Tom traktujący – jak brzmi jego podtytuł – „o czasopismach Mieczysława Grydzewskiego i o nim samym”, we wnikliwym opracowaniu prof. Rafała Habielskiego. Wydatnie poszerza wiedzę o ekstraordynaryjnej figurze z dziejów polskiego dziennikarstwa. Redaktora niezłomnego (copyright by Marian Hemar), który kierował kolejnymi mutacjami „Wiadomości” niemal pół wieku – najpierw w Warszawie, potem w Paryżu i Londynie – wspominają luminarze polskiego piśmiennictwa. Między innymi: Kazimierz Wierzyński, Ferdynand Goetel, Józefowie: Wittlin i Łobodowski oraz bracia Wacław i Karol Zbyszewscy.
Co ciekawe, Grydzewski w zasadzie był redaktorem, a nie dziennikarzem. Pióro do ręki brał rzadko, pisanie nie było dla niego najważniejszym sposobem wyrażania siebie. Czynił to właśnie poprzez redagowanie. Wedle legendy kapitałem założycielskim umożliwiającym powstanie w roku 1924 „Wiadomości Literackich” był pierścionek matki inicjatora. A także kilka… opon samochodowych, należących do Antoniego Bormana, wieloletniego administratora pisma, które z biegiem czasu stało się atrakcyjne formalnie, zdobyło czytelników, a zatem także środki umożliwiające bezpieczny byt.
Tygodnik zrazu nie miał konkurencji ze względu na nowatorską formułę, znakomite pióra i styl redagowania, ale również czynniki zewnętrzne. Autorzy i czytelnicy pisma cieszyli się niepodległością i mieli poczucie, że Polsce nic poważnego nie zagraża. Zmieniło się to w połowie lat trzydziestych za sprawą widma wojny oraz zmiany sytuacji w kraju. Trendy liberalne kwestionowano na rzecz przekonania o konieczności skupiania się pod jednym przywództwem, inaczej definiowano powinności literatury – chciano, by była zaangażowana. Przejawem tego stały się narodziny periodyków podważających ducha pisma Grydzewskiego. Najbardziej charakterystyczny przykład tej tendencji stanowiło „Prosto z Mostu”, redagowane przez Stanisława Piaseckiego, odwołujące się do ideologii narodowej, niechętne wartościom bliskim „Wiadomościom Literackim”, które utraciły swój prymat.
Z kolei po roku 1945 „Wiadomości” przegrały rywalizację z „Kulturą” paryską, gdyż Grydzewski zbudował szczególną relację z inteligencją emigracyjną, podobnie jak on nieakceptującą świata powojennego. Formacją zdeklasowaną, chętnie wracającą do przeszłości i w miarę upływu czasu mającą coraz mniejsze rozeznanie w tym, co dzieje się w krajowym życiu kulturalnym. Kłopoty zaczęły się, kiedy ta generacja zaczęła odchodzić i nie bardzo miał kto ją zastąpić.
Grydzewski był tolerancyjny i skłonny drukować rzeczy, z których wymową się nie zgadzał. Miał jednak poczucie istnienia nieprzekraczalnej granicy, poza którą kończyły się przekonania, a zaczynało odstępstwo od zasad i wartości. Cenionego przez siebie Ksawerego Pruszyńskiego, który w 1944 roku zaakceptował żądania terytorialne Stalina oraz uzurpacyjne rządy komunistów, uznał za odstępcę. Odmówił zgody na opublikowanie o nim wspomnienia pośmiertnego. Z podobnych przyczyn zerwał kontakt z Jarosławem Iwaszkiewiczem, Julianem Tuwimem i Antonim Słonimskim.