Obszerny, liczący dziewięć epizodów, album zapowiadany jako „łącznik”
pomiędzy dwoma słynnymi odsłonami Batmana – „Rokiem pierwszym”
a „Powrotem Mrocznego Rycerza” – niewątpliwie zaskakuje. Wracamy
znów do początków. Oto Bruce Wayne obserwuje młodego chłopca,
„skazanego” przez los na doświadczenia znane milionerowi z własnego
dzieciństwa. I kiedy nadchodzi właściwe chwila, postanawia przeprowadzić
go na „drugą stronę” swego życia – uczynić zeń pomocnika Batmana.
Jednakże droga, która wiedzie ku temu, nie jest już nawet kręta
i wyboista jak we wspomnianych wyżej albumach. Obaj – Batman i Robin
– zmagają się z demonami przeszłości, upodabniając się właściwie
do wrogów, z którymi jakoby mają walczyć. Z czasem millerowski Nietoperz
jawi się coraz bardziej jako owładnięty własnymi pasjami bandyta,
który używa swych nadludzkich możliwości do realizacji własnych celów.
Dokąd właściwie zmierza? W tym kontekście nie mogą szokować głosy,
jakie pojawiły się po opublikowaniu serii w USA. Często powtarzały się
określenia: „dziwny”, „zaskakujący”, „kontrowersyjny”. W „Cudownym
chłopcu” uderza także specyficzna konstrukcja graficzna, bliższa starszym
przygodom Batmana – sprzed „Powrotu…” Obszerne kadry, nierzadko
całostronicowe, wylewają się wręcz ze stronic, przytłaczając czytelnika.
Wszak sprawy dotyczą kwestii niezmiernie ważkich, w które zaangażowana
zostaje Liga Sprawiedliwych.
Także w sferze graficznej jest coś, co z pewnością może wstrząsnąć.
O ile wydawało się, że komputery i kolory nanoszone przy ich
pomocy wyzuły sztukę komiksową z większości artyzmu, o tyle grafiki
z tego albumu ponownie przywracają wiarę w moc talentu i warsztatu;
wiarę w twórcę-człowieka, który, jeśli czuje to i potrafi, nawet z komputera
potrafi wydobyć efekty zdumiewające.