Tak niedawno, jak się wydaje, ogłosiliśmy pierwszy Ranking Drukarni Dziełowych, a to było w 2004 roku. Od tego czasu ogłosiliśmy sześć kolejnych rankingów, a teraz z radością prezentujemy już siódmą edycję tej rywalizacji.
Przypomnijmy, że w pierwszej odsłonie w 2004 roku zwyciężyła Drukarnia Naukowo-Techniczna z Warszawy, która dopiero rok później została włączona w strukturę Polskiej Agencji Prasowej. Dodajmy jeszcze, że w 2004 roku w pierwszej trójce był
też OZGraf – Olsztyńskie Zakłady Graficzne oraz Łódzka Drukarnia Dziełowa, która niestety systematycznie traciła pozycję w kolejnych latach. OZGraf natomiast zawsze był w czołówce – nigdy nie spadł poniżej czwartego miejsca na liście.
Nie wracajmy już jednak do przeszłości, bo w końcu najważniejsza jest przyszłość, a nawet nie czas teraźniejszy, bo dzisiaj niemal wszyscy uczestnicy rynku poligraficznego dają sobie jakoś radę. A jak będzie za rok, za dwa?
Przede wszystkim, jak wynika z naszych badań, potencjał polskiego przemysłu poligraficznego jest znacznie większy niż obecne zapotrzebowanie rynku krajowego. Dlatego tak wiele drukarni szuka zleceń zagranicą, jeździ na targi, angażuje przedstawicieli, gości zagranicznych partnerów u siebie „czym chata bogata”. I słusznie, bo inaczej zleceń nie będzie. Perspektywy druku dziełowego są jednak nie takie złe, jak sytuacja w sektorze prasowym, gdzie ogólnoświatową tendencją, odczuwalną również na naszym rynku, jest systematyczne zmniejszanie nakładów.
Prognozy dla druku dziełowego nie są tak dramatycznie spadkowe. Przytoczmy tu opinię Franka Romano, amerykańskiego eksperta przemysłu poligraficznego i wydawniczego. Uważa on w odniesieniu do potrzeb poligrafii, że powoli będzie spadać zapotrzebowanie na niektóre gatunki papieru, gdy w innych gatunkach potrzeby będą rosnąć. Spadnie właśnie popyt na papier gazetowy w arkuszach i zwojach, natomiast wzrośnie zapotrzebowanie na papier arkuszowy do druku cyfrowego oraz do urządzeń biurowych i domowych. Spadną też nakłady w druku, gdyż będzie coraz większe zapotrzebowanie na mniejsze czy wręcz „domowe” nakłady wykonywane w druku na papierze w arkuszach.
Wśród polskiej kadry menadżerskiej istnieje świadomość, że już – teraz – trzeba podejmować działania zabezpieczające przez zmniejszeniem, a nawet załamaniem się produkcji. Niektórzy idą w stronę opakowań, bo jest to gałąź gospodarki notująca nieustanne, nawet w kryzysowych latach wzrosty. Dla wielu drukarni problemem staje się też… zbyt dobra lokalizacja, w miejscach, które są łakomym kąskiem dla developerów. Wówczas nieuchronna staje się przeprowadzka na mniej eksponowane, a więc tańsze tereny. Tak się już zdarzyło w Krakowie, z pewnością dojdzie do tego i w Warszawie, a w Poznaniu nastąpiła likwidacja jednej z najstarszych drukarni zlokalizowanych w pobliżu ścisłego centrum.
