Poniedziałek, 23 marca 2009
Rozmowa z Danutą Skórą – dyrektor i członkiem zarządu oraz Henrykiem Woźniakowskim – prezesem Społecznego Instytutu Wydawniczego „Znak”
CzasopismoBiblioteka Analiz
Tekst pochodzi z numeru243
1779 tytułów w łącznym nakładzie 15 mln egz., 50 serii wydawniczych, 1655 autorów. I jedno słowo, którym podsumowaliby państwo 50-lecie Znaku. Henryk Woźniakowski: To słowo to… „znak”. Objąć nim można wszystko, o czym pan wspomniał. Liczby w naszym przypadku niewiele zresztą mówią. Jak się bowiem ma statystyka ostatnich 20 lat do pierwszych 30, kiedy Znak wydawał po dziesięć książek rocznie, bo takie były ograniczenia polityczne. Kiedy na początku lat 70. pracowałem w Wydawnictwie Literackim, ambicją dyrektora Andrzeja Kurza było publikowanie 200 tytułów. My nie mogliśmy nawet marzyć o czymś podobnym. Ale oddziaływanie społeczne tak skromnej jednostki, jaką był wtedy Znak, było nieproporcjonalnie wielkie. Trzeba oczywiście pamiętać o powiązaniach z miesięcznikiem „Znak”, „Tygodnikiem Powszechnym”, Klubami Inteligencji Katolickiej – to była taka szczególna wysepka niezależnej myśli i niezależnego – choć cenzurowanego – słowa w ówczesnym socjalistycznym oceanie. Na swojej stronie internetowej półwiecze kwitują państwo zgrabnym sloganem: „Dobrze nam się wydaje, bo wydajemy dobre książki i robimy to dobrze”. Ale gdyby na historię spojrzeć z innej perspektywy – rozczarowań, wydawniczych dylematów, trudnych wyborów, zakończonych niekiedy porażkami… HW: Ja bym nie był skłonny do przyznawania się do nadmiernej ilości porażek, błędów też jakoś nie widzę. Może bardziej rozczarowania. Sprzed 1989 roku pamiętam dwa tytuły, które w Znaku się nie sprzedawały, choć może trudno w to uwierzyć, bo głód książki – takiej właśnie, jaką dawał Znak – był przecież ogromny. Pierwszy to monografia Karola Ludwika Konińskiego, ogromnie interesującego, choć po dziś dzień mało znanego myśliciela katolickiego, pióra Bronisława Mamonia z 1970 roku. Książka ta zalegała nam w magazynach przez lata, bo nakładów się wówczas nie mełło. Drugim tytułem była saga góralska Jana Gwalberta Henryka Pawlikowskiego. Jej autor – choć pochodzący z wielce zasłużonej dla kultury i dla Podhala rodziny Pawlikowskich z Medyki – był mało znany i książka nie odniosła sukcesu, choć profesorowie Pigoń i Krzyżanowski głosili, że to jedna z najwybitniejszych XX-wiecznych powieści z życia chłopów. A później? HW: Później miewaliśmy inne rozczarowania, już w nowych czasach. I vice versa. Zdarzyło nam się sporo tytułów, które w ogóle lub nie dość promowane nieoczekiwanie zyskiwały status bestsellerów – jak choćby znakomite „Wspomnienia wojenne” Karoliny Lanckorońskiej, na które – poza mną – nikt nie stawiał. Sprzedaż wywiadu-rzeki z Kamilem Durczokiem, m.in. na temat jego choroby, nie zaskoczyła państwa? 80 tys. egz. to bardzo dużo. HW: Tu akurat liczyliśmy na dobry wynik. Danuta Skóra: Zaskoczeniem była kiedyś słaba sprzedaż książki dla dzieci „Ach, jak cudowna jest Panama” Janoscha, którą rozdawaliśmy latami, a która wznowiona kilka lat później osiągnęła sukces. HW: Znak wyprzedził wtedy tendencje rynkowe, gdyż był to czas, kiedy wszyscy zachłystywali się Disneyem… Nam jednak odmienne w estetyce ilustracje Janoscha bardzo się spodobały. Tylko nam, jak się okazało, choć sporo zainwestowaliśmy w promocję tych książeczek. Doświadczenie związane z „Panamą” na jakiś czas ostudziło nasze zapały, jeśli chodzi o literaturę dziecięcą. Aż tu nagle… HW: Aż tu nagle pani dyrektor Skóra zachęciła nas do ponownego wejścia na ten niewdzięczny teren i odnieśliśmy na nim kilka spektakularnych sukcesów w postaci m.in. Koszmarnego Karolka, Mikołajka, a także książek wspomnianego Janoscha. W ostatnich latach Znak przechodził jednak znacznie poważniejsze zawirowania niż związane ze zbyt skromnym popytem na ilustracje Janoscha. Wchodząc w rozmaite obszary wydawnicze, eksperymentując, skierowali państwo na siebie ostrze krytyki. Zarzucano wam odejście od tradycyjnego profilu, myśli, która w 1959 roku powołała do życia Znak. Z krytyką tą świetnie sobie zresztą państwo poradzili – zarówno w warstwie edytorskiej autorefleksji, jak i wizerunku sprzedawanego na zewnątrz. HW: Nie da się ukryć, że dla niektórych z nas, zwłaszcza dłużej pracujących w Znaku, komentarze, o których pan mówi, nie były bez znaczenia i nie udawaliśmy, że