W połowie ubiegłego roku udzieliła nam pani wywiadu, który spotkał się ze sporym zainteresowaniem, bo wydawcy zawsze ciekawi są tego, co się dzieje na rynku papieru. To zainteresowanie jest szczególnie silne w obecnej sytuacji rynkowej. Wówczas mówiła pani o tym rynku z dużym entuzjazmem, jak też o całym rynku książki i widziałem wyraźne zadowolenie z pani strony. A jak jest dzisiaj, czy ten entuzjazm pozostał? Zawsze mam w sobie entuzjazm! Ale jak ten entuzjazm wygląda, gdy pani patrzy teraz na rynek książki? Patrząc na cały rynek książki to oczywiście widzimy, że rynek ten trochę się skurczył, ale nie jest to jakiś dramat, jeżeli patrzymy generalnie. Oceniam wręcz, że rynek książki będzie się nadal rozwijać, chociaż zachodzą oczywiście na nim różnego rodzaju zmiany i zawirowania. W Polsce mamy do czynienia ze zmianą właścicielską w dwóch potężnych drukarniach dziełowych… Czyli… Czyli w Olsztyńskich Zakładach Graficznych i w Białostockich Zakładach Graficznych. Wszyscy teraz bardzo uważnie się przyglądamy i czekamy na decyzje nowego właściciela. Jedno posunięcie nowego właściciela czyli rozstanie z Ryszardem Maćkowiakiem, wieloletnim prezesem OZGrafu, było wielkim zaskoczeniem dla całej branży… … jak też odejście pani prezes Wiolety Izdebskiej w Białymstoku. Nie będę tego komentować, bo to są zawsze decyzje właścicielskie. Jak na razie Ryszard Maćkowiak kupił sobie motocykl… … bo zasłużył na to! Myślę, że pan Maćkowiak pozostanie w branży, w kręgu wydawniczym i drukarskim, że na pewno nie zniknie z rynku. Jest osobą zbyt znaną i powszechnie szanowaną, aby nam się „zdematerializował”. Cały rynek książki na pewno trzyma za niego kciuki. Spójrzmy jednak na branżę książkową w bardziej szerokim planie. Czy nie obawia się pani zagrożeń dla rynku książki drukowanej w wyniku dynamicznego rozwoju publikacji elektronicznych? Na ile pani firma, jako dostawca papieru dla poligrafii, odczuwa zagrożenie z tej strony? Jeszcze go nie odczuwamy, nawet zupełnie nie odczuwamy. To, że masowa cyfryzacja nastąpi, nie podlega dyskusji, pytanie jest tylko w jakim stopniu i kiedy? Nie dalej jak wczoraj rozmawiałam na temat rynku elektronicznego z szefem jednego z wielkich międzynarodowych wydawnictw działających w Polsce. Powiedział mi, że sprawdzał ostatnio, jak wygląda rynek publikacji elektronicznych, bo jego rozwojem jest żywotnie zainteresowany. Według niego konserwatywne społeczeństwa w Europie, skandynawskie czy niemieckie, które są dużo lepiej uposażone niż nasze społeczeństwo i dlatego stać je na kupno publikacji elektronicznych i urządzeń do ich czytania, wcale nie inwestują w e-booki. Rozmawialiśmy też o sytuacji w Stanach Zjednoczonych, gdzie najpierw wystąpiło wielkie zachłyśnięcie tym tematem, a teraz wszystko przystopowało, a nawet spadło. Jakby bańka pękła? Właśnie. Wiemy również, że ilość zamawianej prasy na czytnikach elektronicznych też nie jest przesadnie duża. Wszyscy wydawcy ciągle jeszcze uczą się tego, a ta nauka jest kosztowna, a nawet niezwykle kosztowna, bo przecież chodzi o przygotowanie elektronicznego wydania na wiele nośników. Tygodnik „Polityka” ma podobno 2 tys. subskrybentów na czytniku Kindle i ok. 1000 na iPada. Wygląda więc, że wśród „elektronicznych” czytelników dominuje raczej Polonia, której nie zależy na kolorowej wersji drukowanej tygodnika, a treści docierają do Stanów Zjednoczonych bez żadnego opóźnienia. Jest to na pewno rynek interesujący dla wydawców prasy, bo do tej pory dotarcie do