Dlaczego Leonard Borkowicz związał się z ruchem komunistycznym? Trochę dlatego, że taki był Zeitgeist, trochę dlatego, że miał określone cechy charakteru. Był bystrym obserwatorem życia społecznego – widział problemy przedwojennej Polski, a część z nich odczuł na sobie. Nierówności ekonomiczne i narodowościowe, antysemickie ataki, bieda i brak perspektyw tworzyły mieszankę wybuchową. Imponował mu skrajny radykalizm ruchu komunistycznego, odrzucał ewolucję i marzył o rewolucji. Swoje znaczenie miała także polityczna atmosfera jego rodzinnego domu, w którym wielkim autorytetem cieszył się legionista i socjalista Herman Lieberman. Był on mężem siostry matki Leonarda i częstym gościem w ich domu. Ale tak jak powiedziałam – młody Berkowicz wybrał drogę najbardziej radykalną z radykalnych. Został komunistą. Za co trafił do więzienia? Bronił go jeden z najsławniejszych przedstawicieli palestry II RP? Pobytów w aresztach i więzieniach było kilka, by wymienić Berlin, Krosno, Kraków czy Warszawę. Największe jednak znaczenie dla jego losów miał wyrok wydany w 1933 roku we Lwowie „w sprawie karnej przeciwko Leonardowi Berkowiczowi i towarzyszom”. Berkowicz został skazany na pięć lat więzienia oraz utratę praw publicznych i obywatelskich na 10 lat, a próbę jego obrony przedsięwziął renomowany lwowski adwokat Maurycy Axer. Zasłynął on m.in. obroną Rity Gorgonowej oskarżanej o zabójstwo, ale reprezentował również komunistów. Zaznaczyłam, że Axer próbował bronić, a nie bronił Berkowicza. Ten bowiem, stosując się do partyjnych zaleceń, właściwie zaniechał współpracy z prawnikiem. A powodem „wielkiej komunistycznej wsypy”, o której rozpisywały się ogólnokrajowe dzienniki, było przechwycenie przez policję „walizy pełnej bibuły komunistycznej”. Berkowicz zostawił ją w wynajmowanym mieszkaniu, które porzucił. Podczas aresztowania miał także przy sobie adresy z tzw. przyjazdówkami, czyli lokalami konspiracyjnymi i punktami kontaktowymi wykorzystywanymi przez komunistów. Za tą niekonspiracyjną postawę w opinii innych towarzyszy zasłużył na wykluczenie z komuny więziennej. Jeszcze po wielu latach pretensję o lwowską „wsypę” miała do niego Julia Brystygier, która skarżona była w tym samym procesie. Bohater książki zaliczył też pobyt w Berezie Kartuskiej... Przebywał tam od sierpnia 1936 do lipca 1937 roku. Tym samym znalazł się w grupie osób uznawanych przez państwo polskie za zagrażających bezpieczeństwu, spokojowi i porządkowi publicznemu. Należy podkreślić, że „przetrzymanie i przymusowe odosobnienie” następowało wskutek „przypuszczenia”, że mogą stanowić zagrożenie, a nie sądowych wyroków czy prokuratorskich wniosków. Dotarłam do teczki osobowej Berkowicza znajdującej się w Państwowym Archiwum Obwodu Brzeskiego, dzięki czemu mogłam odtworzyć nie tylko losy Berkowicza z tego okresu, ale również warunki panujące w Berezie. Dokumenty pozwalają się przyjrzeć przede wszystkim sposobom karania osadzonych i powodom, dla których to czyniono. A że Berkowicz należał do „najbardziej zatwardziałych internowanych”, represjonowany był często i dotkliwie. Pobyt w Berezie miał również swoje znaczenie dla jego kariery politycznej – to tam poznał wielu ludzi, którzy w partii pełnili ważne funkcje lub znaleźli się w elicie władzy po wojnie. Miał kompetencje, aby szefować przedsiębiorstwu kosmetycznemu w sowieckim Lwowie? Z pewnością ich nie miał. Podobnie jak doświadczenia w zarządzaniu ludźmi czy fabryką. Nominacja na stanowisko dyrektora „Czerwonego Myłowara” podyktowana była przesłankami politycznymi (partyjnymi). Nie tyle zatem organizował cykl produkcyjny, ile angażował się w organizację politycznym mityngów. Z Armii Czerwonej zdezerterował!? To bardzo celne spostrzeżenie. W 1941 roku Berkowicz został skierowany do znajdującego się dwa tysiące kilometrów od Lwowa strojbatalionu. Były to jednostki inżynieryjno-budowlane, a ich zadanie polegało m.in. na wznoszeniu fortyfikacji, schronów, lotnisk. Pobyt w strojbacie traktował jako karę, co wyraził w liście przesłanym do Dymitra Manuilskiego, sekretarza Komitetu Wykonawczego Kominternu. Pozwolę sobie zacytować jego fragment: „Według wszelkiego prawdopodobieństwa wszystkich »zapadników« trzyma się na tyłach, nie dopuszczając ich do części frontowych, jak »podejrzany element«”. Nie doczekawszy się odpowiedzi, Berkowicz wziął sprawy w swoje ręce i zbiegł ze strojbatu. Bez wątpienia była to dezercja i niewątpliwie groziła mu za to kara śmierci. Czego zresztą był świadom. …