Nadszedł też czas zakończenia trwającego już lata procesu prywatyzacji w polskiej poligrafii. „Ostatni Mohikanie”, jacy zostali jeszcze pod skrzydłami Ministerstwa Skarbu Państwa, od lat czekają na ostateczne decyzje – wspomniana już Drukarnia Naukowo-Techniczna i Olsztyńskie Zakłady Graficzne, poza tym Białostockie Zakłady Graficzne, z także mniejsze zakłady jak Drukarnia Wojskowa w Łodzi i Zakłady Graficzne w tym samym mieście. Inne są w trakcie likwidacji – wspomniany już Poznań, warszawski Dom Słowa Polskiego, czy drukarnia w Cieszynie. Proces prywatyzacji jednak nieuchronnie zmierza do finału. Przecież w innych ogniwach łańcucha książki przedsiębiorstwa państwowe stanowią niewielki i nieznaczny w łącznych obrotach procent. W sektorze wydawniczym jest ich tylko kilka i wszystkie są w trudnej sytuacji, w dystrybucji została już tylko jedna firma hurtowa i nie bardzo wiadomo po co. Księgarnie są wszystkie prywatne.
Do tych wszystkich problemów dochodzą jeszcze codzienne bolączki, z których oczywiście najtrudniejsze są terminy płatności. I to nie te deklarowane na fakturach i w umowach, ale te rzeczywiste, w jakich wydawcy płacą za usługi drukarskie. Trzeba mieć bowiem świadomość, że drukarnie nasze w ostatnich latach stały się niemal instytucjami parabankowymi udzielając wydawcom w praktyce wielomiesięczne, często nieoprocentowane, kredyty kupieckie. A z drugiej strony, po stronie dostawców, takich warunków nie ma. – Papier drukarnia – przy dobrym układzie z dostawcą – musi zapłacić po 90 dniach, częściej jednak jest to 60 dni. W innym przypadku dostawy są wstrzymywane, układ jest proty – nie zapłacisz, nie dostajesz papieru, nie drukujesz i nie zarabiasz. Zresztą takie same zasady wyznają również dostawcy innych materiałów poligraficznych. Obowiązujący powszechnie termin płatności za farby do druku to 60 dni. Nie inaczej jest w przypadku płyt do druku. Obecnie koszt 1 mkw. płyty to 6-7 euro. W przypadku druku w czterech kolorach, na pełnoformatowej maszynie, mówimy o kosztach rzędu 20 euro. To wszystko są realne koszty. Przecież pracownikowi też trzeba zapłacić po 30 dniach. Tu nie ma miejsca na negocjacje, jakie prowadzi drukarz z wydawcą – powiedział otwarcie Andrzej Janicki w niedawnym wywiadzie dla „Biblioteki Analiz”. Jego doświadczenie jest ogromne, gdyż kierował kilkoma ważnymi drukarniami, a jedną nawet trzykrotnie! Teraz przeniósł się do Krakowa, gdzie po raz pierwszy praktykuje nie tylko jako prezes, ale jako właściciel drukarni.
W tym samym wywiadzie Andrzej Janicki podkreślał też „bardzo dynamiczną konkurencję, jeżeli chodzi o ceny świadczonych usług”, gdyż drukarnie „systematycznie tną własne koszty”. Są takie głosy, że szczególnie firmy państwowe zbliżają się do cen dumpingowych, gdyż nie mają takiej presji na osiągniecie pozytywnego wyniku finansowego jak ma to miejsce w firmach prywatnych.
Na rynku jest jednak kilka silnych podmiotów, których działalność obejmuje nie tylko produkcję dziełową. Istnieje opinia, że dobrze prosperują nowoczesne drukarnie, które w ostatnich latach uzyskały dofinansowanie ze środków unijnych, takie jak: Pozkal, Colonel, Zapolex, Druk-Intro czy Drukarnia Narodowa w Krakowie. Te firmy można swobodnie porównywać z firmami zachodnimi. – Może różni je jeszcze odrobinę poziom automatyzacji, a co za tym idzie także zatrudnienia, ale to podmioty bardzo dobre, może nawet lepsze niż wiele firm niemieckich, bo dysponują całkowicie nowoczesnym parkiem maszynowym – oceniał Andrzej Janicki. Udział środków unijnych w wielu przypadkach był według naszego rozmówcy ogromny, bo chodziło o wkład finansowy w wysokości od 40 do 80 proc. wartości inwestycji. W przypadku polskich drukarń było to często po około 20 mln zł. Pamiętać jednak należy, że były to dotacje realizowane na zasadzie refinansowania włożonych wcześniej środków własnych.