Polaków zagranicą związane było zawsze z dużymi kosztami przesyłki. I tutaj na pewno wszystkie e-wydania mogą się sprawdzić. Czyli daleko od kiosku? O takich odbiorców chodzi. Ale zastanówmy się, co się stanie z książką? Od dawna uważam, że dopóki cena czytnika nie spadnie do poziomu, spełniającego oczekiwania klienta, w ogóle nie można mówić o jakimkolwiek rozwoju rynku e-booków. A niezależnie od obecnych tendencji będzie też oczywiście zawsze istnieć grupa zapaleńców, którzy będą zdecydowanie optowali za publikacjami elektronicznymi. A co będzie, jak cena czytnika spadnie do złotówki, jak to się dzieje z telefonami komórkowymi dla płacących abonament? Taka cena za czytnik zmieni oczywiście mechanizm pobierania opłat… Nie wiem. Czy jak cena spadnie do złotówki, to wszyscy się przerzucą na czytniki elektroniczne? Myślę, że nie. Trudno mi zresztą powiedzieć, jak duże pakiety tworzą książki elektroniczne, chociaż możliwości załadowania czytników są już znaczne. Ale to wszystko będzie kosztowało i na pewno nie będzie można wszystkiego pobierać za darmo. Do tego przewodnik z ilustracjami i z mapami będzie „ciężki”… Bardzo ciężki. I będzie kosztował. Poza tym przewodnik z ilustracjami i mapami w postaci elektronicznej też nie sprawdzi się do końca, bo nie wszędzie będziemy mogli pójść z tym czytnikiem. Trzeba też brać pod uwagę ograniczenia spowodowane długością czasu potrzebnego na „ściąganie plików”, dostępnością i kosztami mobilnego internetu. Proszę sobie wyobrazić, że niedawno pojechałam w Beskid Żywiecki i przez cztery dni byłam praktycznie odcięta od świata. Była pani szczęśliwa? Oczywiście, bo miałam spokojne sumienie, że jestem na urlopie i nie czytam e-maili, bo do mnie nie docierają. I nic nie mogłam zrobić, bo technika przegrała. A jak wygląda z globalnej perspektywy pani firmy obecne zapotrzebowanie na papier, szczególnie w poligrafii? Czy ono spadło? Zapotrzebowanie na papier spadło, ale w mojej ocenie nie spadło wcale z powodu książek. Po prostu spadło zapotrzebowanie na papier i tu należy postawić kropkę! A przyczyny tego spadku są przeróżne. To przede wszystkim kryzys, wszyscy tną wydatki na reklamę, która zresztą w dużej mierze przenosi się z mediów tradycyjnych do internetu. Wiemy doskonale, że ten ostatni jest jedynym rosnącym dynamicznie medium, a ludzie przecież mniej ze sobą korespondują w sposób fizyczny. Nie piszemy listów… … piszemy za to e-maile i sms-y… … ale nie piszemy listów na papierze. Piszemy więcej, ale właśnie w formie elektronicznej. Nasz sposób komunikacji bardzo się zmienił. Oto przyczyny mniejszego zapotrzebowania na papier na całym świecie. Mówimy tu o kilkuprocentowych spadkach co roku. Przed kryzysem sięgały one rzędu 2 proc., a obecnie jest to 5 proc. Spadki więc są i rynek się zmienia. Czy grozi to załamaniem rynku papieru na świecie? Czy mamy do czynienia z nadprodukcją papieru? Nadprodukcja na pewno istnieje. Powoduje to zmiany konfiguracji naszych producentów. I nie bez powodu słyszymy od nich co jakiś czas, że wyłączają jedną czy dwie maszyny papiernicze, przez co ograniczają produkcję. Patrząc na początek procesu produkcyjnego papieru czyli na plantacje drewna, to czy zmiany i spadki, o których pani mówi, spowodują zmniejszenie powierzchni tych upraw? To przecież długotrwały proces, w ramach którego planuje się działania 30 lat naprzód… Mam nadzieję, że dzięki temu będzie rosło więcej drzew, choć myślę, że jeszcze jest za wcześnie, aby miało to znaczący wpływ na …