Książka stanowi zwartą pod względem narracyjnym opowieść o powstaniu warszawskim z barykadami jako podmiotem. Barykada to w wymiarze militarno-materialnym zaimprowizowana przeszkoda dla czołgów i wrogich oddziałów, będąca schronieniem obrońców, zbudowana z przedmiotów przypadkowych, często cywilnych, jak szafy, kanapy, przewrócone tramwaje, autobusy, furmanki. Z kolei pod względem psychologiczno-duchowym jest ona symbolem męstwa, poświęcenia, bohaterstwa, ludzkiej solidarności i współpracy. A przede wszystkim nadziei.
Powstanie warszawskie z punktu widzenia barykad – pomysł to oryginalny, dotychczas nie eksponowany, interesujący klucz do wielokrotnie opisywanej, szczególnie w obecnym, jubileuszowym roku, tematyki. Narrację autora o roli barykad w sierpniu i wrześniu 1944 roku poprzedza ciekawy wstęp o ich dziejach w historii powszechnej i polskiej. Na naszych ziemiach posłużono się nimi po raz pierwszy w 1832 roku podczas rozruchów w Łodzi. Na ulicach Warszawy powstawały m.in. w roku 1920 z obawy przed szturmem bolszewików na stolicę oraz w kilka lat później podczas zamachu majowego, kiedy uległ zatarciu barykadowy podział na „naszych” i „obcych”, bo stroną nacierającą byli również „nasi”, czyli polscy żołnierze, chociaż „obcy” dla tych, którzy stanęli po stronie rządu i prezydenta.
W powstaniu warszawskim nie było takiego zatarcia ról. Byli swoi, z jednej strony barykady, oraz wróg – po stronie przeciwnej. Barykady powstawały na głównych ulicach i w początkowych dniach sierpnia razem z powstańcami budowali je cywile. Wkrótce jednak, gdy entuzjazm opadł, a potem całkiem stopniał, ludność cywilna coraz bardziej odsuwała się od walczących rodaków. Autor opisuje walki na barykadach, ale również życie w ich cieniu. Bo kiedy był spokój na danym odcinku, bawiono się, a nawet tańczono, co często kończyło się tragicznie, szczególnie gdy jakiś zakamuflowany „gołębiarz” oddawał nieoczekiwanie celny strzał z okna lub dachu którejś z kamienic, a potem chował karabin i udawał zwykłego mieszkańca. Oczywiście książka Sebastiana Pawliny to opowieść nie tylko o barykadach i o tym, co się działo wokół nich.
Publikacja obejmuje narracją całe powstanie na podstawie losów poszczególnych bohaterów, którzy przeżyli lub zginęli, przy czym autor wykazuje się zacięciem beletrystycznym, stopniując napięcie i zawieszając akcję na końcu rozdziału. Robi to na przykład, towarzysząc jednemu z bohaterów w układaniu się do snu w ostatnich dniach lipca i formułując komentarz z punktu widzenia narratora wszechwiedzącego: „nie wiedział, że zostało mu jedenaście dni życia”.