ich nie słyszymy. DS: Złośliwi przyprawiali nam różne łatki – że się komercjalizujemy itd. Pamiętam złośliwy tekst pana Masłonia o „leszczach ze Znaku, które wydają książkę o leszczach”. Dla takich krytyków zawsze mam jedną odpowiedź: my lubimy być mecenasem dla wysokiej kultury, ale za własne pieniądze. Lubimy zarabiać pieniądze i wydawać je na to, na co chcemy. Piękna wolnorynkowa deklaracja. DS: Owszem. Osobiście bardzo nie lubię składać wniosków o dotacje na wydawanie książek. HW: Tu się nieco różnimy, bo ja uważam, że wspieranie ważnych przedsięwzięć w dziedzinie kultury jest obowiązkiem władz publicznych. Mówimy o wydawaniu książek, ale pamiętajmy, że Znak jest też mecenasem lub organizatorem rozmaitych imprez kulturalnych: zapraszającego intelektualne gwiazdy Uniwersytetu Latającego, na którego wykłady przychodziły tysiące ludzi, ostatnio zaś cyklu tłumnie „nawiedzanych” spotkań „Dorwać mistrza”: Bartoszewski, Davies, Havel, Heller, Kołakowski, Skarga – to tylko niektórzy nasi goście. Dodajmy do tego finansowanie miesięcznika „Znak” czy działalności Fundacji Kultury Chrześcijańskiej „Znak”. DS: Organizacja takich spotkań to ogromny wysiłek promocyjny. Cieszy nas ogromnie, że potrafimy się skutecznie komunikować z naszymi czytelnikami. Niedawno jeden z wydawców zorganizował spotkanie z prof. Bartoszewskim, na które przyszło około 60 osób. Dwa miesiące wcześniej Znak zapraszał na promocję książki „1859 dni Warszawy”, w której uczestniczyło ponad tysiąc osób. HW: Wracając zaś do naszej tożsamości, Znak przez pierwsze 30-lecie był wydawcą katolickim, znanym z eseistyki, teologii, filozofii – zdecydowanie mniej z literatury pięknej, i nie wchodzącym w inne dziedziny. Od początku lat 90. postawiliśmy na wzrost i wejście na nowe tereny, nie rezygnując z książek dotychczasowego naszego głównego nurtu. Ale nie ma się co oszukiwać, nie były to decyzje łatwe i bezkonfliktowe. Najlepszy dowód, że w latach 90. powstał imprint Signum, w ramach którego ukazywały się m.in. książki dla dzieci, poradniki biznesowe. I może trzeba było pozostać przy tej formule jako pewnego kompromisu? DS: Proszę pana, stworzyliśmy dużą firmę, która bardzo poszerzyła obszar swoich zainteresowań. Nie wstydzimy się wydawać nawet lżejszych pozycji pod szyldem Znaku. Poza tym – w jakim środowisku toczyły się wspomniane przez pana dyskusje? „Znakowskim”? Owszem. DS: Wydaje mi się, że środowisko „znakowskie” tworzy zarząd tej firmy. Mam na myśli ludzi związanych z miesięcznikiem „Znak” i „Tygodnikiem Powszechnym”. HW: To prawda. Nie wszystkim podobał się Znak wydający książki kucharskie czy powieści pokazujące niekiedy mroczne strony życia albo zawierające „sceny łóżkowe”. Nie chcę, by państwo i czytelnicy odnieśli wrażenie, że jestem rzecznikiem tych zatroskanych, ale… HW: Ależ ja rozumiem te pytania czy nawet skargi dobiegające mnie niekiedy od starszego pokolenia czytelników: „kiedyś mogłem dać dzieciom do ręki każdą książkę Znaku, a dziś…”. Ale Znak zawsze miał ambicję mocnej obecności w kulturze – więc ta ewolucja – z chwilą, …
Wyświetlono 25% materiału - 1027 słów. Całość materiału zawiera 4108 słów
Pełny materiał objęty płatnym dostępem
Wybierz odpowiadającą Tobie formę dostępu:
1A. Dostęp czasowy 15 minut
Szybkie płatności przez internet
Aby otrzymać dostęp kliknij w przycisk poniżej i wykup produkt dostępu czasowego dla Twojego konta (możesz się zalogować lub zarejestrować).
Koszt 9 zł netto. Dostęp czasowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Czas dostępu będzie odliczany od momentu wejścia na stronę płatnego artykułu. Dostęp czasowy wymaga konta w serwisie i logowania.
1B. Dostęp czasowy 15 minut
Płatność za pośrednictwem usługi SMS
Aby otrzymać kod dostępu, należy wysłać SMS o treści koddm1 pod numer: 79880. Otrzymany kod zwotny wpisz w pole poniżej.
Opłata za SMS wynosi 9.00 zł netto (10.98 PLN brutto) i pozwala na dostęp przez 15 minut (bądź do czasu zamknięcia okna przeglądarki). Przeglądarka musi mieć włączoną obsługę plików "Cookie".
2. Dostęp terminowy
Szybkie płatności przez internet
Dostęp terminowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Dostęp terminowy wymaga konta w serwisie i logowania.
3. Abonenci Biblioteki analiz Sp. z o.o.
Jeśli jesteś już prenumeratorem dwutygodnika Biblioteka Analiz lub masz wykupiony dostęp terminowy.
Zaloguj się