
„Ściany mają uszy”, mawiano w czasach różnych zagrożeń. Nie bez racji. Imperial War Museum w Londynie ma całą kolekcję plakatów służących propagandowej kampanii pod hasłem „Careless talk costs lives”, co można przełożyć, przykładowo, na „Nie gadaj po próżnicy”. Jedne przywoływały postać femme fatale wytężającej uszy, by podsłuchać relacje nieostrożnych oficerów, inne wymieniały tematy, jakich należało unikać w publicznych rozmowach, jeszcze inne karykaturowały „pana Hitlera” w różnych sytuacjach. Anglicy mieli hopla na punkcie szpiegów, nielegałów, uśpionych agentów.
Oliver Hilmes, niemiecki dokumentalista, przypomina o zabezpieczeniach, istotnych – o wiele bardziej – podczas II wojny światowej na terenie Rzeszy. Nieostrożne wypowiedzi mogły łatwo przynieść śmierć. Karlrobert Kreiten, nadzieja niemieckiej pianistyki, młodzieniec, który w innych okolicznościach mógłby zawojować muzyczny świat, otwiera się nieopatrznie przed przyjaciółką matki: „Wojna jest już dawno przegrana. Hitler, Göring, Goebbels, Frick, wszyscy oni zostaną niebawem skróceni o głowę”. Było to 17 marca 1943 roku, niecałe pół roku później Kreiten już nie żył. Gospodyni, fanatyczna zwolenniczka Führera, postarała się, by o poglądach muzyka dowiedziało się Gestapo. Pomogły jej w tym podobnie „myślące” przyjaciółki, po wojnie, gdy doszło do śledztwa w tej sprawie, zrzucające winę na nieżyjącą już (popełniła samobójstwo) donosicielkę.
I o tym jest ta książka – o bezmyślności, ślepej wierze w idole. I tchórzliwym usprawiedliwieniu: „Ja tylko wypełniałam polecenia partii”. W Polsce mieliśmy z tym do czynienia po 1989 roku, gdy próbowano rozliczyć koniunkturalistów, czego oczywiście, w kraju „niedasiów”, nikt zrobić nie potrafił ani nie chciał, optując za znacznie łatwiejszą „grubą kreską” premiera Mazowieckiego. Ten brak radykalnego działania wciąż się odbija – suweren robi przecież tylko to, co mu podsuwają uzależnione media…