środa, 23 grudnia 2020
WydawcaRebis
AutorEdward Brooke-Hitching
TłumaczenieJanusz Szczepański
RecenzentPiotr Dobrołęcki
Miejsce publikacjiPoznań
Rok publikacji2020
Liczba stron256
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 12/2020

Podtytuł tej „szaleńczej” książki brzmi „Największe kurioza wydawnicze”, co właściwie oddaje jej treść, zresztą świetnie napisaną (uznanie również dla tłumacza!).

Pozostawiając innym opis różnego rodzaju wynaturzeń prezentowanych w książce, jak książki pisane na ludzkiej skórze czy na kościach czaszki, albo książki wydrążone wewnątrz i służące za sekretne szafki na trucizny czy nawet – za przeproszeniem – książka toaleta (!), zwróćmy uwagę na świetnie opisane zdarzenia, które na trwałe weszły do historii książki. Często były to fałszerstwa, jak w przypadku szczegółowo i profesjonalnie opisanej afery z rzekomymi pamiętnikami Adolfa Hitlera.

Są i polonica, których zawsze wypatrujemy zapewne z niezaspokojonej potrzeby dowartościowania się i pokazania, że na pewno jesteśmy częścią kultury światowej. Więc jest reprodukcja „wspaniałego fajumskiego portretu trumiennego młodocianego egipskiego arystokraty z końca II wieku”, na którym widać niewielki zwój z tekstem zawieszonym na jego szyi. Portret pochodzi ze słynnej kolekcji dzieł sztuki odnalezionych przez polskich archeologów w egipskiej oazie Fajum i eksponowanych w Muzeum Narodowym w Warszawie.

Do tej kategorii można też zaliczyć niezwykle interesujący przypadek „Rękopisu Wojnicza”, czyli pergaminowej księgi oprawionej w skórę, której karty pokryto rysunkami, wykresami i niezrozumiałym pismem. Swoją nazwę zawdzięcza Michałowi Wojniczowi, polskiemu antykwariuszowi i kolekcjonerowi, który w 1912 roku nabył rękopis od jezuitów z willi Mondragone we Frascati. Rękopis uważany jest za jeden z najbardziej tajemniczych rękopiśmiennych zabytków średniowiecza, ponieważ nie tylko jego autor, ale też użyte znaki oraz język, w jakim został zapisany, pozostają nieznane i niezrozumiałe. Dlatego są opinie, że rękopis ten jest tylko wyszukaną sekwencją przypadkowych symboli, które nie tworzą żadnych treści.

Niewielka wzmianka odnosi się do „króla Polski”, któremu dostarczono potwora nazwanego „biskupem morskim”, jak zapisano w dziele o rybach, jakie w XVI wieku spisał pewien niderlandzki rybak. Świadectwo jest nam życzliwe, bo potwór „został wypuszczony na wolność, gdy na migi poprosił o to zebranych hierarchów kościelnych”.

I nie ma mowy, aby wszystko tutaj objąć, po prostu trzeba nie bać się szaleństwa i sięgnąć do tej wspaniałej księgi.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