Cały rynek wydawniczy kręci się wokół nowości. Wydawcy chwalą się premierami, księgarnie eksponują nowe tytuły, blogerzy biorą tylko świeże propozycje, czytelnicy krążą po targach książki żądni NOWEGO. W niektórych kategoriach trzy miesiące i książka jest już stara! Zdarza się, że wyprzedana i niedostępna w sprzedaży. Jest to dla mnie niebywałe, jak zabójcze to jest dla nas wszystkich. Od autorów zaczynając, przez wydawców, po księgarnie i samych czytelników. Zacznijmy od czytelników. Poznałam ostatnio przemiłą dziewczynę, młodszą o dekadę, czytelniczkę o szerokich horyzontach, ten typ, który czyta niemal nałogowo. Zaczęłyśmy rozmawiać oczywiście o książkach. I co się okazało? Że – poza klasyką – wszystkie wspaniałe rzeczy, które wydano w latach dziewięćdziesiątych są jej kompletnie nieznane. Z samej literatury obyczajowej nie zna Joanny Trollope, Sue Townsend, Rosamunde Pilcher, Iana Banksa… Była wtedy w szkole średniej, szykowała się do egzaminów na medycynę i beletrystyka była poza zasięgiem jej zainteresowań. A dzisiaj tych książek – poza rynkiem wtórnym i bibliotekami – nie uświadczysz. Wymieniłyśmy się listą tytułów, powspominałam wspaniałe serie wydawnicze Muzy, Albatrosa, Dolnośląskiego, Ambera i zaczęłyśmy grzebać w wirtualnych antykwariatach. Czegóż tam nie ma?! A jakie piękne ceny osiągają niektóre tytuły, tylko dlatego, że wydawca nie planuje dodruku czy wznowienia po latach. Kiedy ostatni raz sprawdzałaś/ sprawdzałeś dostępność swoich starych tytułów w tych serwisach? Czy wiecie, że za „Słoneczne wino” Raya Bradbury’ego trzeba zapłacić prawie dwieście złotych? Takich tytułów, których czytelnicy bezskutecznie szukają w księgarniach nie jest wcale mało. Ale nie tylko o beletrystykę tu chodzi. Również publikacje z innych półek mają krótki żywot. Tak jakby dobrze napisana publikacja popularnonaukowa czy tematyczne eseje traciły swoją ważność po pięciu latach i musiały zniknąć z obiegu. Nic bardziej mylnego. Chciałam wrócić ostatnio do książki „Zła matka” Ayelet Waldman wydawnictwa Znak i okazało się, że to biały kruk, rzecz nie do zdobycia. Błagałam już w postach na Facebooku o litość znajomych, zgłaszałam gotowość do skanowania pożyczonego egzemplarza (co zrobić innego?), i wreszcie znalazł się zakurzony egzemplarz u miłej znajomej. Pogoń za nowościami jest mordercza dla wszystkich. Dla profesjonalnych autorów, którzy muszą raz na rok złożyć maszynopis i w tempie ekspresowym poddać się procesowi redakcji, bez szansy na namysł i dojrzewanie tekstu przy kolejnym czytaniu. Czy możliwe jest publikowanie wartościowej książki rok do roku? Wiem, że tak. Raz, może dwa razy. …