Martin Lüdke, znany i ceniony krytyk literacki, zapytany o tendencje we współczesnej literaturze niemieckiej odpowiada cytatem z Angeli Merkel, kanclerz Niemiec: „Problemy Niemiec widzę teraz w przyszłości, a nie w przeszłości”. To stwierdzenie, zdaniem Lüdkego, jest doskonałym komentarzem do tego, co się dzieje we współczesnej literaturze niemieckiej. Nastąpiła już w niej wymiana pokoleń. Oczywiście nazwiska wielkich, Hansa Magnusa Enzensbergera, Güntera Grassa, Siegfrida Lenza czy Martina Walsera są nadal i stale obecne, a każda ich nowa książka (nawet jeżeli nieco ocierająca się o skandal – jak to było w przypadku książki Martina Walsera „Śmierć krytyka” (Sic! 2002), w której ofiarą morderstwa pada krytyk literacki, a liczne wątki i elementy z życia owego krytyka wskazywały na Marcela Reicha-Ranickiego) staje się nie tylko wydarzeniem literackim, ale i sukcesem rynkowym. Choćby dlatego, że nazwiska te można porównać do swego rodzaju „marki rynkowej”. Z całą pewnością jednak na scenę mocno wkroczyło już pokolenie pisarzy i krytyków urodzonych po drugiej wojnie światowej. Ta generacja wyraźnie odcina się od „starych” i od początku zwraca się ku innym sprawom, innym wątkom, dobierając sobie własne autorytety. Oczywiście, nie można nie zauważać takich książek jak „Idąc rakiem” Güntera Grassa (Polnord-Oskar 2002) i jest rzeczą wiadomą, że w chwili premiery przyciągają one uwagę wszystkich. Niemniej nie powtórzy się już raczej sytuacja z połowy XX wieku, kiedy podczas spotkań literackich Grupy 47 młodsi bądź jeszcze nieznani pisarze czytali swoje dzieła i „szli za głosem” autorytetów, którzy byli dla nich rzeczywistym drogowskazem, kiedy naprawdę słuchali ich wskazań i rad. Autorzy tacy jak Günter Grass czy Heinrich Böll za swój moralny obowiązek uznali rozliczenie się z faszyzmem, wyciągnięcie nauki z historii oraz krytykę społeczeństwa. Ich dzieła to kompilacja polityki, etyki, awangardowej estetyki, nowatorskich technik, form literackich. A sama Grupa 47 stała się niemalże towarem eksportowym chętnie „sprzedawanym” przez Niemcy, bo pokazywała nowe oblicze Niemiec poprzez nową literaturę – literaturę rozliczeniową i krytyczną wobec społeczeństwa. Obecne pokolenie pisarzy nie czuje się związane jakimikolwiek zasadami czy wymogami. Arno Geiger, Daniel Kehlmann, Theodor Lehr czy Ingo Schulze – wszyscy piszą, jak „im w duszy zagra”, nie mają na plecach „gorącego oddechu narodu”. Nie oglądają się już na niemiecką historię, a jeżeli o niej piszą – to o tej najnowszej. Rozdział historii obejmujący pierwszą połowę XX wieku, nawet jeżeli ciąży na narodzie niemieckim, jest już historią, którą średnie i młodsze pokolenie pisarzy niemieckich zna tylko z… „z drugiej ręki”. Taka jest po prostu kolej rzeczy. Inspiracje i poszukiwania Swoboda twórcza charakteryzująca nową literaturę niemiecką dotyczy także formy literackiej. Obecne średnie i młodsze pokolenie pisarzy nie czuje się zobligowane do stosowania nowatorskich czy awangardowych technik. Panuje tu swoisty postmodernizm. Twórcy piszą tak, jak uważają za słuszne, a Ingo Schulze (ur. 1962) sięgnął wręcz ostatnio do staromodnego i zapomnianego gatunku literackiego popularnego w XIX wieku – do powieści w listach – i w takiej formie napisał powieść przełomu „Neue Leben” [Nowe życia] o objętości 800 stron! W tej długo oczekiwanej książce literacko przetwarza najnowszą historię niemiecko-niemiecką. W tym samym niemal czasie Andreas Maier (ur. 1967) swoją debiutancką powieść „Wäldchestag” pisze w całości w… mowie zależnej jako zwarty tekst bez akapitów. Inspiracja twórczością wielkich eksperymentatorów z początku XX wieku czy raczej własne poszukiwania odpowiedniej formy literackiej? Właściwie jedno i drugie; pisarze i sięgają po znane formy, i próbują je zindywidualizować, co się udaje lepiej lub gorzej. Mamy np. do czynienia z rozpisaniem całej powieści na głosy – odrębne wypowiedzi osób przedstawiających wydarzenia z różnych perspektyw. Nie ma tu zatem „prawdy obiektywnej” lecz subiektywne wizje postaci. Tę formę zastosowali w swoich książkach Tim Staffel („Terrordrom”, Bellona 2006) i Uwe Tellkamp („Zimorodek”, Bellona 2006). Jeżeli jacyś pisarze starają się wzorować na autorytetach, to szukają swoich mistrzów raczej wśród twórców powojennych. Birgit Vanderbeke w opowiadaniu „Małże na kolację” (Sic! 2006) wyraźnie wzoruje się na stylistycznych pomysłach Thomasa Bernharda, ale jednocześnie próbuje je rozwinąć. Ku przeżyciu O czym zatem mówi nam współczesna literatura …