– Czy ma pani jeszcze ten płaszcz w czarno-czerwoną pepitkę? – To wcale nie był mój płaszcz! Na tym polegał cały ten dowcip: koleżanki wiedziały, że idę na ważne spotkanie, pierwsze po kursie taternickim. Tam obowiązywały stroje raczej swobodne, nierzadko podarte, taki był wtedy fason… – Jednak przyniósł pani szczęście. Poszła w nim pani na spotkanie, na którym poznała pani swoją wielką miłość. Wśród wielu adoratorów, których pani nie brakowało, wybrała pani himalaistę – Andrzeja Zawadę. Co było takiego w panu Andrzeju, że wybrała pani właśnie jego? – Było wiele. Zarówno cech charakteru, jak i osobowości. Jednak o wyborze zdecydował pierwszy rzut oka. Zwykle tak wybierają mężczyźni. – Co pani ma na myśli? – Mężczyźni mają inny punkt widzenia. Na kobiety reagują od razu, zwracają uwagę na ich wygląd, ubiór, sylwetkę. A mnie jako kobietę właśnie uderzył jego sposób chodzenia, jego postawa i wyraz twarzy. Zobaczyłam szczupłego mężczyznę, który poruszał się z wdziękiem, sprężyście, z dystansem. – Zachwyciła się nim pani? – Tak! To była miłość od pierwszego wejrzenia. Lubię to określenie po francusku, ładnie ten zachwyt oddaje: coup de foudre, czyli uderzenie pioruna. – Państwa miłość nie była jednak łatwa. Wiedziała pani, że mąż miewał romanse i skoki w bok. – Byłam po prostu tolerancyjna. – To wystarczy? Skąd taka postawa? – Z zapewnień męża, pisemnych i ustnych. Mówił, że jestem wspaniałą żoną i że nigdy się nie rozstaniemy, że jest mu ze mną dobrze. Ja mu wierzyłam. Ważnym łącznikiem między nami był fakt, że nie mieliśmy dzieci. Inaczej wyglądają i układają się związki w małżeństwie, gdy są dzieci. To one stanowią w wielu wypadkach przyczynę rozwodów. – Jak to? Mówi się, że dzieci scalają związek… – Ale o dzieci są też spory, dzieciom poświęca się uwagę, często zaniedbując potrzeby partnera. Zdarza się, że gdy w związku zdradzi mąż, to żona wysuwa argument, że zdradził nie tylko ją, ale i dzieci; problem zaczyna być wtedy dużo szerszy. – Państwa małżeństwo było partnerskie? – Tak, jak najbardziej. O tyle partnerskie, że każdy zachował swoją linię postępowania, dawał wolność drugiej osobie. Nasze zawody i zajęcia były inne, bez punktu styczności. W tym znaczeniu byliśmy równorzędnymi partnerami. – Miałaby pani przepis na udany związek? – Trudno komuś radzić, bo jak to się mówi, dobrymi radami piekło wybrukowane, ale bardzo ważna jest tolerancja. Nierobienie kwestii o głupstwa. Często zaczyna się od sporu o jajko na twardo czy na miękko, potem rośnie wzajemna uraza, zaczynają się wypominki i problem narasta; nie należy skupiać …