Jest pani ulubioną, jak słyszałem, autorką wydawnictwa Marginesy, które wydało pani dwie książki… To moje debiuty książkowe. Wcześniej pisałam teksty do internetu, głównie o nowych technologiach, i do prasy papierowej. Opracowałam też kilka katalogów Międzynarodowego Pleneru Ceramiczno-Rzeźbiarskiego w Bolesławcu i wstęp do katalogu wystawy „Polak – Artysta – Ceramik”, którą zorganizowało Muzeum Ceramiki w Bolesławcu. Jest pani absolwentką filologii polskiej, co oczywiście ma „wiele” wspólnego z historią sztuki… Właśnie tak! Nawet z literaturą ten kierunek ma niewiele wspólnego, bo to jest moje prywatne, zupełnie pozazawodowe zainteresowanie „od zawsze”. Podstawą dla powstania moich książek jest to, że zawsze interesowałam się wnętrzarstwem. Rzeczy, jakie opisałam w pierwszej książce, są dla mnie elementami wystroju wnętrz. Oczywiście z historycznego punktu widzenia są bardzo interesujące, ale dla mnie punktem wyjścia jest wnętrzarstwo, które jest moją pasją. Dzisiaj jest to już pani zawód… Tak chciałabym o tym myśleć, bo jest to najwspanialszy zawód, jaki mogłam sobie wymarzyć. Nie myślałam, że będę mogła pisać książki o wnętrzarstwie i o dizajnie. Zawsze myślałam, że napiszę kiedyś powieść albo wydam tomik poezji, naprawdę! Zaczęło się jednak od ceramiki… Troszeczkę od ceramiki, a tak naprawdę od wystawy „Chcemy być nowocześni” w roku 2011 w Muzeum Narodowym w Warszawie. Pokazano na niej wyjęte z magazynów eksponaty, których część można teraz zobaczyć na stałej wystawie „Galeria wzornictwa polskiego”. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam ceramikę z lat pięćdziesiątych, te wszystkie „pikasiaki”, tkaniny drukowane z Instytutu Wzornictwa Przemysłowego, a także meble z Ładu, z Instytutu i z innych źródeł. Byłam, jak wielu odwiedzających tę wystawę, zszokowana tym, jakie mieliśmy wspaniałe PRL-owskie wzornictwo. Dla mnie – urodzonej na początku lat osiemdziesiątych – to wzornictwo kojarzy się z meblościankami i szarzyzną. Meblościankami autorstwa Bogusławy i Czesława Kowalskich… Żeby Kowalskich! W „Galerii Wzornictwa Polskiego” jest śliczna filigranowa meblościanka zaprojektowana przez Kowalskich, a u mnie w domu była trzymetrowa meblościanka z Wyszkowa, pociągnięta niemal do sufi tu, a że mieszkaliśmy w starej kamienicy, więc można było tę meblościankę ciągnąć wysoko. Te wszystkie meble w brązowych, buraczkowych i zielonych tapicerkach oraz częściowo meble na wysoki połysk – to było to, co poprzednio kojarzyłam ze wzornictwem PRL-owskim. Wszystko takie bure! Nagle na tej wystawie zobaczy łam wspaniale kolorowe, wymyślne i frymuśne rzeczy. Po prostu zakochałam się bez pamięci! Zaczęłam szukać o tym informacji i ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że nie ma za dużo takich tekstów dostępnych dla zwykłego człowieka. Postanowiłam wtedy, że sama napiszę książkę, jakiej nie ma na rynku i jaką sama chciałabym kupić. Zaproponowała pani tę książkę wydawnictwu? Do Marginesów trafiłam, kiedy książka była już napisana w prawie 90 proc., praktycznie była domknięta. Została pani przyjęta z entuzjazmem... Zostałam zarekomendowana. Marginesy wydały już wcześniej, bo w 2016 roku, książkę Beaty Bochińskiej „Zacznij kochać dizajn. Jak kolekcjonować polską sztukę użytkową” i ten tytuł był bardzo popularny, co być może sprawiło, że byli otwarci na kolejne propozycje z tej tematyki. Poza tym pani Hanna Grudzińska, redaktor naczelna wydawnictwa, jest kolekcjonerką tkanin i szkła z czasów PRL-u, więc czuje te sprawy i dlatego zdecydowano się na wydanie mojej książki. A może była całkiem nieźle napisana?! Do książki trzeba było dodać dużo fotografii… W większości sama te fotografie zrobiłam. Ponieważ wzornictwem powojennym interesowałam się już od kilku lat, to znałam dosyć duże grono kolekcjonerów i wiedziałam, co oni mają. Ci mili pasjonaci wpuścili mnie do swoich mieszkań z aparatem fotograficznym i lampami, dali mi ten sprzęt rozstawić i sfotografować ich zbiory. Ci natomiast, którzy mieszkają daleko, a sami mają dobre oko, to obfotografowali swoje rzeczy i …