Będąc przedszkolakiem, wracałem pewnego razu z tatą do domu na osiedlu Za Żelazną Bramą. Przed lokalną pocztą, określaną mianem automatycznej – z racji zainstalowania urządzeń rozmieniających bilon – dostrzegłem jakieś zamieszanie. Okazało się, że aseptyczną scenografię urzędu pocztowego wykorzystali filmowcy. Reżyser Stanisław Bareja realizował tam jedną z sekwencji komedii „Nie ma róży bez ognia”. Uczestniczył w niej szczupły mężczyzna średniego wzrostu, z papierosem w ustach, o lekko oszronionej fryzurze. Tak zetknąłem się z Jerzym Dobrowolskim, jednym z najdowcipniejszych Polaków. 15 marca minęła 90. rocznica jego urodzin. Kolejne generacje ulegają atakom śmiechu, obcując z jego dokonaniami. Głównie ekranowymi („Zezowate szczęście”, „Rejs”, „Nowy”, „Motodrama”, „Kłopotliwy gość”, „Poszukiwany, poszukiwana”). Żal, że nie zarejestrowano programów „Konia” oraz „Owcy” – zjawisk na firmamencie kabaretu – a radio z rzadka wznawia audycje autorstwa czy też z udziałem „Dobrowola” – jak określano go w środowisku. „Zakończył się tydzień pisania listów. W najbliższym czasie rozpocznie się miesiąc doręczania”. Ta wiadomość pochodzi z kroniki radiowej „Decybel” emitowanej na antenie radiowej Trójki u progu dekady Edwarda Gierka. Magazyn szybko zdjęto z ramówki, taśmy skasowano w stanie wojennym. Pozostały błyskotki werbalne. Ponadczasowe. Choćby taka: „Jeszcze przed trzydziestu laty ludzie sądzili, że oglądanie telewizji jest całkowicie niemożliwe. Ten fałszywy pogląd zakorzenił się tak dalece, że niektórzy są tego zdania i dziś”. Albo: „Stołeczne przedsiębiorstwo oczyszczania miasta zostało zaskoczone pierwszym śniegiem. Zaskoczenie było tym większe, że pierwszy śnieg spadł w tym roku po raz drugi”. Względnie: „Tej wiosny, wcześniej niż zwykle, zazieleniła się kiełbasa”. Nic dziwnego, że twórczość Dobrowolskiego często kastrowały nożyczki cenzora. Urzędnik z ulicy Mysiej amputował puentę takiej informacji: „W najbliższym czasie zostanie wystrzelony polski załogowy statek kosmiczny – takie przypuszczenie snują zagraniczni korespondenci, opierając się na fakcie, że u nas w kraju nic się na ten temat nie mówi”. Ze stacją z ulicy Myśliwieckiej był związany przez ponad dekadę. Aż nadszedł 13 grudnia roku pamiętnego i przestało być do śmiechu. Wkrótce pozbył …