta przygoda trwała raptem dwa lata.

Mimo niepowodzeń nie zrezygnowaliście z działalności wydawniczej.
W owym czasie do naszego kraju zaczęły wchodzić firmy networkmarketingowe, sprzedaży bezpośredniej. Tworzyły sieci sprzedawców, angażowały ludzi, którzy nie mieli żadnej wiedzy jak działać w biznesie. Tworzyły własny kanon lektur, które każdy agent czy dystrybutor, chcąc się rozwijać, powinien systematycznie czytać. Klára spotkała w Budapeszcie swego kuzyna budującego tam sieć sprzedaży Amwaya. Powiedział jej: „To rewelacyjny biznes, a książki, które jej towarzyszą, są świetne. Musicie koniecznie wydać Franka Bettgera «Jak przetrwać i odnieść sukces w biznesie», Dale’a Carnegiego «Jak przestać się martwić i zacząć żyć» i «Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi». Klára powtórzyła mi tę rozmowę. Na dźwięk nazwiska Carnegie omal nie siadłem z wrażenia. Bez wahania powiedziałem: „Robimy to”.

Nie bardzo rozumiem.
Przed oczyma stanęło mi wspomnienie sprzed dwudziestu paru lat. Gromadząc materiały do pracy magisterskiej o księgarzu i wydawcy Stefanie Rowińskim, spędzałem wiele czasu w bibliotece uniwersyteckiej. Na półce czytelni podręcznej dostrzegłem stustronicową zaledwie książeczkę „Jak uszczęśliwiać innych i samemu być szczęśliwym?”. Zaintrygował mnie tytuł, chciałem ją pożyczyć, ale bibliotekarka strzegąca księgozbioru stanowczo mi odmówiła, informując, że to jedyny egzemplarz. Przeczytałem książkę jednym tchem na miejscu. To był bryk książki Dale’a Carnegiego „Jak zdobyć przyjaciół…” wydany w 1948 roku przez poznańską Księgarnię św. Wojciecha, położoną rzut beretem od biblioteki. Jakież było moje zdziwienie, gdy na stronie tytułowej przeczytałem, że rzecz tę streściła i opracowała wybitna polska poetka Kazimiera Iłłakowiczówna. Nieco później dowiedziałem się, że wkrótce po wydaniu książkę na polecenie władz wycofano z księgarń i zmielono. Uratowały się nieliczne egzemplarze. Wracałem z biblioteki pod ogromnym wrażeniem tej lektury. Mówiłem do siebie: „Żeby tak kiedyś mógł być wydany pełny tekst tej znakomitej książki”.  Zabrakło mi wyobraźni, aby zamarzyć, że to ja mógłbym być jej wydawcą.

Przeznaczenie zatem zdecydowało o waszym losie?
Nie wierzę w cuda, choć był to niezwykły zbieg okoliczności. Zdecydowaliśmy z Klárą, że będziemy wydawcami Carnegiego w Polsce.

Carnegie był pierwszym autorem Emki?
Pierwszym był Frank Bettger, autor książki „Jak przetrwać i odnieść sukces w biznesie”. To był pierwszy krok, po nim zrobiliśmy kolejne – coraz szerzej wchodziliśmy w świat polskiego biznesu. Na początku lat 90. interesy szły świetnie, przedsiębiorcy zachłysnęli się powodzeniem, stali się pewni siebie, bo wszystko im wychodziło. Wyczuliśmy, że biznes nie może cały czas rozwijać się żywiołowo, nie każde przedsięwzięcie będzie się kończyć sukcesem, bo rynek stanie się coraz bardziej konkurencyjny i wymagający.Wtedy polscy biznesmeni oprócz doświadczenia i intuicji będą potrzebowali odpowiedniej wiedzy teoretycznej i fachowej. Sięgną więc po książki. I myślę, że wtedy wstrzeliliśmy się idealnie z naszym pomysłem na wydawnictwo.

Dzięki temu Emka istnieje już 25 lat.
Dziś naszą największą satysfakcją jest to, że udało się zbudować liczącą się na rynku oficynę, cenioną za celny dobór ważnych, potrzebnych, a nieraz wręcz znakomitych tytułów, a także za solidność ich przygotowania. To staranne, żmudne budowanie pozycji w środowisku wydawniczym i kreowanie marki składa się na nasz 25-letni dorobek. Osiągnęliśmy dość wysoki stopień wtajemniczenia w dziedzinie literatury ekonomicznej, biznesowej.

Książki te sprzedajecie od dwudziestu lat, chociaż niektóre z tych tytułów powstały jeszcze przed II wojną światową…
To prawda! Książka Napoleona Hilla „Myśl i bogać się” ma ponad sto lat! Ukazała się w roku 1912. Została napisana na podstawie życia i działalności Andrew Carnagie’go, amerykańskiego króla stali. A Carnegie był prostym człowiekiem, jednak niezwykle rozbudzonym intelektualnie. Nie miało znaczenia czy ukończył cztery czy siedem klas, był po prostu mądry! Książka jest rewelacyjna i do dzisiaj aktualna!

