
Jak wielkim i fascynującym człowiekiem był Bruno Schulz, skoro publikuje się nawet listy (często nieznanych nikomu) ludzi, którzy dają świadectwo o nim?
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria niestrudzenie zajmuje się publikacją dorobku i zagadnieniami związanymi z wybitnym pisarzem z Drohobycza. Rzecz to wielce imponująca i godna pochwały, szczególnie że proceder ten trwa już kilkanaście lat. Drugi tom Archiwów Schulzowskich ujawnia materiały zgromadzone przez pierwszego biografa i znawcę twórczości pisarza – Jerzego Ficowskiego, który ma niepoślednie zasługi w promowaniu autora „Sklepów cynamonowych”.
Zbiór zawiera listy dziewięćdziesięciu dziewięciu osób, które próbowały jak najlepiej opisać Brunona Schulza tak, jak go zapamiętały. Możemy przyjrzeć się różnym portretom pisarza, który występuje w roli nauczyciela, szkolnego kolegi, malarza, wujka, bibliotekarza, pisarza, wreszcie ofiary Holocaustu.
Antologia zwraca uwagę na wiele aspektów; trzy z nich wydają się najbardziej interesujące. Po pierwsze, książka ma dwóch bohaterów, tym drugim jest Jerzy Ficowski. Jego walka o znalezienie kolejnych świadków, dociekliwość i drobiazgowość poszukiwań budzą szacunek i podziw. Często korespondencja z poszczególnymi osobami ciągnie się dekadami, a upór badacza nie pozwala Ficowskiemu opuścić żadnej cennej informacji. Druga rzecz to narracja, jaką przyjęli świadkowie. Wspomnienia kolejnych współczesnych budują obraz Schulza coraz bardziej uładzony. Nie znaczy, że taki przekaz jest zmyślony, nieprawdziwy, zakłamany, ale dzięki wielości wspomnień, a także procesowi wymiany listów z Jerzym Ficowskim na przestrzeni wielu lat widać, że im bardziej Schulz był znany, tym więcej szczegółów sugerowanych spostrzeżeniami innych pojawia się w listach świadków. Ostatnim aspektem wartym podkreślenia jest tajemnica osoby samego pisarza. Niesamowite, jak oryginalnym, tragicznym, niespokojnym, wrażliwym człowiekiem był ten drobny, niepozorny mężczyzna o pląsającym chodzie, nerwowych ruchach, każdemu ustępujący z drogi.
Na koniec należą się wielkie brawa dla redaktora, prof. Jerzego Kandziory, którego edytorstwo niniejszego tomu wyróżnia się polonistyczną akrybią. Wyczerpujące informacje w przypisach, starannie przemyślany układ osób, kompozycja listów i komentarz sprawiają, że podglądanie czyichś listów staje się niebezpieczną przyjemnością.