Piątek, 16 grudnia 2022
WydawcaAdamada
AutorKatarzyna Ryrych
RecenzentMaria Kulik
Miejsce publikacjiGdańsk
Rok publikacji2022
Liczba stron144
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 12/2022

Po napisaniu paru recenzji z książek mądrych, pouczających, wartościowych i rozwijających pora na coś superrozrywkowego, choć i tu nie zabraknie tematów do refleksji. Z radością zanurzyłam się w świat grozy i niesamowitości, jakimi przepojona jest opowieść napisana przez Katarzynę Ryrych, pisarkę niebywale produktywną i pełną inwencji.

Akcja toczy się w Mokrzyskach Małych, miejscowości ze świata równoległego do siedzib ludzkich, a zamieszkanej przez rozmaite wampiry, starsze i młodsze, a także strzygi, wilkołaki i utopce. Wszystkie one prowadzą życie podobne do ludzkiego, czyli np. jeżdżą do szkoły widmobusem. Ta nazwa to nie jedyny przykład radosnej twórczości autorki, jeśli chodzi o nazwy własne. Na mapie geograficznej – oprócz Mokrzysk – mamy też Widmowo, Strzygowo, a obie te nazwy nawiązują do takich (istniejących w realu) miejscowości z Pomorza jak Koleczkowo, Witomino, Matemblewo i Sierakowo. Autorka ilustracji, Grażyna Rigall, o której napiszę obszerniej, jest mieszkanką Sopotu, więc dobrze się czuje w tych klimatach nazewniczych. Ja sama jestem do pewnego stopnia sopocianką, bowiem wiele szczęśliwych lat dzieciństwa spędziłam w tym mieście.

Wracając do nazewnictwa – bohaterowie książki to MoCzary i WampIrek, siostra tego ostatniego to Zaduszka, zaś dziadkowie to Grobacy i Trujanna. Brat WampIrka i Zaduszki, Vladek, gra w zespole Kryptelsi, a ich ostatni utwór, „Zabiło ją słońce”, dystopijna ballada pogrzebowa, ma właśnie być zaprezentowany na festiwalu Global Rock. Oby tylko portale na GróbTube i wpisy na Ghostbook dały im nośną reklamę!

Jak widać, autorce nie brak fantazji w wymyślaniu nazw i opisywaniu perypetii bohaterów. Są one typowe dla wszystkich w wieku ok. 10 lat (taki target czytelniczy wydawca proponuje), czyli konflikty z rodzeństwem, pokonywanie rozmaitych lęków, pierwsze miłosne zauroczenia, wreszcie podejmowanie wyzwań, aby zyskać prestiż w grupie.

Wspomniałam na początku, że nie zabraknie tematów do refleksji. Dotyczą one zjawisk współczesnych, od których żadne środowisko nie jest wolne. Po pierwsze – szkolny mobbing. Jego animatorami stają się wspomniany MoCzary i jego ulubiony kolega Chlupanty, zaś ofiarą – nowa koleżanka, córka Białej Damy, pracującej w ruinach pobliskiego zamku. Delikatna, zwiewna, prawie niewidoczna postać otrzymuje na wejście ksywę Pielucha i jej pojawieniu się towarzyszy oczywiście rechot. Nie jest łatwo stanąć w obronie prześladowanej, ale WampIrkowi i Gryzakowi (młody wilkołak i najlepszy kumpel) udaje się i od tej pory dawna Pielucha staje się Woalką, a to brzmi zupełnie inaczej! Kolejny problem wychowawczy to pojawienie się w szkole elementu napływowego, czyli Migrołaków. Aluzje uchodźcze są aż nadto przejrzyste, a lęk przed obcymi ogarnia wszystkich, choć poszczególni uczniowie rozmaicie go uzewnętrzniają. I tu, powtórzmy za Jerzym Waldorffem, muzyka łagodzi obyczaje! Wspomniany już Vladek, brat WampIrka, komponuje utwór o „inności”, którego przesłanie brzmi:

tylko wtedy jest ciekawie,
gdy różnimy się od siebie,
ty ode mnie, ja od ciebie.

Ten utwór zmusza do zastanowienia się nad postawą wobec obcych, a nauczycielka może wpisać do dziennika: „praktyczna lekcja tolerancji”.

Pojawi się też w książce wątek ekologiczny; ktoś z drugiego świata (czytaj: świata ludzi) zatruwa środowisko wodne, myjąc samochód w pobliżu strumienia, który zasila swoją wodą Bagniska. Te problemy będą nasi bohaterowie rozwiązywać już w czasie wakacji.

Autorka ilustracji, Grażyna Rigall, to osoba o niezwykłej wyobraźni artystycznej, dobrze czująca się w świecie fantastyki. Świadczą o tym rysunki postaci i ich ubiory. Kobieta pracująca, która żadnej pracy się nie boi, jest m.in. autorką ilustracji do tablic informacyjnych z wizerunkami zwierząt w ZOO w Gdańsku Oliwie. Oprócz tego zajmuje się też scenografią i lalkarstwem, jest gościem stałym Bałtyckich Spotkań Ilustratorów.

Książkę czyta się świetnie, stanowi ona idealne interludium pomiędzy gniotowatymi niekiedy lekturami szkolnymi, doskonała rzecz na rozczytanie nieczytających. Rozdziały są krótkie, domknięte fabularnie, więc można przerwać lekturę w dowolnym miejscu i spokojnie do niej wrócić. Tytuł „Ach, strach!” nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością – powinno być „Ach, śmiech!”. Ja w każdym razie śmiałam się często podczas lektury i tego też życzę potencjalnym czytelnikom.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