Studio Emka uważane jest za wydawnictwo, które jest liderem rynku audiobooków w dziedzinie książki motywacyjnej…
Może nie liderem, ale na pewno byliśmy wśród pierwszych, którzy rozpoczęli dostarczać książki w tej właśnie formie.  Pierwszy audiobook to była jeszcze kaseta magnetofonowa z nagraną naszą pierwszą książką, właśnie Napoleona Hilla „Myśl i bogać się” (wersja skrócona przez Earla Nightngale’a). Tekst czytał Krzysztof Ibisz i zrobił to bardzo dobrze, więc książka miała tym bardziej wzięcie. Pierwszym na płycie CD był tytuł „Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi” Dale’a Carnagie’go. Obecnie mamy w ofercie blisko dwadzieścia audiobooków. Nie ma jednak jeszcze na nie dobrego rynku, chociaż nieźle sprzedają się w określonych środowiskach. Są popularne wśród firm, które działają w systemie networkingowym. Aby robić interesy, ludzie ci muszą być mobilni, więc sporo podróżują i wtedy słuchają książki w wersji audio. Bardzo ważne jest, kto taką książkę czyta. Niekoniecznie muszą być to aktorzy czy profesjonalni lektorzy, ale często ludzie z poza tych środowisk, którzy mają świetnie ustawiony głos i czują tę pracę. Do tego znają i cenią tę literaturę.

W ofercie Studia Emka są też tytuły, które na pewno nie przynoszą większych pieniędzy. Chodzi mi o przekłady książek węgierskich…
Do tych wydawnictw mamy stosunek szczególny. Z wiadomych względów – związków z Węgrami, skąd pochodzi Klára. Są to więzi bardzo silne i nie tylko rodzinne, bo mamy wielu przyjaciół na Węgrzech. Zdarza się, że książkę, którą ze względu na tematykę, gatunek literacki, niekoniecznie my powinniśmy wydawać, trafia jednak do nas, bo inni może by się nią nie zainteresowali, a szkoda, bo to jest świetna literatura. Węgrzy mają bardzo dobrych pisarzy, świetne tradycje literackie i są potęgą, jeśli chodzi o poezję.

Czy wydawałbyś książki Sandora Marai’ego? To jest przecież literatura skierowana do wąskiego kręgu odbiorców…
Pewnie tak. Lubiłem go po prostu czytać, już wtedy gdy jeszcze nie był taki znany w Polsce. Stał się modny po wydaniu „Dzienników”. Otarliśmy się o prozę Marai’ego, publikując jego esej „O węgierskich winach” wraz z innym świetnym tekstem – Béli Hamvasa „Filozofia wina”, którą kongenialnie przełożył nasz przyjaciel Tadeusz Olszański. Esej skrzący się niezwykle intelektem. Olszański jest autorem rozlicznych książek o Węgrzech i Węgrach, także przez nas wydanych. Znany jest i ceniony przede wszystkim jako tłumacz, a „Chłopcy z Placu Broni” są jego sztandarową pozycją. To niezmiennie lektura szkolna.

Tadeusz Olszański jest dzieckiem mieszanego polsko-węgierskiego małżeństwa i dzięki temu było mu z pewnością łatwiej tak silnie wejść w sprawy węgierskie. Klára i ty tworzycie również małżeństwo węgiersko-polskie. Zachodzi więc pytanie, co z waszymi córkami?
Klára młodsza jest praktycznie już bardziej Węgierką niż Polką. Uczyła się co prawda w liceum w Warszawie, ale studia ukończyła już w Budapeszcie i tam wyszła za mąż za cenionego węgierskiego dramaturga i kierownika literackiego ważnej budapesztańskiej sceny teatralnej. Klára pracuje w firmie Book and Walk zajmującej się popularyzacją i dystrybucją ebooków. Jednocześnie jest tłumaczką literatury węgierskiej. Pisuje poza tym artykuły do literackich węgierskich periodyków i naszej „Twórczości”. My wydaliśmy jej przekład powieści „Pixel” znakomitej pisarki Krisztiny Toth, która szczególnie jest znana we Francji. U nas nie zdobyła takiej popularności, pomimo entuzjastycznych recenzji. Druga córka, Ewa, zna też dobrze język węgierski, ale na co dzień robi karierę w jednej z dużych korporacji.

Jakie są perspektywy dla Studia Emka?
Będziemy dalej wydawać dobre książki. Mamy dość interesujące plany, znakomitą ekipę na czele z niezastąpioną Marzeną Pękul, która jest z nami w wydawnictwie praktycznie od początku. Książki, nad którymi obecnie pracujemy, ważne i potrzebne naszym zdaniem, powinny być dobrze przyjęte przez polską publiczność czytelniczą.

Rozmawiał Piotr Dobrołęcki

Źródło: Biblioteka Analiz nr 459