W tym roku mija 20 lat od wprowadzenia fundamentalnych zmian w życiu naszego społeczeństwa. Stały się ona wielkim wyzwaniem i jednocześnie szansą i szansa ta została – wbrew licznym głosom krytycznym i malkontenckim – wykorzystana. Na pewno wykorzystaliśmy ją w sferze książki, co można dobitnie stwierdzić porównując stan sprzed roku 1989 z wynikami ostatnich lat, jak też niezwykle dynamiczny rozwój rynku w ciągu tych dwóch dekad. „Wprowadzone od początku 1989 roku zmiany systemowe w całej gospodarce: rzeczywista samodzielność ekonomiczna, swoboda w podejmowaniu decyzji przez spółki i osoby prywatne dotyczą także całej sfery produkcji, wydawania i dystrybucji książki. Sfera ta dotychczas była pod szczególną opieką państwa, co wyrażało się w sprawowaniu funkcji koordynujących przez Ministerstwo Kultury i Sztuki” – pisał jeszcze w 1989 roku Bogdan Klukowski. Zmiany zostały zapoczątkowane wprowadzeniem wolności gospodarczej, dzięki tzw. ustawie Rakowskiego-Wilczka, która wyszła w życie z początkiem 1989 roku. Do środowiska związanego z książką zaczęło napływać wiele nowych osób, widzących możliwość zrealizowania swoich ambicji i marzeń, ale też i osiągnięcia sporych zysków. Polski rynek książki był wygłodniały. Wszystkie poszukiwane tytuły sprzedawano dotąd spod lady, ich nakłady, które dzisiaj wydają nam się astronomiczne, bo wynosiły często po kilkadziesiąt tysięcy egzemplarzy, okazywały się zbyt małe. Istniały limity papieru, a plany wydawnicze były narzucane lub „przykrawane” przez władze. Nagle wszyscy wszystko mogli wydawać i sprzedawać. Zniesiono cenzurę, pękła więc ostatnia bariera. Rynek wybuchł. Niektórzy uważali, że 1989 rok był momentem przełomowym z bardzo prozaicznego powodu: wówczas „wszystkie wydawnictwa zostały zobowiązane do wypłaty zaległych honorariów i ten właśnie moment został zapamiętany jako przejście na kapitalizm”. W naszej publikacji chcemy przedstawić właśnie ten krótki, ale przełomowy okres lat 1988-1992 i jeszcze kilku następnych. Korzystaliśmy z dostępnych materiałów i publikacji, których wykaz zamieszczamy na końcu tekstu. Jednak od razu trzeba zdecydowanie stwierdzić, że dla tego okresu niemal nie ma źródeł! Był to czas, gdy walczono albo o pieniądze, czasem o duże, a nawet bardzo duże, albo o przetrwanie – i widocznie nikt nie miał głowy do porządkowania, składania i przechowywania dokumentów. Nikt ich nam nie zniszczył, nikt nie spalił i nie wywiózł za granicę. Sami wyrzuciliśmy je na makulaturę, zupełnie nie ceniąc własnej pracy i pracy kolegów. Zlekceważyliśmy potrzebę dokumentowania teraźniejszości, która za chwilę jest …