środa, 30 września 2020
WydawcaKarakter
AutorJanusz Górski, Ewa Frysztak
RecenzentGrzegorz Sowula
Miejsce publikacjiKraków
Rok publikacji2020
Liczba stron166
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 9/2020

Jakże potrzebna jest ta seria – „Bibliotekę książki” zainicjował Janusz Górski, projektant, człowiek, który wraz ze Stanisławem Rośkiem stał za tak ważnym i niemożliwym do zaszeregowania wydawnictwem jak słowo/ obraz terytoria. Oficyna jest dziś w upadłości, co wyczytać można w stopce każdej publikacji. Na szczęście pozwala jej to nadal realizować podjęte wcześniej zamierzenia, przy współpracy z innymi wydawnictwami.

Jednym z nich jest opublikowana przez krakowski Karakter – mój niski ukłon w stronę Małgorzaty Szczurek i państwa Dębowskich – tom rozmów Janusza Górskiego z projektantką i graficzką Ewą Frysztak. Tym razem profesor Górski udziela sobie głosu (odpytując Łucję Mróz-Raynoch o życie i twórczość jej ojca, Daniela Mroza, usunął się całkowicie w cień) i prowadzi nader interesujący dyskurs z zadziorną i pyskatą, rzec można, artystką. Mowa tu oczywiście o książkach, projektach, sposobach wykonania, podejściu zamawiających, nawet jakichś cenzorskich ingerencjach, ale w gruncie rzeczy ten bogato ilustrowany tom jest fenomenalnie ciekawą, plotkarską niemal rozmową o życiu artysty w „koszmarnych czasach PRL-owskiej dyktatury”. I wychodzi na to, że ani one takie koszmarne, ani tak zniewalające – gdy widzę, jak miotają się dziś moi znajomi graficy i do czego są nieraz przymuszani, pamięć o tych „ciemnych latach” wzbudza we mnie niejakie zastanowienie…

Frysztak w krakowskiej ASP była na roku z Wilkoniem, Cieślewiczem, Frankiem Starowieyskim, Januszem Grabiańskim. Opowiada o swych wielkich kolegach bez rewerencji – „Romcio” był nielojalnym i nadgorliwym kujonem, nikt mu potem nie odważył się tego wypomnieć. Ona zaś nie ukrywa ostrych opinii o szeregu swych szefów w różnych wydawnictwach – pijacy, schizofrenicy, typy patologiczne. I z pewnością takimi byli, możemy jej wierzyć. A zarazem normalni ludzie, z problemami jakże znanymi: kochanka z doskoku, mąż pijak, dziecko na boku.

Jest „mistrzynią krótkiej riposty”, jak to w dowcipie. Górski dwoi się i troi, podpytuje, okręca, ale Frysztak najchętniej odpowiada najkrócej jak można. Jeśli jednak ktoś myślałby, że to rozmowa z zołzą właśnie dla jej zołzowatego charakteru, to myli się ogromnie – pokazane w książce projekty temu przeczą. Ewa Frysztak przez lata dominowała, podkreślam to, grono projektantów – dopiero nagromadzenie jej okładek w jednym miejscu pokazuje, jak ogromną rolę odgrywała: Nowy Korbut, Biblioteka Krytyki Współczesnej, seria Prozy Współczesnej PIW (i ta ze słoneczkiem, i ta z ptaszkiem), kolejna seria: Klubu Interesującej Książki (naprawdę interesująca). Książki dla dzieci, kartki pocztowe, ilustracje okolicznościowe, dyplomy, plakaty, choć tych zrobiła bardzo niewiele. „Ja siedziałam w książce”, mówi. Czytała wszystkie maszynopisy, rysowała piórkiem lub cienkim pędzelkiem, naśladowała nim nawet linoryty. Grubsze pędzle do kolorowych ilustracji w książkach dla dzieci, motywów na okładkach. Ale z kolorem nie szalała, jej projekty są oszczędne, silne pomysłem, nie dzięki uderzeniu barwą.

Okładki Frysztak wytrzymują próbę czasu (zaryzykowałbym stwierdzenie, że renesans tego sposobu projektowania jest blisko), autor ma jednak rację, mówiąc, że artystka nie wykształciła swego autorskiego języka, umożliwiającego natychmiastowe rozpoznanie jej projektów, jak bywa w przypadku Szancera, Grabiańskiego, Świerzego, Lenicy, Młodożeńca. Talent pozwalał jej na zabawę z różnymi stylistykami – czego Frysztak bynajmniej nie żałuje.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