Ale wróćmy do tegorocznego Rankingu Drukarń Dziełowych. Pierwszą pozycję zdobył, chociaż rywalizacja w tym roku była szczególnie ostra, poznański Abedik, który od lat był w czołówce rankingowej. Drugie miejsce Opolgrafu też nikogo nie zdziwi. Od 2007 opolska drukarnia była zawsze w pierwszej trójce Rankingu. Trzecie miejsce zajęła Drukarnia Naukowo-Techniczna, laureatka naszego pierwszego i drugiego rankingu, a potem zawsze plasująca się w czołówce.
W klasyfikacji najbardziej skutecznych drukarni zwyciężył Opolgraf, a lepszą skutecznością niż Opolgraf mogą się pochwalić tylko cztery drukarnie, lecz liczba wskazań w każdym z tych przypadków była zbyt mała, aby firmy te uplasowały się w czołówce. W każdym razie ich wynik świadczy o wysokiej jakości usług, dlatego warto te firmy tutaj wymienić: warszawska firma Perfekt, gdański ColorGraf i opolska Lega osiągnęły maksymalnie możliwą skuteczność, bo po 100 proc. Nieco mniej, ale w aż 98 proc. był skuteczny warszawski Interdruk.
Na czwartym jest krakowski Colonel, a na piątym miejscu rankingu uplasowały się wspominane już – i czekające na prywatyzację – Olsztyńskie Zakłady Graficzne, które w ubiegłym roku zajęły czwarte miejsce, a przypomnijmy jeszcze raz – były zwycięzcami naszego rankingu w 2006 roku i trzy razy zajmowały drugie miejsce. Ścisła czołówka rankingowa to następnie: inowrocławski Druk-Intro, krakowski „Anczyc” (teraz pod nowym kierownictwem Andrzeja Janickiego), Interdruk, Dimograf, a pierwszą dziesiątkę zamykają Białostockie Zakłady Graficzne.
Interesujący jest rozkład regionalny pierwszej dwudziestki naszego rankingu. W pierwszej dziesiątce – jak było widać – dominował Kraków, w dwudziestce też, bo zgłoszono 5 drukarni z tego miasta, ale też 5 z Warszawy. Potem są: Poznań, Opole, Inowrocław, Łódź i Gdańsk – po dwa zakłady w każdym z tych miast. A po jednej drukarni jest w: Olsztynie, Białymstoku, Sandomierzu, Pabianicach, Sulejówku i w Rzeszowie.
Ciekawe jest też spojrzenie, kto został zwycięzcą w poszczególnych kategoriach. Pod względem jakości wykonywanej produkcji na pierwszym miejscu uplasował się Opolgraf, najbardziej terminowy okazał się Abedik, największą elastycznością wykazał się również Abedik, a w dwóch najciekawszych kategoria nazwanych „jakość kontaktów” i „satysfakcja z zakresu świadczonych usług” trzy pierwsze miejsca zajęły te same drukarnie ze ścisłej czołówki: Abedik, Opolgraf i DNT. Przesądziło to ich zwycięstwie w całym rankingu.
Tegoroczny ranking został ogłoszony, dyplomy – jak zwykle – wręczamy podczas Targów Książki w Krakowie, w tym roku na początku listopada. Będzie to też okazja do toastu za zwycięzców, a także za wszystkich, którzy w naszym rankingu uczestniczyli, czyli dla wydawców. I nie pozostaje nic więcej niż przygotować się od razu do rankingu za rok 2010, którego zwycięzców już zapraszamy na przyszłoroczne krakowskie targi po odbiór dyplomów, które – jak wiemy – są bardzo cenione i wiszą na honorowych miejscach u naszych laureatów.
Piotr Dobrołęcki
współpraca Ewa Tenderenda-Ożóg
źródło: Magazyn Literacki KSIĄŻKI 10/2010