Na zorganizowanej podczas II Warszawskich Targów Książki konferencji poświęconej problematyce wykorzystywania nowych technologii w branży wydawniczej zaprezentowano blok poświęcony spojrzeniu na segment rynku e-książek oczami wszystkich jego podmiotów: uczestnika, wydawcy i dystrybutora. Z przedstawionych prezentacji można wnioskować, że są to zupełnie inne światy. Oczekiwania czytelników (odbiorców) zupełnie rozmijają się z celami działań wydawców, również dystrybucja ma swoje własne cele i dążenia. Słowem jest tak samo jak na „normalnym” rynku. Różnice funkcjonowania e-książki postaram się przedstawić ukazując trzy różne spojrzenia na to zjawisko. Oczami czytelnika Czytelnik chciałby mieć e-książkę na własność. Fizycznie posiadać plik pdf albo niezabezpieczony ePub i wgrywać go na różne dostępne urządzenia (czytnik, smartfon, komórka czy zwykły notebook i pecet). Pliki zabezpieczone DRM (Digital Rights Management) są dla niego uciążliwe. System zarządzania prawami Adobe polega na zarejestrowaniu się, pobraniu aplikacji umożliwiającej ściąganie plików, nabyciu konkretnego utworu w konkretnym formacie. Plik ten w momencie „ściągania” jest personalizowany dla konkretnego urządzenia. Ponieważ ludzie nie chcą być przywiązani do konkretnego urządzenia i aby umożliwić czytelnikom korzystanie z pliku na różnych urządzeniach, a jednocześnie nie pozbawiać się możliwości kontroli nad plikiem z utworem, wymyślono „czytanie w chmurze”. Jest to nic innego jak dostęp do treści za pomocą różnych urządzeń, ale treści te są zlokalizowane na serwerach „chmury”. Czytelnik po zalogowaniu uzyskuje dostęp do pewnych plików, ograniczony i częściowy do oferty, aby po „przekartkowaniu” mógł coś kupić. I co właściwie kupuje? Nie książkę (nawet nie e-książkę) tylko wirtualny dostęp do niej. Meteorologicznie rzecz ujmując – tak jak są różne chmury, na różnych piętrach (niskie, …